Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

niedziela, 21 kwietnia 2013

Inspirowani...

Pisałam kiedyś na starym blogu o badaniu, które w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w ubogich dzielnicach dużych miast USA przeprowadził pewien profesor ze swoimi studentami. Z badań wynikało, że na 100 badanych 10 zginie przed osiągnięciem pełnoletności, następnych trzydziestu wyląduje w więzieniu za różnego rodzaju przestępstwa, z najcięższymi włącznie. Jakaś część założy rodziny, ale nie wybije się ponad status rodziców, czyli nadal będzie żyła skromnie i jedynie malutki odsetek bo jedna do dwóch osób osiągnie sukces. O badaniach i ich wynikach zapomniano. Trzydzieści lat później, inny profesor z innymi studentami odnalazł wyniki badań i postanowił dotrzeć do badanych, żeby sprawdzić, jak potoczyły się ich losy i, oczywiście, czy kolega postawił słuszne wnioski.
Kilku z badanych oczywiście nie żyło- ubogie dzielnice i działające w nich gangi zrobiły swoje, kilku zmarło z przyczyn naturalnych, ale większość z badanych osiągnęła sukces. Kilkanaście osób miało swoje kancelarie prawne, gabinety lekarskie lub zajmowało wysokie stanowiska w dużych korporacjach. Większość wiodła szczęśliwe życie rodzinne. Na pytanie, jak udało im się wyrwać z zaklętego kręgu biedy i beznadziei, każdy udzielił odpowiedzi w stylu: 'był taki nauczyciel, który we mnie uwierzył, nie pozwolił mi się poddać, podał mi rękę'.

W perspektywie ostatniej notki i dyskusji, która się pod nią toczyła, wyglądać by mogło, że teraz nie ma już takich nauczycieli.
W szkole Młodej, dyrekcja poprosiła OMC abiturientów o wypełnienie ankiety, która ma dać... no coś ma jej dać.
Pytanie: Czy nauczyciele w naszej szkole spełnili twoje oczekiwania? wkurzyło Młodą.
- Hej, co ja miałam zaznaczyć TAK, odnosząc się do polonistki, historyczki, geografa, romanistki czy chemicy, czy NIE  i tu z nazwiska wysypać matematyczkę, stukniętą fizyczkę, anglistkę, wuefistów czy panie od PP, WDŻ czy wiedzy o kulturze, bo tu chyba miałam  delikatnie większa wiedzę?
- Co zaznaczyłaś?- zapytałam z ciekawości.
- NIE, bo tych, którzy mnie wkurzali było więcej, ale wiesz jakie pytanie rozśmieszyło mnie najbardziej?'Który z nauczycieli cię inspirował?' Ryknęłam śmiechem, a za mną cała klasa. Inspiruje to mnie Pan od Rysunku!

I gdzie jest ten jeden nauczyciel, dający im wiarę, że mogą dojść, dokąd chcą, osiągnąć, co chcą, podbić sad, albo kraj, albo tylko miasto czy wieś, ale to wszystko zależy od nich?

Przerzucaliśmy się z Desperm pod poprzednią opisami nauczycieli, którzy wyszli z ram.
Ja:
Czekaj, miałam wyczesanego dyrektora w podstawówce. Przyszedł do nas kiedyś na zastępstwo na matmę, kazał wyciągnąć podręczniki, po czym stwierdził, że jak pani nie ma, to matmy nie ma i... całą lekcję robiliśmy papierowe samoloty. Do dzisiaj umiem zrobić samolot z dwóch kartek papieru, który lata jak, nie przymierzając, F16 :o) Dlatego moi uczniowie mają możliwość powiedzenia mi czasem, że nie mają siły na angielski. Gramy wówczas w scrabble, wisielca lub memo (po angielsku oczywiście, i oni nadal myślą), ale mają poczucie, że czasem mogą wyluzować.
Desper:
Ehhhh jak się człek nie upomni to nic nie dostanie ooo!! Widzisz jak gładko Ci poszło :) Ja miałem w technikum gościa od silników, raz na jakiś czas, jak nikomu nic się nie chciało wyciągał swoją bogatą kolekcje slajdów i oglądaliśmy nowinki techniczne, wiesz nowe motocykle samochody takie tam. Koleś opowiadał bardzo ciekawie wszyscy zadowoleni byli, i coś tam w tych pustych łepetynach zostawało :)
Ja:
Mój lektor angielskiego przez rok był na stypendium w Rzymie. Jak nam w piątek na ostatnich zajęciach waliło na dekiel, wyciągał rzutnik i... zwiedzaliśmy Rzym
Desper: 
Dla odmiany podam przykład matematycy mojego najstarszego w podstawówce, nauczycielka starego bicia, jeszcze mnie uczyła, zauważyła, że młody ma ciągotki do matmy i z własnej woli na przerwach zaczęła go motywować do indywidualnego rozszerzonego programu. Tak młodego nakręciła że do końca podstawówki i przez gimnazjum ciągnęła go na takim rozszerzeniu - efekt LO mat-fiz matura rozszerzona z matmy z wynikiem 96%. Są jeszcze ludzie na tym świecie :)

Macie takie wspomnienia?
Opiszcie je, żeby pokazać Krajanowi i Teatrowi że to co robią, kim są, jest dla dzieciaków ważne, może najważniejsze. 

17 komentarzy:

  1. Może nie byli inspirujący, ale im się chciało. W podstawówce Pani od matematyki, w Ogrodniku nikt, w Ceramiku Pani od chemii, a w LO dla Dorosłych, od matematyki, tylko później odeszła i od angielskiego ale to w ostatniej klasie, Dyrektorka, która była jednocześnie właścicielką szkoły i uczyła fizyki.
    Ale do końca życia nie zapomnę nauczyciela j. polskiego. Był bardzo ostry, nie zawsze przebierał w słowach (nie przeklinał) ale nauczył nas jak pisać poprawnie. Pan Krzysztof Gierymski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Źle ułożona ankieta, uogólniająca. Oraz chętnie poczytam;-)
    Oraz myślę, że jednak szkoła się zmieniła. Mówiłam o młodych nauczycielach, których zabija się w pierwszych latach pracy. Widziałam młodego biologa, pasjonata, naszego absolwenta. Pasjonata, który chętnie wychodzi poza szablon, na zewnątrz, a u nas jest gdzie wyjść. Który wykorzystuje możliwości, jakie daje współczesny świat.
    Jest o krok od rezygnacji z pracy w szkole. Może w jakiejś renomowanej by się odnalazł, gdzie przychodzą uczniowie chcący się uczyć, z wysokimi średnimi. W normalnej, zwykłej już właściwie go zabili. Nie miał pojęcia, na czym będzie się musiał w pracy z uczniami skupiać: przede wszystkim walce o utrzymanie dyscypliny, ustalaniu zasad, trzymaniu się ich, bo nie daj Boże jakaś luka "w prawie", czy niekonsekwencja, bo ktoś naprawdę nie mógł. Okazało się, że mają mu za złe, że taki fajny, a jednak stawia jedynki, kiedy nie umieją. I przestał być fajny, więc trzeba go ukarać. W drugim semestrze zapytał mnie: "Jak ty to robisz, że ciebie słuchają?" Ja mam za sobą lata pracy i wypracowany system, którego się trzymam, aby móc przekazać wiedzę. System, którego trzymam się z obsesyjną konsekwencją, tłumacząc czasem, że inaczej nie mogę, więc i tobie muszę... To dobre? Niedobre. Tylko jesli zacznę z wyrozumiałością dla pojedynczych przypadków, będę "niesprawiedliwa" itd. Po dyscyplinie, bo zacznie się udowadnianie mi, że jednych lubię bardziej itd. A ja mam uczyć polskiego... Gdzieś to ginie. Całkowicie. Na pasje to można sobie pozwolić może w prywatnych, pracując na pół etatu, kiedy się ma źródło utrzymania w postaci najlepiej bogatego męża, może w renomowanych liceach, gdzie dzieciaki wiedzą już z grubsza kim są i czego chcą.
    Widziałam wielu młodych z pasją. Pasja pozostała na własny użytek, jeśli się w szkole utrzymali. Zbyt wielu odeszło, byle nie do szkoły.
    Nie nadawali się? Może. Tylko że kiedyś inny był stosunek do nauczycieli. Jeśli na każdym kroku dodatkowo wylewa się na takiego młodego z każdej strony kubły pomyj, dzięki czemu tak go traktują wszyscy, jeśli efektów nie widzi, a mimo rzetelnej pracy, są jedynki i pretensje do niego od rodziców, a dzieci go mieszają z błotem (wystarczy dwoje, troje w klasie i rechot pozostałych dwóch trzecich), pasjonat odchodzi. Bo miał, chciał uczyć. Szczerze i rzetelnie. Utrzyma się taki, który potrafi przetrwać. Tylko co się stanie z jego ideami.
    Wierzę, że tam, gdzie przewagę stanowią uczniowie z pasją, którzy potrafią zagłuszyć tych innych, którzy chcą zabłysnąć dokładnie odwrotnie, bo czymś muszą, a nie mają czym, tam można zarażać pasją, bo się widzi odzew. Jeśli pasja jest deptana z błotem, bo kto nie kombinuje, ten frajer, to w dzisiejszych czasach mus coś do garnka włożyć.

    Dobra, nie na temat;-)
    Pomyślę, o swoich z pasją. Na razie nie przychodzą mi do głowy. Ale u nas nie ma wyboru szkoły, jest po jednej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra:
    - nauczycielka biologii w podstawówce, ale dopiero na kole biologicznym, bo na lekcjach stres był zbyt wielki
    - polonistka w podstawówce pokazała mi, że coś jest w poezji współczesnej, ta jedna lekcja utkwiła mi na całe życie i była dalekosiężna w skutkach

    Nie ma rewelacji.

    Za to wielu pamiętam takich, którzy powodowali straszliwy stres, a byłam dobrą uczennicą. Chyba zbyt wielu. Pamiętam, że na początku swojej pracy bardzo mi zależało na tym, aby się mnie nie bali. Nie udało się. Może nie umiałam. Ale się nie udało.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja miałam cudownego nauczyciela z polskiego w liceum, coś a'la R. Wolliams z "Stowarzyszenia umarłych poetów". Niestety uczył nas tylko rok, a po nim przyszła Pani, która na dzień dobry zawsze mówiła "tu jest kupa głupich ludzi w tej klasie" :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Williams ze "Stowarzyszenia...", rzecz jasna :)...piątkę miałam z polskiego, choć do grona kupy głupich ludzi należałam :D

      Usuń
  5. W podstawówce może nie tyle inspiracją co mentorem był dla mnie pan od WF-u. Jak na ironię to z nim, a nie z polonistką, jeździłam przez kilka lat z rzędu na konkursy poetyckie i zgarniałam kolejne nagrody. To on mnie mobilizował, żebym się na nie zgłaszała, bo mnie się, szczerze mówiąc, nie chciało :))) W szkole średniej zdecydowaną większość nauczycieli wspominam dobrze. Wyróżniła się jeno polonistka, która sprawdzała mi próbną maturę i wlepiła dwóję, stwierdzając, że nie umiem poprawnie budować zdań. Za to na studiach... tam to byli wybitni, zachwycający ludzie - pasjonaci o ogromnej wiedzy i wielkim sercu. Były też i odchyły, w sam raz do powspominania po latach ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. nauczyciel od matematyki... przez tylko dwa lata niestety, potem odszedł do lepszego liceum. Dzięki niemu uwielbiałam matematykę. Potem przyszła "Mantysa", która skutecznie z tej miłości mnie wyleczyła.
    Jest jedna nauczycielka, której pewnie nigdy nie zapomnę - od fizyki - niezrównoważona, potrafiła niespodziewanie rzucić w kogoś takim wielkim drewnianym cyrklem, którym rysowało się na tablicy. Dziwię się, że nikogo nie zabiła :))
    Teraz podziwiam nauczycielkę od chemii mojej Juniorki - za indywidualne podejście do każdego ucznia, prawdziwy Człowiek, prawdziwy Pedagog.

    OdpowiedzUsuń
  7. w podstawówce nauczycielka od matematyki - rozpaliła we mnie miłość do tego przedmiotu ogromną! była wymagająca, narwana i ... fantastyczna! kiedyś na lekcji wyrwało mi się do niej "mamo"!!! to chyba mówi samo za siebie:))
    a w liceum - wszyscy od przedmiotów artystycznych, ale to był plastyk, więc i nauczyciele nieco inni:)

    a tak na marginesie - bardzo polecam Wam film w tym temacie - "Gwiazdy na ziemi". jest tam jeden nauczyciel, oczywiście jak to w filmie nieco odrealniony, ale jednak jako inspiracja - idealny:)
    buźki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Z podstawówki nauczycieli nie pamiętam, co mówi samo za siebie. Jakieś przebłyski pani od geografi z powodu jej przezwiska, pani od matematyki (która to matematyka, bez względu na nauczyciela zawsze była moim konikiem) ale to z powodu męża alkoholika, który dostarczał nam nieraz atrakcji na szkolnym korytarzu i może jeszcze nauczyciel śpiewu, z powodu, że śpiewałam w chórze i z tymże chórem zgarniałam nagrody na poziomie województwa.
    Za to w LO ...hmmmm, klasa matematyczno- fizyczna (wiadomo, matematyka wielką miłością mą jest) i wychowawczyni, która owej matematyki uczyła. Mam jej wiele do "pamiętania", chociaż staram się zapomnieć większość, gdy dowiedziała się na jakie studia się wybieram, z ironicznym uśmieszkiem rzekła, że chyba sobie żartuję?!
    Później planowałam by otrzymanym indeksem pójść i plunąć jej w twarz, ale szkoda czasu na takie wyzłaszczanie się.
    Faktem jest, że przez cały czas edukacji, lekceważyłam kobietę i niestety, jako dobry uczeń, mogłam sobie na to pozwolić. To dłuuuga historia, ale przyczyną, że większość nielicznej klasy (18 osób) miała kobietę w poważaniu, był jej sposób podejścia do nas. Ciągłe wspominanie naszych poprzedników (że jacy oni byli świetni, grzeczni, kulturalni, nie to co my)oraz wmawianie nam, że z nas nic dobrego nie wyrośnie (skądinąd wiem, że większość z nas pokończyła studia, część się po świecie rozjechała, część w kraju mieszka i zdecydowana większość "wyszła na ludzi".
    Za to nauczycielka polskiego?! Cud kobieta, lekcji z nią było ciągle mało. Serio, serio.
    Do dzisiaj pamiętam jak oceniła moje wypracowanie, które "inteligentnie" zerżnęłam z kilku mądrych książek. Rzecz dotyczyła jakiejś epoki literackiej, ale nie pomnę jakiej.
    Rozdała ocenione wypracowania, a oddając mi moje "mądrości" rzekła
    - mogę ci postawić tróję jak chcesz, w końcu wysiłek włożony też ma swoją cenę, ale możesz napisać po swojemu, bo pisać potrafisz!
    Możesz się śmiać, ale od tamtego momentu uwierzyłam w siebie!
    Natomiast na maturze pisemnej z polskiego ta sama nauczycielka przechadzając się po klasie (jako klasa profilowana pisaliśmy maturę w osobnej sali) pokręciła głową nad wybranym przeze mnie tematem (był trudny, z czego nie zdawałam sobie sprawy) i nachyliwszy się, powiedziała do mnie
    - nie próbuj napisać poniżej czwórki!
    Prośbę Jej spełniłam. Do dzisiaj kobietę wspominam ciepło nad wyraz, gdyż bardzo wiele Jej zawdzięczam ;-)
    No to się nagadałam?!?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Poloniści - miałam szczęście trafiać na pozytywnie zakręconych indywidualistów, pasjonatów, takich, którzy też niekoniecznie sztywno trzymali się ram programowych. Kiedy teraz słucham o młodych polonistkach ze szkoły moich chłopców włos jeży się na głowie-niespecjalnie chce im się chcieć...a przecież wydawać by się mogło,że tym bardziej powinny, bo młode, bo świeżo po studiach, bo pełne pomysłów i inspiracji. Jakieś takie zrezygnowane, niedocenione...?
    Prawdziwy belfer winien być mądry oraz mieć charyzmę i poczucie humoru. Jak Ty, Dreamu ;-))))

    OdpowiedzUsuń
  10. na pytanie odpowiem nie, i nie, w podstawówce nie, w liceum nie.. to nie znaczy, że byli źli, bo raczej wspomina się rozrzewnieniem, i na ogół miło, ale do inspiracji to daleka droga..

    OdpowiedzUsuń
  11. mam wspomnienia pozytywne o tych co w czasie edukacji prowadzili mnie ku wiedzy , ale mam też traumę

    OdpowiedzUsuń
  12. No proszę zacytowano mnie, jaaaa, ale fajnie :) A poważniej to o nauczycielach to mógłbym więcej naopowiadać :)Ale wspomnę tylko mojego opiekuna warsztatowego, specjalistę od silników diesla, miał facet mnóstwo wiadomości, ze słuchu praktycznie bezbłędnie diagnozował usterki. Uwielbiałem się z nim przekomarzać, co doprowadzało go czasami do wystąpienia piany na mordzie, ale za każdym razem potrafił przekazać sążnistą porcję wiedzy, na koniec naszej edukacji warsztatowej jako jedyny dostałem od niego prezent, książkę z dedykacją. Na moje zdziwienie odparł wprost, że wkurzałem go do nieprzytomności, ale jako jedyny do tej pory zmusiłem do uzupełniania wiedzy, bo zadawałem zbyt uciążliwe pytania, zbyt szczegółowe i nie zawsze znał odpowiedź, rozstaliśmy się jak przyjaciele :)
    Dzień dobry:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z j.polskiego i historii miałam zawsze fajnych nauczycieli. W średniej moja profesor od j.polskiego dopingowała mnie w rozwijaniu talentu poetyckiego i zawsze jęczała z rozpaczy, kiedy musiała sprawdzać moje długaśne wypracowania. Zawsze miałam dużo do powiedzenia :))) (matura próbna na 11 stron A4) Do tej pory uwielbiam literaturę i historię. Z matmą gorzej. Znienawidziłam ją w 3 kl. podstawówki, kiedy dostałam po łapkach drewnianą linijką za źle rozwiązane zadanie. Generalnie nauczyciele byli różni, tak jak różni są ludzie. Myslę, że jednak to były zupełnie inne czasy. Nauczycielom było łatwiej i mieli wiekszą motywację i siłę przebicia, a młodzież nie była taka wyzwolona jak teraz.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja jestem humanista z krwi i kości. Moje stosunki z matmą, chemią i fizyką przez cały okres szkolny były dosyć napięte, delikatnie mówiąc. W gimnazjum nieco się to zmieniło. Za sprawą FANTASTYCZNEJ Pani, która uczyła mnie wszystkich trzech przedmiotów. Anioł, nie kobieta. Tłumaczyła wszystko przystępnym językiem. Cierpliwa, ciepła i zawsze uśmiechnięta.

    Potrafiła tłumaczyć wszystko klasie z 10 razy, a jeśli ktoś nie zrozumiał, tłumaczyła to po raz 11, tylko tej osobie... Dzięki Pani Małgosi, tylko dzięki Niej, jechałem przez całe gimnazjum z matmy praktycznie na samych 5 :) Zawsze była taka ze mnie dumna, choćbym z całego tematu zrobił dobrze tylko jedno równanie. Dla Niej ważne było, że się staram, że mi pomaga. Dzięki Niej autentycznie ROZUMIAŁEM matmę, fizykę i chemię.

    Nigdy przedtem ani już potem też nie, nie miałem takich nauczycielek z tych przedmiotów. Nigdy też już nie rozumiałem matmy tak dobrze, jak z Panią Małgosią.

    PS. Dzięki za komentarz, zapraszam częściej :) Oraz polubiłem Waszą firmę na FB ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajnych nauczycieli trochę miałam. Jednak na wyjątkowo inspirującego mnie, dającego wiarę w możliwości to jednak nie trafiłam. Miała szansę takową się stać polonistka z LO, ale gdy nadszedł rok 1980 stała się członkiem zarządu wielkopolskiego NSZZ Solidarności i to stało się dla niej najważniejsze oraz walka o krzyże w szkole. Szlag trafił misję pedagoga

    OdpowiedzUsuń