... rozgościła się bezczelnie w okolicy.
Chłodem wali w okna nocami, aż kołdry ciepłe migusiem wytargaliśmy z garderoby.
Cichaczem wychwalamy decyzję o zainstalowaniu ogrzewania gazowego i wypięcie się na PEC, gdyż po przekręceniu gałki w domu robi się jakby przyjaźniej.
Słońce za oknem nie ogrzewa już klasy.
Jest, ale jakoby go nie było.
Zimno w nogi.
Chętniej wstaję do tablicy... a Oni łatwiej przyswajają, bo wychowani są w kulturze obrazkowej.
Czasu nie mam na nic, gdyż... zawalczyłam o wolną sobotę.
Pracuję, znaczy, w tygodniu do padu na twarz, ale za to cały, caluśki weekend jest mój.
Mogę czytać, pitrasić przysmaki, spacerować (ciągle jeszcze w słońcu) oraz ewentualnie łaskawie robić nic :)
Po dwóch latach odkrywam weekend na nowo.
Bardzo przyjemne jest to odkrycie.
Trochę takie, jakby mnie ktoś wypiął z kieratu.
Chodzę sobie w sobotę po świecie i dziwię się, że nie muszę się spieszyć, nigdzie gnać, nikt nie czeka umówiony.
Ekhhhhh pięknie jest, nawet, jak trochę zimno :D
'Błogosławieni ci, którzy potrafią śmiać się z własnej głupoty, albowiem będą mieli ubaw do końca życia'- ks. Jan Twardowski
wtorek, 29 września 2015
poniedziałek, 21 września 2015
Podsumowując epitetem pierwszy tydzień pracy...
... mogę tylko napisać 'kurwa mać'.
Przez pierwsze dwa tygodnie września misternie układałam plan zajęć.
Przychodząc w poniedziałek do pracy, nie miałam już planu.
Jakiś idiota (gdyż od uczniów dowiedziałam się, ze Pani A.D., która zwykle układała plan jest na urlopie zdrowotnym) w renomowanym liceum zabłądził w rubryczkach i piąty, tak PIĄTY, raz zmienia plan.
W piątek nie miałam w planie żadnych zajęć z jedną maturzystką rozszerzoną, a dzisiaj od rana nie mam z następną. Ja wiem, że trudno jest ułożyć taki plan, ale może trzeba było zacząć w połowie sierpnia, dzisiaj już by działał. Przecież te dzieciaki maja też szkoły muzyczne, zajęcia sportowe i inne zajęcia, których terminy również trzeba dopracować.
- Pani Dreamu- dzwoni jedna mamusia- dlaczego moja córka dostała się do słabszej grupy na angielskim?
- No i co ja mam odpowiedzieć?
Może kurwa za dużo ma zajęć i pisała test w biegu, bo pędziła na kształcenie słuchu w szkole muzycznej, do której chodzi realizując pani chore ambicje? Z najlepiej poinformowanego źródła wiem, że nienawidzi grać na flecie, bo marzyła o fortepianie. Może rozdrabnianie się na chemię, matematykę i taniec to dla niej zwyczajnie za dużo? Czasem ze zmęczenia płacze i nie jestem w stanie prowadzić zajęć, ale jak mówię, że zadzwonię i porozmawiam z mamą, prosi, żeby tego nie robić.
Ludzie, jeżeli Wasze dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe, upewnijcie się, że realizują swoje pasje, a nie Wasze ambicje!!!
I żeby nie siać defetyzmu...
Pierwszy tydzień pracy utwierdził mnie w przekonaniu, że zmiana sposobu odżywiania, to już nie tylko kaprys, to nawyk. Powrót do pracy nic nie zmienił ani w rytmie dnia, ani treningu.
Jest dobrze oraz jestem z siebie dumna.
Dobrze jest do tego stopnia, że żakiety, w których pracowałam jeszcze w czerwcu muszę zostawić w szafie, gdyż wyglądam w nich jak mały powstaniec.
Moja koleżanka na fb napisała ostatnio, że jak w nic się nie mieści, kupuje nowe ciuchy.
Ja też muszę, ale wolę w ten sposób ;)
Przez pierwsze dwa tygodnie września misternie układałam plan zajęć.
Przychodząc w poniedziałek do pracy, nie miałam już planu.
Jakiś idiota (gdyż od uczniów dowiedziałam się, ze Pani A.D., która zwykle układała plan jest na urlopie zdrowotnym) w renomowanym liceum zabłądził w rubryczkach i piąty, tak PIĄTY, raz zmienia plan.
W piątek nie miałam w planie żadnych zajęć z jedną maturzystką rozszerzoną, a dzisiaj od rana nie mam z następną. Ja wiem, że trudno jest ułożyć taki plan, ale może trzeba było zacząć w połowie sierpnia, dzisiaj już by działał. Przecież te dzieciaki maja też szkoły muzyczne, zajęcia sportowe i inne zajęcia, których terminy również trzeba dopracować.
- Pani Dreamu- dzwoni jedna mamusia- dlaczego moja córka dostała się do słabszej grupy na angielskim?
- No i co ja mam odpowiedzieć?
Może kurwa za dużo ma zajęć i pisała test w biegu, bo pędziła na kształcenie słuchu w szkole muzycznej, do której chodzi realizując pani chore ambicje? Z najlepiej poinformowanego źródła wiem, że nienawidzi grać na flecie, bo marzyła o fortepianie. Może rozdrabnianie się na chemię, matematykę i taniec to dla niej zwyczajnie za dużo? Czasem ze zmęczenia płacze i nie jestem w stanie prowadzić zajęć, ale jak mówię, że zadzwonię i porozmawiam z mamą, prosi, żeby tego nie robić.
Ludzie, jeżeli Wasze dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe, upewnijcie się, że realizują swoje pasje, a nie Wasze ambicje!!!
I żeby nie siać defetyzmu...
Pierwszy tydzień pracy utwierdził mnie w przekonaniu, że zmiana sposobu odżywiania, to już nie tylko kaprys, to nawyk. Powrót do pracy nic nie zmienił ani w rytmie dnia, ani treningu.
Jest dobrze oraz jestem z siebie dumna.
Dobrze jest do tego stopnia, że żakiety, w których pracowałam jeszcze w czerwcu muszę zostawić w szafie, gdyż wyglądam w nich jak mały powstaniec.
Moja koleżanka na fb napisała ostatnio, że jak w nic się nie mieści, kupuje nowe ciuchy.
Ja też muszę, ale wolę w ten sposób ;)
środa, 9 września 2015
Syty głodnego...
nie zrozumie- mawiał mój Teść.
I przestaję rozumieć jęczących, a zaczynam rozumieć walczących.
Mam świętą cierpliwość do brata, który podejmując walkę o siebie, ma do mnie tysiąc pytań.
Nie znam wszystkich odpowiedzi, wiem, co zrobiłam ja i tu mogę pomóc. Tłumaczę przepisy, podpowiadam, jak przyjąć na klatę kryzys, wspieram mentalnie.
- Fajnie masz, schudłaś- moich znajomych, zenitalnie mnie wkurwia.
- Też możesz- odpowiadam.
- No nie mogę- pada zwykle odpowiedź- tyle razy już próbowałam
Jesoo, jak mnie się na twarz ciśnie tekst mojego Nauczyciela, który kiedyś doprowadzał mnie do szału: 'nie próbuj, zrób to'.
Pozostaje jeszcze pytanie: kto jest syty, a kto głodny?
Bo głodna przecież nie jestem ja :D
I przestaję rozumieć jęczących, a zaczynam rozumieć walczących.
Mam świętą cierpliwość do brata, który podejmując walkę o siebie, ma do mnie tysiąc pytań.
Nie znam wszystkich odpowiedzi, wiem, co zrobiłam ja i tu mogę pomóc. Tłumaczę przepisy, podpowiadam, jak przyjąć na klatę kryzys, wspieram mentalnie.
- Fajnie masz, schudłaś- moich znajomych, zenitalnie mnie wkurwia.
- Też możesz- odpowiadam.
- No nie mogę- pada zwykle odpowiedź- tyle razy już próbowałam
Jesoo, jak mnie się na twarz ciśnie tekst mojego Nauczyciela, który kiedyś doprowadzał mnie do szału: 'nie próbuj, zrób to'.
Pozostaje jeszcze pytanie: kto jest syty, a kto głodny?
Bo głodna przecież nie jestem ja :D
sobota, 5 września 2015
Teoretycznie...
... mam jeszcze przez chwilę wolne.
Ale tylko w teorii.
W praktyce bowiem siedzę nad planem i głowię się, jak upchnąć czwórkę uczniów w te trzy ostatnie godziny, które mi zostały.
Napisałam, że oni chcą dwa razy w tygodniu?
Z bólem serca otwieram sobotę.
Nie uniknę.
Kuźwa!
Znowu będę miała tylko pół weekendu!
W międzyczasie szykuję imprezę.
Tedową.
Okrągłą.
Wiem, że za rok się zemści, ale jadę po bandzie, aż boli :D
Liczymy wszyscy na jego dystans do siebie.
Baaaardzo ;)
- Nie chudnij już dreamu- mówi zaniepokojona mamusiaZ- będziesz źle wyglądała.
- A wyglądam źle?- walę w odpowiedzi.
- Nooooo, jeszcze nie...
- I tak zostanie, jeszcze dwa i pół kilograma i odpuszczam- ja jej na to.
- I potem będziesz już normalnie jadła?- pyta mamusia z nadzieją.
- A co to znaczy normalnie?- odbijam piłeczkę zaczepnie- Bo jeżeli chodzi o powrót do poprzednich przyzwyczajeń kulinarnych, to nie! Jest tyle fajnego żarcia, które poznałam w międzyczasie, że szkoda będzie to odrzucić. A pieczona kaczka będzie... na święta, raz do roku.
- Nie jestem z tego powodu szczęśliwa- odparowuje mamusia.
- Ja jestem i... Ted też- i tu ucinamy dyskusję.
Teoretycznie mamusiaZ się martwi, praktycznie ma 20kg nadwagi i wkur... ją, że ja ze swoją uporałam się w sto dni.
Cztery miesiące temu (przy okazji planowania przez Teda urlopu na ten czas) mówiłam jej o imprezie urodzinowej. Teraz tylko uprzejmie przypomniałam, potwierdzając czas i miejsce.
- Ja nic oficjalnie nie wiem- odfuknęła.
TAK KURWA! Nie pamiętasz, kiedy urodził się Twój syn!!!
Trzeba umyślnego, na białym koniu, z zaproszeniem na piśmie, wysłać.
Umyślni mi się skończyli oraz teoretycznie, ciągle jeszcze, mam do niej cierpliwość :D
Ale tylko w teorii.
W praktyce bowiem siedzę nad planem i głowię się, jak upchnąć czwórkę uczniów w te trzy ostatnie godziny, które mi zostały.
Napisałam, że oni chcą dwa razy w tygodniu?
Z bólem serca otwieram sobotę.
Nie uniknę.
Kuźwa!
Znowu będę miała tylko pół weekendu!
W międzyczasie szykuję imprezę.
Tedową.
Okrągłą.
Wiem, że za rok się zemści, ale jadę po bandzie, aż boli :D
Liczymy wszyscy na jego dystans do siebie.
Baaaardzo ;)
- Nie chudnij już dreamu- mówi zaniepokojona mamusiaZ- będziesz źle wyglądała.
- A wyglądam źle?- walę w odpowiedzi.
- Nooooo, jeszcze nie...
- I tak zostanie, jeszcze dwa i pół kilograma i odpuszczam- ja jej na to.
- I potem będziesz już normalnie jadła?- pyta mamusia z nadzieją.
- A co to znaczy normalnie?- odbijam piłeczkę zaczepnie- Bo jeżeli chodzi o powrót do poprzednich przyzwyczajeń kulinarnych, to nie! Jest tyle fajnego żarcia, które poznałam w międzyczasie, że szkoda będzie to odrzucić. A pieczona kaczka będzie... na święta, raz do roku.
- Nie jestem z tego powodu szczęśliwa- odparowuje mamusia.
- Ja jestem i... Ted też- i tu ucinamy dyskusję.
Teoretycznie mamusiaZ się martwi, praktycznie ma 20kg nadwagi i wkur... ją, że ja ze swoją uporałam się w sto dni.
Cztery miesiące temu (przy okazji planowania przez Teda urlopu na ten czas) mówiłam jej o imprezie urodzinowej. Teraz tylko uprzejmie przypomniałam, potwierdzając czas i miejsce.
- Ja nic oficjalnie nie wiem- odfuknęła.
TAK KURWA! Nie pamiętasz, kiedy urodził się Twój syn!!!
Trzeba umyślnego, na białym koniu, z zaproszeniem na piśmie, wysłać.
Umyślni mi się skończyli oraz teoretycznie, ciągle jeszcze, mam do niej cierpliwość :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)