O tak.
Jeżeli nie chce mi się czegoś robić, znajdę sto powodów, dla których nie powinnam.
Jest za zimno.
Za ciepło.
To jest za ciężkie.
Nie mam czasu.
Źle się czuję.
Na bank poczuję się źle, jak to zrobię.
I...
Co wynika z moich wymówek.
Jestem tu, gdzie jestem.
Nic nie zmieniam.
I czekam...
Na co, kurwa?- że tak subtelnie zapytam.
Mój Nauczyciel mówił kiedyś, że nie mogę sadzić marchewek i potem dziwić się, że nie wyrosły mi mandarynki.
-Też chciałabym zrzucić parę kilo- powiedziała mamusia przy okazji rozmowy o serniczku.
-To do roboty!- ja jej na to.
- Ale ja tak lubię chlebek i ziemniaczki...
Ja też.
I nie zrezygnowałam z jedzenia.
Tyle, że...
Zrezygnowałam z wymówek.
To nie kalorie, po nocach, zmniejszają ciuchy mamusi.
To wymówki.
Pieprzone małe, robale 😉