- Wigilia, jak co roku, jest u nas- obwieścił Ted pod koniec listopada Starszakom, bo trzeba Ci wiedzieć Czytelniku, że Starszaki lubią być zapraszane. Od niepamiętamkiedy kolacja wigilijna jest u nas, z wielu powodów, ale jeden z najważniejszych nosi nazwę zmywarka. Więc (mam na to więc pozwolenie od Nat i profesora Bralczyka) kolacja jest u nas, bo ja nie będę łazić po domach i zmywać naczyń, kiedy inni świętują. Wracając jednak do zapraszania- jak nie zaprosimy, albo jedna, albo druga strzelą focha. Profilaktycznie zapraszamy w okolicach moich imienin, żeby miały czas oswoić się z tą myślą.
Tak się też stało i w tym roku. Panie zostały zaproszone.
- Ale bez prezentów!- zareagowała natychmiast MatkaZ.
- Nie ma opcji- odpowiedzieliśmy oboje, jednocześnie i rozpętaliśmy coroczne dance macabre.
- To może Irena powie co chce!- prowokowała Mamusia.
- Nic!- odparowała Cioteczka.
- Ona nigdy nic nie chce!- Mamusia była w wyjątkowo w bojowym nastroju.
- Ty też nic nie chcesz- Cioteczka również nie odpuszczała.
I teraz mamy kur... merry christmas. Jedna skarży się na drugą. Obie pytają nas o zdanie, a my? Też byśmy chcieli wiedzieć, co Starszaki chciałyby dostać.
Tak jest co roku.
Bez względu na to, jak bardzo cieszymy się ze świąt, obdarowywanie Starszaków czymkolwiek jest masakrą. Wymyślamy różne rzeczy, a potem znajdujemy je upchnięte po kątach, jak pomagamy im sprzątać.
W ubiegłym roku umówiliśmy Starszaki na wspólne zakupy. Jak nie chciały gadać z nami, niechby chociaż same sobie pokazały, co chcą.
- Nigdy więcej nie pójdę z nią na zakupy- warczała MatkaZ podczas gdy Cioteczka przewracała tylko oczyma.
Prezenty okazały się być... nietrafione i tyle w temacie.
Jak dwie siostry mogą nie dogadywać się tak bardzo?
Dlaczego my kur... tkwimy w tym, jak porąbani?- pytaliśmy siebie.
- Ciotka dostanie kilogram baterii do aparatu słuchowego i rękawice, bo jej wyglądają, jak znalezione w śmietniku, a Mama mówiła coś o nowych foremkach do ciasta. Dorzucimy jej jakąś bluzeczkę i tyle- zarządził Ted.
- Ale wiesz, że Mamie nigdy nic się nie podoba?- przypomniałam uprzejmie- Oddała mi już kilka prezentów.
- Nie było mnie wtedy w domu- zauważył, również uprzejmie- teraz jestem.
- I co? Zwrócimy bluzeczkę i damy jej kasę?- zapytałm zrezygnowana.
- Nie- odpowiedział z uśmiechem Ted- wymienimy na coś, co podoba się tobie. Kara musi być.
I tak, pierwszy raz od kilku lat wdupiemam, co Starszaki zrobią z prezentami. My wiemy czego chcemy, reszta nas nie intetesuje. Nie zamierzamy dokładać sobie stresów.
Wystarczy ten cały bajzel wokół.