Szanowny suficie,
przez ostatni rok byłeś uprzejmy spieprzyć mi się na głowę tyle razy, że aż dziw, że jeszcze są wystarczająco duże kawałki, które ni z tego ni z owego napierniczają we mnie biedną.
Proszę, już wystarczy.
Zapłaciłam cenę za marzenia i NIE, one się nie zmieniły, mimo, że perswadujesz mi obijając mnie to z lewej, to z prawej, że może jednak powinnam je zweryfikować.
Co ja kurwa, i komu uczyniłam, że jak tylko coś zbuduję, to się zaraz wali?
Nie każ mi żyć według maksymy 'co cię nie zabije zrobi z ciebie zimną sukę' bo, mimo wszystko nie potrafię.
Dla tych którzy ostatnio rozjechali mi serce i głowę niech ten dzień, miesiąc, rok będzie błogosławiony.
Może nie oszaleję...
Taaak... Widzę, że jakiś dziwny sezon się zaczął. Ja już jestem jedną nogą u psychiatry... I może też nie oszaleję. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńEee, noo, nie daj się. Wierzę w Ciebie. Józek ;o) .
OdpowiedzUsuńOjejku, to Cię naprawdę dobiło.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko, poradzisz sobie, to na pewno jest tylko taki moment!
Powiem tak. Wszystko się kiedyś kończy, nawet zmartwienia. Musisz w to uwierzyć. U mnie kiedyś było tak ciężko, że nawet Shive sobie kupiłam, żeby odwrócił bieg wydarzeń...
OdpowiedzUsuńzaczynam się bać o Ciebie. No to sie musi skończyć a tym co Ci rozjechali... to niech ten sufit na łeb spadnie
OdpowiedzUsuń