Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

niedziela, 23 czerwca 2024

Dzień Ojca

 Nie mam wzoru ojca, ani w sercu, ani pod powiekami. Moja Mama wzięła na siebie odpowiedzialność za to, że lepiej nie mieć ojca wcale, niż mieć takiego, który na każdym kroku zawiedzie. Zawiódł moją siostrę i mojego brata, dlatego jej nie zdążyłam poznać. 

Mama była mamą i ojcem. Czuła i opiekuńcza, chwilami bywała wymagająca i do bólu konsekwentna. Miałam z tym problem, ale dzisiaj, z perspektywy czasu, rozumiem to, szanuję i doceniam. 

Dzień Ojca jest zatem dla mnie Dniem Matki, ale Młoda ma fantastycznego Ojca. Ojca, który był dla niej nawet wtedy, kiedy fizycznie go nie było, z którym rozumie się bez słów, dla którego warto zrobić coś zwariowanego. 

- Mamooo, pomożesz mi z Dniem Ojca?- zapytała kilka dni temu.

- Co masz na myśli?- zapytałam.

- Zabierz go gdzieś w moim imieniu, proszę, do knajpy, na koncert, popatrz, jakie mamy możliwości. 

Możliwości napatoczyły się same. 21 czerwca w nowo oddanej galerii Dive, centrum sztuki cyfrowej, otworzyła się wystawa Klimt- The Immerse Experience. Wrzuciłam Młodej link i zapytałam, czy może być. Mogło.

- Zabieram cię w niedzielę na wycieczkę- oznajmiłam Tedowi.

I zabrałam. W drodze na wystawę zadzwoniła Młoda i zaskoczonemu ojcu złożyła życzenia, jednocześnie informując, że to, co się wydarzy w ciągu najbliższych kilku godzin, to prezent, ma się zatem dobrze bawić. 

Klimta z wiedeńskiego muzeum widzieliśmy u Van Gogha w ubiegłym roku. Tym razem było interaktywnie, relaksacyjnie, na leżakach w sali 3D z piękną muzyką i w okularach VR z Klimtem wszędzie. 

Potem Ted wybrał włoską knajpkę z rozbawionym teamem dyskutującym po włosku i świetną pizzą, a na koniec były włoskie (genialne), lody robione na miejscu. 

Cieszę się, że Młoda ma fajnego ojca. Takiego, o którego warto zadbać, którego warto dopieścić. 

To dobrze, dla jej głowy i serca.

czwartek, 13 czerwca 2024

Nie bój się

 Nie lękajcie się- zaczęłam jak jakiś wieszcz, albo inny kaznodzieja, a chodzi o to, żeby nie bać się używać ziół, jak mawia moja ulubiona instagramowa zielarka z Zielonego Zagonka. 

Nie za bardzo mam wybór, więc stwierdziłam ‚co mi tam i tak jest chujowo’. I wjechała herbatka z kwiatów malwy z suszoną skórką pomarańczy, suszoną skórką jabłka, imbirem, kardamonem i syropem klonowym, bo nie mogę miodu. Tak nawiasem mówiąc wiecie, że miód nas wzmacnia TYLKO, jak jesteśmy zdrowi. Podczas infekcji wzmaga produkcję śluzu. Tak, miód nam produkuje dodatkowe pokłady gluta. Piję to coś od poniedziałku. Do tego oklepywanie pleców, 20 minut pod lampą i nacieranie pleców olejem z czarnuszki. Jest czwartek. Kaszel złagodniał. Jest, ale nie wyrywa mnie z kapci. Jak na to, co działo się jeszcze w niedzielę, jest pięknie. 

Tym razem nie przestanę. Wyleczę to do końca. Aura w Belgii przypomina chwilami listopad i tylko drzewa jakieś dziwnie zielone, co nie pomaga w leczeniu. Ale decyzja zapadła. Nie odpuszczę, bo to działa.

Czytam dzienniki Alana Rickmana. Niesamowity człowiek. Nie gwiazda, człowiek. Uroczo się wkurza na to, że wszyscy wypominają mu ‚Szklaną pułapkę’. Kurczę, facet przyjaźnił się z tyloma ciekawymi ludźmi, a szukał w nich prostoty i poczucia humoru. Już mi przykro, że to się zaraz skończy. 

Lecę się przebrać. Zaraz przyjeżdża szef Michael i zaczynamy rock&roll part 2. 


P.S. 

Fryniu (biały kot) dostał czarną siostrzyczkę, ale jej nie polubił. Zagląda tylko do nas i tylko jak jest głodny. Szefowa pomogła, aż zadudniło.

sobota, 8 czerwca 2024

Tak sobie choruję

 … w kąciku.

Poniedziałek ledwie przeżyłam, ale dwie imprezy poszły gładko i wyszły pięknie. Jubilatka była w siódmym niebie. Drugą połowę dnia przespałam. 

Od wtorku robiłam tylko to, co musiałam i wychodziłam do domu spać. 

Ale w czwartek nie było już czasu na spanie. Szef Michel przyjechał o 16 i zaczęła się magia. Keep it simple to zasada szefa. I było prosto, i smacznie, i pięknie. Trzy startery, przystawka, ryba jako pierwsze danie główne, jagnięcina jako drugie danie główne i owoce w obłędnym sosie na deser. 

Wczoraj obijaliśmy się sami o siebie. Nikt nie miał na nic siły, ale też nikt niczego od nikogo nie wymagał i dobrze. 

W międzyczasie umarł Jędruś. Wziął i umarł. Zostawił schorowaną Krysię, która jest na niego wkur… bo to przecież ona miała umrzeć pierwsza. Wszystkich zmiotła ta informacja, bo Jędruś był zdrowy. A tu pyk udar numer jeden, pyk, udar numer dwa i to tyle.

Ostatnio zbyt często zajmuję się wysyłaniem do Polski kasy na wieńce.

Idę się leczyć. Jestem słaba i został mi kaszel, to mnie tak męczy, że nic mi się nie chce. Mam zamiar robić zupełnie nic w ten weekend bo za tydzień powtarzamy imprezę z szefem Michelem.

niedziela, 2 czerwca 2024

Jak nie urok…

 to wiesz co, pamiętniczku. 

Plany na ten weekend były bardzo zacne. Do Vlissingen, naszego ulubionego miejsca plażowego przypłynął Dar Młodzieży, a na nim moi uczniowie. Mieliśmy wejść sobie na żaglowiec, a potem zabrać ich gdzieś do ‚cywilizacji’. W niedzielę po południu zaś z Finlandii przez Antwerpię jechali kamperem Ula z Pawłem i chcieliśmy się spotkać ale…

W sobotę rano obudziłam się chora. Zebraliśmy się więc i pojechaliśmy do apteki po krople do nosa i porost islandzki.

Wieczorem miałam już 38,5 na liczniku i tu mnie mój własny organizm zaskoczył, bo taką temperaturę ostatnio miałam, jak miałam zapalenie płuc, a Młoda chodziła do liceum. Moje czary- mary chyba działają, bo dzisiaj temperatury już nie mam i mimo, że jestem jeszcze słaba, upiekłam ciasto. 

Leczyłam się naturalnie, inhalacje, lampa, herbata z tymianku, imbiru i miodu (którego mi nie wolno, ale mam to gdzieś, mówimy tu o leczeniu przeziębienia, a bez miodu się nie da) i akupresura. Wieczorem, jak już celcjusze mi skoczyły piłam herbatę z lipy z sokiem malinowym i… imbirem of course. Podczas weekendu pochłonęłam jego  spory kawał.

Ten tydzień będzie najeżony wydarzeniami i imprezami, muszę więc być na chodzie. Jutro nasza szefowa ma urodziny, o 12:30 mamy uroczysty lunch, a w międzyczasie skontaktowały się z nami jej przyjaciółki i o 11:00 wpadają z prezentem, więc my musimy być na to przygotowani i dlatego dzisiaj piekłam ciasto😂 Jeszcze nie miałam dwóch imprez w ciągu dwóch godzin, w tym jednego przyjęcia niespodzianki😂

Plan jest taki, że wpadam do pracy, odwalam dwie imprezy i wracam do domu pochorować jeszcze chwilę, a we wtorek jestem już zdrowa, jak koń, bo w czwartek mamy event z szefem z gwiazdkami Michelin. Muszę zobaczyć faceta w akcji, po prostu muszę. 

Dbajcie o siebie, bo jak nie zadbacie, to plany się kurczą, jak nam🤪