Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

piątek, 30 sierpnia 2013

Co by tu napisać, żeby nie zacząć od 'kurwa mać'?

Nic się nie da...
Chyba.
Albo z wyczerpania opuściła mnie fantazja na zawsze.
Grupa pierdolniętej pilotki pojachała.
W rękę pokojowej wcisnęli dychę.
Na mnie czekała przywiędnięta róża.
Dobrze, że nie było mnie, jak wyjeżdżali, bo róże mają kolce...
Przyjechali nowi.
Zajebiści dla odmiany.
I wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że zapier... jeszcze do końca września.
W niepełnym wymiarze godzin, ale jednak.
A wisienkę z czubka tortu zostawiłam na deser.
Zmieniło się biuro rachunkowe obsługujące firmę.
Nowa pani księgowa potwierdziła moje przypuszczenia.
Miazga panie...
Kurwa, mam nadzieję, że nie ja będę ten burdel poprawiała, albo inaczej.
Ja nie zamierzam.
Zajebiści weszli do biura, popatrzyli na mnie, jak kończyłam rozmowę z asystentką pani prezes i stwierdzili:
- Wygląda pani, jakby przypchała pani tu nasz samochód.
Wiedziałam to.

Jestem głodna, ale nie mam na nic siły.
Poczekam, aż wrócą moi i coś sklecą.
Albo mam to gdzieś.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Filmowy weekend czyli subiektywnie

Dziwny to był filmowy weekend.
Dziwny, ponieważ klasyczna mordoklepanka okazała się być klasyczną mordoklepanką z wybitnymi kreacjami aktorskimi. John Malkovich- killer-idiota, Anthony Hopkins- naukowiec-psychopata i Helen Mirren- babcia-płatny morderca, wypełnili sobą historię do tego stopnia, że prawie nie przeszkadzał mi w niej Bruce Willis. Dialogi wyniesione do  mistrzowskiego poziomu oraz nakrycia głowy Malkovicha sprawiły, że każdą chwilą filmu cieszyłam się, jak dziecko.
A potem miało być tylko śmieszniej, gdyż inteligencja Woody Allena obiecywała, że nikt już nikogo nie będzie musiał lać po pysku, żeby było zabawnie.
No nie było.
Ktoś, kto w reklamach, na ekranach TiVi obiecuje ludzkości zabawną komedię, ma chyba bardzo specyficzne poczucie humoru.
Komediodramat- tak, ze wskazaniem na drugą część rzeczownika.
Oczywiście, jak zwykle Allen nie zawiódł.
Pod płaszczem banalnej historii przemycił coś więcej.
W przemycaniu wydatnie pomogła mu, genialna w tej roli, Cate Blanchett.
Red2 (chociaż nie widziałam Red1) i Blue Jasmine (chociaż kilka ostatnich filmów Allena odpuściłam)- zaliczone.
Zaliczone udanie.
Z bardzo mieszanymi uczuciami jednakowoż.
Obejrzyjcie... albo nie.
Wasz wybór, ja wybrałam oba i nie żałuję.
Bo przecież nikt nie obiecywał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie.

czwartek, 22 sierpnia 2013

To już koniec?

Dzisiaj, pędząc do pracy zobaczyłam w ogrodzie, obok zaprzyjaźnionego hotelu, kwitnące astry.
Astry zawsze kojarzyły mi się z jesienią.
Jeszcze nie nacieszyłam się latem!!!
Jakie kuźwa astry???

Mam swoje czary, którymi przywołuję słońce.
Zamknięte są w butelce.
Kojarzą mi się z Barceloną, bo tam dostałam pierwszą.
Pachną słońcem i kwiatami.
Są złote i potrafią przegonić smutek, lejący się, z największej nawet chmury.
Pewnie są jednym z kilku powodów, dla których się uśmiecham.

Zostało jeszcze trochę, na dnie.
Więc nie mam zamiaru przejmować się  astrami w ogrodzie sąsiada.
Jeszcze nie dzisiaj.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Poniedziałkowa masakra

Wiedziałam, że będą kłopoty.
Po kilku rozmowach z pilotem, obecnie u mnie rezydującej, grupy wiedziałam, że babsko jest nieogarnięte.
Ale żeby aż tak.
Kiedy do biura wchodzi mi pilot  z urzędu powinien mieć przy sobie rozpiskę, kto zakwaterowany jest, w którym pokoju.
Nie było listy.
W rezerwacji miałam tylko ustalenia wstępne.
Nie zgadzały się ze stanem, który 'ten, tego ten i tamten' referowała mi kobieta.
Pokoje na poddaszu były za wysoko, pokoje na parterze, za nisko. Dwójki powinny być jedynkami, a jedynki trójkami. Kurwa!!!
Jeden z naszych gości zgodził się zamienić z paniami, dla których poddasze było za wysoko. Miał jednak zaplanowaną wycieczkę, więc pokój obiecał opuścić po 16.
Co robi wtedy normalny, ogarnięty pilot?
Załatwia z resztą grupy przygarnięcie tych, którzy chwilowo są bezdomni. Ale nie babsztyl!
To ja tłumaczyłam członkom grupy, w jakiej jesteśmy sytuacji.
Baba poszła się położyć.
Kiedy dojechała reszta grupy, babsko zostawiło ich w holu, a samo poszło się wykąpać. Nic by w tym nie było dziwnego, gdyż ma prawo dokonać ablucji, gdyby nie fakt, że w jej pokoju, na stole leżały klucze do pokoju ludzi, którzy ostanie 10 godzin spędzili w aucie i marzyli tylko o tym, żeby się położyć.
Wparowałam do kobiety i pytam grzecznie dlaczego jej ludzie sterczą, jak parasole i czekają na lepsze dni, a ona do mnie z twarzą, że to ja powiedziałam, że ich pokój będzie gotowy po 16. Ja jej na to, że ich pokój jest gotowy, a ona ma klucz. Babsztyl cedzi mi przez zaciśnięte zęby te słowa:
-Pani pozwoli, że ja zdecyduję, co dzieje się z moją grupą.
-Z pani grupą może pani robić, co pani chce- lew się we mnie obudził- ale moich gości nie będzie pani trzymała przed drzwiami, zwłaszcza, że nie ma ku temu najmniejszego powodu.
Uff.
Dziesięć minut później, kiedy nowi goście weszli już do pokoju, babsko weszło do biura i ze słowami 'no tak' położyło klucz da stole.
Całej akcji, zbaraniały, przyglądał się Ted.
- To dla niej miała być ta prezentacja sommelierska?- zapytał.
- Tak- westchnęłam.
- Prezentacji nie będzie- mruknął- pracuję tylko z profesjonalistami. Szkoda moich nerwów, wystarczy, że ty dostajesz po dupie.

Jutro będę musiała babie powiedzieć, że sommelier nagle wyjechał do Pernambuco... Zrobię to, kurwa, z dziką satysfakcją, chyba, że się ogarnie.
Heh, naiwna ;o)

P.S. z 19:38
Dzwoni telefon.
-Tu (pada imię i nazwisko baby)... . Pani B. obiecała nam w ramach pobytu, bezpłatnego przewodnika po mieście, czy to mogłoby być na jutro?
- Nic o tym nie wiem, jestem w stanie załatwić przewodnika, nawet gratis, ale nie o tej porze.
- No bo ja chciałam pani o tym przypomnieć, ale najpierw byłam zajęta (spaniem i kąpielą- przypisek autora), a potem pani nie było...

Akcja z gośćmi w holu odbyła się o 15:15, chyba jednak byłam. Oj, na bank nie będzie tej prezentacji... ;o)))

czwartek, 15 sierpnia 2013

Miękkie serce = twarda dupa czyli jak zawsze

Jestem tempa.
Nie wyciągam wniosków.
Mam pieprzone, miękkie serce.
Traktuję ludzi tak, jakbym sama chciała być traktowana.
To się nie opłaca.
Zupełnie.

Moja pokojowa od drożdżówek złapała ciąg.
Alkoholowy.
Koleżanka, przekazując mi ośrodek, nie powiedziała mi, że może wystąpić TAKI problem.
Oświecił mnie konserwator.
Zostałam w gównie na początek długiego weekendu.
Bez Młodej i Teda bym zdechła.
Wyszłam wczoraj z pracy po 12 godzinach.
Dzisiaj obie z Marią mamy kaca.
Ona, bo się zachlała, ja... bo jestem nienauczalna.
Mój bardziej boli, bo ją tylko łeb napierdala.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Dobranocnie

Zmęczeni jesteśmy do granic wytrzymałości.
Ostatnio zdarzyło nam się kilka razy nie zamknąć drzwi wejściowych na noc.
Wczoraj Ted wrócił ostatni.
- Zamknąłeś drzwi?- mruczę do zasypiającego, w drodze do poduszki, Teda.
- Tak- odpowiada, ale nie wiem, czy zanotował treść pytania.
- Naprawdę?- dopytuję, bo jakoś nie wierzę, że zajarzył.
- Nie, na zamek- kuźwa śpi już, a jeszcze ma poczucie humoru.
Durne to lato jakieś...

niedziela, 11 sierpnia 2013

Zmęczenie

Ostatni tydzień był jakąś miazgą.
Nie, wysokie temperatury mi nie przeszkadzały.
Młoda, która jest moją zmienniczką, pojechała na Jarmark Dominikański w poniedziałek.
Jedenaście godzin pracy dziennie odcisnęło mi się na psychice człowiekiem- skurwielem.
Sarkazm wyśrubowałam do granic wytrzymałości.
Muszę się pilnować, żeby nie przesadzić przez telefon, ponieważ nasi goście, to goście powracający.
W piątek wpadł do nas kumpel w Wawki.
Gościnność też mi się sfilcowała.
Widzi, jak wyglądam, więc nie ma żalu, tylko mnie z tym jakoś źle.
Kolejna niedziela w pracy i...
Tak kuźwa, wiem, to był mój wybór.
Tyle, że nie wliczyłam w koszty wpierdolu (nasz kolega opowiadał, że w dzieciństwie strasznie rozrabiał, zastanawiając się czy przyjemność z wykręconego numeru będzie odpowiednio duża, wliczał w nią wpierdol).
Podejmując się roli, zastanawiałam się gdzie jest haczyk.
Od jakiegoś czasu sobie na nim dyndam.
Chyba już mi wszystko jedno.
Tffffu, nie myślałam, że to kiedyś powiem: poproszę o jesień.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Obalam mit, że głupota nie boli

W zasadzie obaliłam wczoraj.
Dzisiaj mam całą rękę poparzoną i to jest ten ból.
Ale od początku.
Nie robi się pięcu rzeczy jednocześnie, gdyż nic z tego może nie wyniknąć dobrego.
Ja próbowałam.
Obiad i zakupy na Allegro.
Na obiad miały być ziemnaczki z rumieńcem, surówka z kapusty pekińskej i jajko sadzone.
Na Allegro była do kupienia płyta.
Skończyło się to tym, że w laptopie zmienił się język na polski 214, konto nie przyjęło kodu, zablokowałam konto internetowe, nie mogłam go odblokować przez telefon, bo tak utajniaczyłam telekod, że za cholerę go nie pamiętam. Pani radośnie poinformowała mnie, że w poniedziałek czeka mnie wizyta w oddziale banku. Wqoorwiona, próbowałam przerzucić ziemniaki na patelnię (na okoliczność tego rumieńca), źle obliczyłam siłę rażenia oleju i... całą rękę od pachy po dłoń mam w pęcherzach.
Ted popędził do apteki, więc dzisiaj, z całej ręki w kolorze homarowym, zostały mi już tylko homarowe cętki.
Wczoraj napierdalało, dzisiaj już tylko boli.
 Co to mnie boli?
Głupota. CNU

piątek, 2 sierpnia 2013

Znany człowiek i... nie może.

W pracy wielkie pierdolniecie.
Przyjechał znany polityk z małżonką.
Ona- nos nosi w chmurach, on- normalny facet.
Przywitali się, zameldowali i... niczego nie chcą.
Czasem tylko sieci bezprzewodowej, bo pani ciągle w pracy.

Za to reszta gości (nie cała oczywiście, są chlubne wyjątki) nagle ma do mnie sprawę.
Wpadają do biura i konfidencjonalnie pytają:
- czy ja dobrze widziałem... ?
- czy to jest...?
- czy nam się dobrze zdaje... ?
Uśmiecham się tylko.
Obowiązuje mnie ustawa o ochronie danych.

Najlepiej jednego z gości załatwiła pani Maria.
- Skąd ja go znam?- wywalił wprost- Polityk, aktor?
- Nie wiem skąd pan go zna- Maria na to- ja go znam, bo w ubiegłym roku też spędzał u nas urlop.

Facet ze stoickim spokojem znosi niezdrowe zainteresowanie swoją osobą.
Skromnie się uśmiecha.
Ale kuźwa nie może!
W gaciach pochodzić, roześmiać się w głos, do bagażnika bezkarnie zajrzeć.
Odprowadza go wzrok...
Natrętny.
Szukający sensacji.
Jesoo...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Nie strasz, nie strasz... czyli spostrzeżenia kotusia

Ludzkość dzieli się na gadaczy, obiecywaczy, milczaczy i działaczy.
To moje obserwacje z ostatnich trzech miesięcy.
Generalnie, przyjęłam zasadę, że ludzkość nie jest mi winna nic, gdyż tak długo, jak mogę pomóc w znalezieniu noclegu, lekarza, wypożyczalni rowerów, apteki czy innej, niż ta zwyczajowa, trasy do domu, robię to, gdyż taki jest cel mojej tu obecności.
Ludzkość na życzliwość reaguje różnie.
Zwykle szokiem.
Że mi się chce wyjść z ram, ruszyć d... i nie rżnąć królewny na włościach.
Po ustąpieniu pierwszych objawów szoku ludzkość przechodzi do świergotu. Ćwierka, przechodząc sobie ze mną na kotuś, kochanieńka, skarbeńku i ty, demolując do niedobrze moje twardobrzmiące imię.
Potem przychodzą obietnice.
Czekolady.
Kawy.
Butelki dobrego wina (powodzenia życzę:o).
Czy innych frykasów.
A potem przychodzi chwila prawdy...
Klucze zostawione w drzwiach, bez do widzenia, pocałuj mnie w dupę, uścisku ręki.

Ale są też wyjątki.
Nie kotusiują mi, nie obiecują.
Wpadają podziękować, uścisnąć dłoń.
Delicje do kawy zostawić.

Najbardziej lubię tych od uścisku dłoni, gdyż mam zakaz picia podłego wina, piję tylko jeden gatunek kawy oraz nie jestem wielbicielką każdego rodzaju słodyczy.