Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

sobota, 26 października 2024

Nie bujam wahadła




 Wiesz co to znaczy, pamiętniczku?

Nie napędzam negatywnej energii, nie odpowiadam na nią. Milczę i to daje dobre efekty.

Dogadaliśmy się z Miśkiem, co poskutkowało kolejnymi informacjami z Polski. Jest źle. Mama nie chce. Nie pozwala sobie pomóc, odmawia zabiegów wspomagających. Jak? Zamyka usta, odwraca głowę, w ekstremalnych sytuacjach gryzie pielęgniarki. Mamy się przygotować na wszystko. Na poziomie głowy jesteśmy. 

Bez względu na wszystko damy radę. Razem zawsze dajemy. 

Od ponad miesiąca biorę maślan, ogromna zmiana. Pozwalam sobie na więcej, czasem nawet na kostkę czekolady i jogurt. Po kimchi nic mi nie jest. Ciśnienie, mimo kulinarnych wyskoków i ogromnej presji, jakiej poddawani jesteśmy od 2 września, ustabilizowało się na poziomie 130/90. Jest jeszcze nad czym pracować.

Nerw błędny czasem działa, a czasem nie, nie wiem, czy ma to wpływ, chociaż Jakub M. twierdzi, że ma. Robię, nie dyskutuję.

W Belgii mamy piękną jesień. Dzisiaj było 20 stopni. Pojechaliśmy się trochę powłóczyć i wróciliśmy z kurtkami bagażniku. Gdzie byliśmy? Pokażę foty w następnym poście.

Poza tym, relaksuję się, pracuję głową, męczę ciało.

Teraz leżę przed TV obok Teda i wspieram Barcę jednym okiem, bo drugim zerkam na czarną chustę dla Młodej. 

W nocy zmiana czasu, pośpimy dłużej, chociaż mam wrażenie, że wizyta w Polsce już z nas wyparowała… albo nie wiem.


niedziela, 20 października 2024

Piękną macie jesień…

 w Polsce. 

Widziałam ją w trasie do szpitala i z powrotem. 

To był bardzo trudny wyjazd. 

Konieczny.

Wiedzieliśmy w co się pchamy. Mieliśmy daja vu sprzed 11 lat. Byłam napięta, jak struna, ale byliśmy w tym razem. Młoda, Ted i ja, Tedowy brat i jego żona. 

Już w drodze do domu zajechaliśmy do mamy pierwszy raz. Genialna opieka, fantastyczni ludzie i ona. Leżąca i patrząca w sufit. 

Doświadczenie nie pozwoliło nam dać się zmieść. Trzy głębokie wdechy, uśmiech na twarz i jedziemy. Przywróciliśmy ją do świadomości, ściskała nam dłonie, ręką komunikowała potrzebę, próbowała się uśmiechać. Cały czas ją głaskaliśmy, stymulowaliśmy. Na koniec ją uśpiliśmy i pojechaliśmy do domu, który nie był pusty. Czekały na nas Mała z moją bratową i szarlotka. 

Kolejna wizyta była chyba jeszcze lepsza. Zastaliśmy u mamy Miśka z żoną. Stali przy jej łóżku, jak przy trumnie. Oboje ze łzami w oczach. Trzy wdechy i weszliśmy na scenę. Stymulacja, pobudzanie, masaż, głaskanie i nagle zaczęła się magia. Reakcja, uśmiech, praca dłonią, a na koniec ‚papa’ do brata. 

Poszliśmy na kawę. Oni nie potrafią w emocje. Nie potrafią z takim człowiekiem z afazją. Na emocje pozwolił sobie Ted. Jestem z niego taka dumna. 

I tak sobie jeździliśmy 140 km codziennie, stąd widziałam jesień, bo pogoda była piękna.

Najlepszy był ostatni dzień. My weszłyśmy do mamy, a Ted wrócił do samochodu po wodę. Mama wyraźnie zauważyła nasze wejście, popatrzyła na Młodą i na mnie i powiedziała ‚Ted’. Przez cały czas była aktywna, coś nam opowiadała, a my masowaliśmy, stymulowaliśmy, głaskaliśmy. 

Nie wyszliśmy od niej, zanim jej nie uśpiliśmy. Nie oglądała naszych pleców, spała spokojnie, zmęczona pracą, którą wykonała i emocjami. Nie pytajcie, jak to robiliśmy, odpowiedzią jest medycyna chińska. 

Ceną za nadrabianie miną, wnoszenie mega energii i latanie do szpitala było to, że w czwartek do pracy wróciliśmy wyprani ze wszystkiego. Dobrze, że przed nami były tylko dwa dni. Przez czwartek jakoś się przekulaliśmy, w piątek za to zaczęliśmy z przytupem, a skończyliśmy wieczornym eventem.

Sobotę przespaliśmy.

Dzisiaj próbowaliśmy się rozpakować. 

Niczego nie żałujemy, dobrze, że pojechaliśmy.



wtorek, 1 października 2024

Tak już mam

Kiedy dzieje się tyle, że nie wiem o czym pisać, nie piszę nic.

Czasem myślę, że szkoda, bo to są rzeczy fascynujące, a czasem myślę, że wręcz przeciwnie. Te wszystkie rzeczy są moje, są wynikiem mojej pracy, istnieją, bo nie gadam, tylko robię. 

 Jedną z tych rzeczy niesamowitych jest fakt, że nie marznę. Przyszła jesień, a ja nie rzuciłam się spać w skarpetkach. Co robię? Tradycyjna medycyna chińska jest na to odpowiedzią. I nie mów mi, że te szamańskie metody nie działają, bo właśnie napisałam, że działają. 

Dzisiaj nastawiłam kolejne kimchi, tak, w słoikach po ogórkach kiszonych, kupowanych w polskim sklepie.Tym razem po bożemu, bo w końcu mam gochugaru. Wszystkie próby jedzenia po łyżce odpalały mi histaminę w kosmos, do dzisiaj. Dzisiaj nie było rzutu, ani rumienia!!! Zobaczymy, jakie jutro będzie ciśnienie (ponieważ post pisałam wczoraj- odpowiedzią na to pytanie jest: wysokie)

Od piątku biorę maślan. Nie wiem, czy to jest przyczyna, że zareagowałam na kimchi inaczej. Nie wnikam. Obserwuję zmiany i cieszę się efektami. Jeżeli tak ma wyglądać moje zdrowienie, to ja jestem bardzo za.

Oraz niby jesień mnie przybija, a energię mam, jak w lipcu. 

Dzisiaj moja mama miałaby imieniny. Jechalibyśmy do niej przez lubuskie lasy. Szkoda, że tego, co wiem dzisiaj nie wiedziałam wcześniej… 

No nic, mam nadzieję, że patrzy gdzieś z góry i uśmiecha się szeroko. 

- Tak Mamuś, daję radę, Ty mnie tego nauczyłaś.

Tak sobie poględziłam, nie ględząc, pamiętniczku.

A teraz wracam do pracy.