Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

czwartek, 6 listopada 2025

Cyrk



 A dokładnie Cirque.

Nigdy nie byłam, nawet jako dziecko, fanką cyrku. Najbardziej wkurzało mnie pokazywanie misia na łańcuchu, lwa w klatce i koni ganiających w kółko. 

Kiedy Ted pływał jeszcze po morzach i oceanach przywiózł DVD pod nazwą Cirque du Soleil.  Po obejrzeniu zamarzyło nam się zobaczyć taki spektakl.  Pierwsza okazja nadarzyła się w Las Vegas, bo tam rezyduje część zespołu. Nie wiedzieliśmy o tym, nie mieliśmy rezerwacji, obeszliśmy się smakiem. Potem widziałam, że przyjechali do Polski, radośnie weszłam na stronę i ceny biletów mnie zmiotły z planszy. 

Kolejna okazja nadarzyła się w lipcu tego roku, zobaczyłam reklamę, weszłam na stronę, kupiłam bilety i poinformowałam Teda, że z okazji urodzin zabieram go do cyrku. 

To się stało w ostatnią niedzielę. 

Tego nie da się opisać. 

To nie był cyrk, to był teatr.

Z muzyką na żywo, z takimi wokalami, że aż wywoływały dreszcze. 

Macie taką listę rzeczy, które chcielibyście zrobić w życiu?

My też mamy. Cirque du Soleil możemy zaznaczyć, jako zaliczony, ale to nie znaczy, że tam nie wrócimy, na inny spektakl (ten nazywał się Alegria)

Przeczytałam dzisiaj, że ‘szczęście zaczyna się od twoich myśli’. 

Jestem.

Oddycham.

Mam z kim zjeść.

Mam co zjeść. 

W niedzielę spełniamy kolejne marzenie z listy. 

Jest pięknie, czego i Wam życzę. 

sobota, 1 listopada 2025

Nov 1st

 Nigdy nie lubiłam tego dnia jako dzieciak. Trzeba było wstać bladym świtem i jechać do Głogowa gdzie pochowana była moja siostra. Nigdy jej nie poznałam, nie czułam tego emocjonalnego czegoś, co pozwoliłoby mi zrozumieć dlaczego zamiast, jak moi koledzy, iść na spacer na cmentarz, spędzam dzień w podróży, w chłodzie ‘bo tak trzeba’. 

Jako dorosła oczywiście wiele zrozumiałam, zrozumiałam przede wszystkim moją Mamę i jej potrzebę bycia przy tym grobie, bo kiedy moja siostra umierała, Mamy przy niej nie było.

Dzisiaj na te dni patrzę z innej perspektywy. 

To dobry czas. 

Czas, w którym dusze przodków, roślin i ludzi łączą się w jeden rytm. Możemy czuć, i często tak jest, spadek energii. Myślami wracamy do wspomnień, relacji, czujęmy tęsknotę bez powodu, potrzebę ciepła. Zanim nowe światło zapłonie, stare musi się wypalić.

Zauważyliście, że w wielu kulturach 31 października jest w zasadzie tym samym świętem? U nas Dziady, Samhain u Celtów, All Hallows’ Eve w tradycji chrześcijańskiej, Dia de los Muertos w Ameryce Południowej i Święto Lampionów w Azji. To czas, kiedy granice światów tych obecnie żyjących, i tych już nieobecnych zacierają się. Możemy usłyszeć, poczuć i zrozumieć to, co wcześniej było dla nas niezrozumiałe. To czas ciszy i ognia. To nie jest święto śmierci, to powrót do źródła mocy. 

Mając tę świadomość łatwiej podchodzę do tego, że świece na grobach moich bliskich zapłoną za sprawą Młodej i Krzysia. Ja mam ich wszystkich w sercu. Moc mojej Mamy nadal jest ze mną i to czuję. Odziedziczyłam jej traumy, ale też mądrość.

W takim dniu, jak dzisiaj, czuję tylko wdzięczność, że mądrość, dobroć i siła Kobiet z Mojego Rodu są we mnie, są  w Młodej. 

To dobry czas, doceńmy go.




środa, 29 października 2025

Prawielistopad

 Szaro, zimno i wieje. 

Wszyscy gadają o comfort food, że to takie dania, co to ogrzewają serduszko i przytulają od środka. 

Cała moja lista comfort food poszła się wietrzyć w ubiegłym roku, kiedy to okazało się, że ostre, rozgrzewające przyprawy, większość, ogólnie uznanych za rozgrzewające, składników i dodatków raczej narobi mi bałaganu niż przytuli od środka. Ja nawet, kur… rosołu nie mogę, bo długie gotowanie podnosi poziom histaminy w potrawie. 

I tu na scenie pojawia się mój kumpel Robert i jego powiedzenie, że wliczamy w coś wpierdol. Jak Robert był jeszcze Robercikiem i rozrabiał, zawsze zastanawiał się, czy numer wykręcony jednej, z jego czterech starszych, sióstr, wart jest, żeby za niego pocierpieć. Tak powstało powiedzenie, które przytuliliśmy, jak swoje. 

Wracając do wątku komfort food, wpadłam na pomysł (ja cierpię, ja ryzykuję, Ted tylko dołącza, albo odwodzi od zamiaru), że jak wliczę wpierdol, nadal warto iść na dobry ramen. Potem mogę być grzeczna, ale coś mi się od życia należy. Poproszę zatem o ramen. Wpadamy czasem do naszego ulubionego miejsca, a trzeba Wam wiedzieć, że Antwerpia ramenem stoi i wybrać było trudno, i oddajemy się przyjemności ogrzania od środka. Przed posiłkiem dwie tabletki, po posiłku jedna i mam swój komfort food oraz wliczony wpierdol, bo nigdy nie mam gwarancji, że tabletki zadziałają. 

I tak, w duchu wliczania wpierdolu (każdy wyjazd to potencjalny wpierdol) następny weekend spędzimy w Brukseli spełniając jedno z naszych marzeń, o którym prawie zapomnieliśmy. 

Ale o tym przy okazji. 

A tymczasem prawie listopad. I po co tak wiać i napierdalać w okna? 

sobota, 25 października 2025

Przemyślenia znad inhalatora

 Siedzisz 15-20 minut z twarzą w inhalatorze i myślisz. Przychodzą Ci do głowy myśli różne. W sumie, zgodnie z zasadą ‚kontroluj swoje myśli, zanim one nie zaczną kontrolować Ciebie’ nie pozwalasz sobie na ich galop. Zastanawiasz się, dlaczego chorujesz krócej i już Ci lepiej, chociaż nie możesz wziąć nawet ibuprofenu. Myślisz sobie, że w przypadku Teda robisz coś źle… Stop. Kontroluj myśli. Coś dzieje się nie tak. Albo jest bardziej chory, albo wykręca się za bardzo od rzeczy, które powinien robić.

- Kochanie, może zrobisz inhalację?

- Źle się czujesz, połóż się pod lampę*.

- Zrobię ci ajurwedyjską herbatkę za milony monet.

- Postawię ci bańki.

Jakie były jego odpowiedzi na te i następnych 15 propozycji? 

- NIE! Wezmę ibuprofen i pójdę spać. 

No i kurwa jego spać z ibuprofenem nie działają. Moje drugie bańki przyniosły już wyraźną poprawę ale się nie zatrzymuję.

Od dzisiaj odbieram Panu Tedowi sprawczość. 

Była już ajurwedyjska herbatka, której bez miodu i aloesu nie da się wypić, a i z dodatkami smakuje jak smoła z piekła. Teraz leży pod lampą* . Gotuję rozgrzewającą zupę krem z batatów i kompot z gruszek, według TMC najlepszy lek na kaszel. Potem będzie inhalacja, wieczorem postawię mu bańki i zobaczymy, jak bardzo moje alternatywne metody nie działają. 

Człowiek staje się bardzo kreatywny, jak mu zabiorą, gripex, ibuprofen i inne aspiryny.

I… mściwy, jak się go nie słucha😂


*Lampy TDP - Teding Diancibo Pu - to specjalistyczne lampy elektromagnetyczne wykorzystywane w medycynie alternatywnej ale także w fizjoterapii. Działanie lamp TDP można porównać do lamp na podczerwień ale z dodatkowym atutem, którym jest płytka micelarna. Wnikanie głęboko w tkanki ponad 30 pierwiastków zawartych w płytce możliwe jest dzięki zastosowaniu promieniowania elektomagnetycznego w zakresie dalekiej podczerwieni. Lampa TDP działa stymulująco na organizm pobudzając go jednocześnie do tzw. "samoleczenia".

środa, 22 października 2025

Jestem





 Jestem i głowę mam pełną myśli różnych. 

Ostatni miesiąc był trudny, ale jak zwykle daliśmy radę. Duży event nad którym pracowaliśmy odbył się z sukcesem, ale Ted przypłacił go zdrowiem. Temperatura, katar, kaszel, dreszcze i ja stawiająca go na nogi. Powód, dla którego stawianie na nogi odbyło się pod presją był taki, że jechaliśmy do Polski. Do miejsca, gdzie się wszystko zaczęło, gdzie pokochaliśmy góry. Zobaczyć ludzi, których widzieliśmy ostatnio, jak Morze Martwe było ledwie przeziębione. 

Matko, co to był za wyjazd! Jakie to było uczucie! Jedna z dziewczyn powiedziała:

- czuję się tak, jakbyśmy rozjechali się do domów na lato i teraz wracamy. 

Posiwiali, skopani przez życie, bo przecież każdy swoje zebrał, mądrzejsi życiowo i szczęśliwi, że nasza opiekunka roku zechciała poświęcić nam, chyba, najwięcej czasu. 

Tłumy ludzi, oficjale przemowy, sztandar i między tym wszystkim my, jedzący ptysie, kiedy już wszyscy wyszli, i niemogący się nagadać. Między uroczystościami oficjalnymi i nieoficjalnymi włóczyliśmy się po starówce i wyszukiwaliśmy nasze ulubione miejsca. Gadaliśmy, śmialiśmy się i gadaliśmy.

Nie zabraliśmy ze sobą plecaków i sprzętu, bo ‚przecież Ted jest chory’. 

I tak poleźliśmy w góry. Tak tylko troszkę, na ile dało się to zrobić bezpiecznie. 

Było jedzenie w dobrych knajpach i nawet kino. 

Dzisiaj jesteśmy chorzy oboje, ale, jak zamykamy oczy, widzimy Śnieżkę w słońcu. 



niedziela, 28 września 2025

Jesień



Rumieńce lata pobladły.

Liść złoty z wiatrem mknie. 

I klonom ręce opadły, 

I mnie…

… napisała kiedyś Maria Pawlikowska Jasnorzewska i ja ją bardzo rozumiem. Zastanawiam się co ja na siebie zakładałam w marcu? To było kurczę pół roku temu. Dodatkowym problemem jest to, że w nic się nie mieszczę. Wyłażą mi bokiem wszystkie problemy z ostatniego roku. Wszystko zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to MatkaZ doznała udaru. Nie będę do tego wracała. Zniszczyła mnie postawa Tedowego brata i jego małżonki, która nią nie była, ale się okazało, że jednak była, tyle, że my do tej tajemnicy nie zostaliśmy dopuszczeni, bo po co? 

I tak wpierniczający mnie stres, bo z drugą stroną trzeba współpracować w temacie spadku, a rozmawiamy tu o współpracy z wysoko funkcjonującą alkoholiczką z zaburzeniami, dorzucił mi kilogramów, z którymi nawet nie walczę. Robię swoje i ogarniam głowę. Nie zostawiłam Teda z tym pasztetem samego, nie biorę jednak udziału w rozmowach i zasugerowałam, żeby i on rozmawiał z bratem bez udziału bełkoczącej panny w tle.   Mimo, że chcieliśmy mieszkanie zatrzymać, zmieniliśmy zdanie, jak dotarło do nas, z czym się mierzymy.

Teraz chyba łatwiej jest zrozumieć dlaczego milczę. 

Co tu gadać?  

Kupiłam sobie wczoraj płaszczyk. Taką przejściówkę. Przejściówkę na pory roku i na kilogramy. I jedno i drugie minie. Wiem to. 

No i w końcu dociera do mnie, że trzeba ze skrzyni wyjąć swetry. 


Dobrej niedzieli, Kochani. 

Właśnie zdobyliśmy brąz mistrzostw świata w siatkówce. 

I nie słucham, że tylko brąz. Pokażcie mi drużynę, która z każdej kolejnej imprezy mistrzowskiej przywozi medal. Może kopacze, haha!

P.S. 

Zaczęłam od poezji, płynnie przebiegłam się po moich nadprogramowych kilogramach, a skończyłam kopaczami, taaaa… 

No w takim jestem właśnie stanie.


wtorek, 16 września 2025

Powody

 Jest kilka powodów, dla których poziom mojego angielskiego jest taki, jaki jest. 

Pierwszym była zazdrość. Mówiłam już chyba, że mamy przyjaciela, Amerykanina, który ma najpiękniejszy akcent na świecie i do tego jest nauczycielem. Poznałam go na etapie ‚ I am fine, thank you’ i do szału doprowadzało mnie to, że Ted sobie z nim żartuje, a ja nie rozumiem. Tak, to był główny powód, dla którego mówię po angielsku. Dzisiaj z Jimem śmiejemy się z brytyjskiego akcentu Teda, bo ja w swojej edukacji byłam konsekwentna, jak się uczyć, to AE.

Drugim powodem była chęć oglądania filmów w oryginale, a szczególnie tych, z Robertem Redfordem. 

Dzisiaj nie powiem już nic mądrzejszego od tego, że jestem wdzięczna, za to, że tę pracę wykonałam. 



czwartek, 11 września 2025

Zabrakło mi

 Zabrakło mi włóczki na 5 (PIĘĆ!) ostatnich rzędów chusty dla Justyny. 


A szkoda, bo teraz przydałoby się czymś zająć. 

Drony obleciały mnie ze wszystkich stron i nie dają spokoju, a pier… że to Ukraina wciąga nas w wojnę zaciska mi ręce w pięści i zęby, aż zgrzytam, żeby nie powiedzieć kilku słów za dużo. 

Zamówiłam tę włóczkę, ale idzie i dojść nie może, a ja muszę zająć ręce. 

W zasadzie, powinnam zająć głowę bo łapię się na tym, że zastanawiam się, co mogliby tu robić Młoda z Krzysiem, jak z Polski trzeba będzie wiać. 

Siedzę w pracy, czekam na ogrodników i to czekanie mi zupełnie nie służy. 

Co jest kuźwa z tym światem? Co zeżarło szare komórki tych, którzy postanowili, że na świecie jest za spokojnie i dlaczego w ich (tych komórek) miejsce nasrało? 

Niech szlag trafi tę szczurzą, ruską mordę- powiedziała dreamu, która nigdy nikomu źle nie życzyła. 

Mnie też coś zżera szare komórki, czy to ze stresu?

A, mówiłam, że Młoda z Krzysiem odpoczywają od środy na… Podlasiu?


wtorek, 9 września 2025

Ula podsyła mi filmy

 Ula jest socjologiem i fascynuje ją ulica. Tłum, falująca masa i w niej jednostka. Podsyła mi ostatnio filmiki z jakiegoś profilu co to jagoabsolutnienieoamiętam. 

Wyobraźcie sobie, że ulicą idzie młody człowiek, rozmawia przez telefon, nic niezwykłego. Nagle podchodzi do starszej pani, podaje jej rękę, jak do powitania, pani skonsternowana odwzajemnia uścisk dłoni i tu zaczyna się magia. Chłopak, trzymając dłoń kobiety, obraca ją jak w tańcu, kłania się i odchodzi. Kamera łapie twarz kobiety, witać zaskoczenie, a potem jej twarz rozświetla uśmiech. Odwraca się za chłopakiem, on też. Machają do siebie i pani roześmiana odchodzi. Film trwa kilka minut, widać jak chłopak zaprasza do zabawy ludzi w różnym wieku, biegaczy, spacerowiczów, spieszące się poważne garnitury i żakiety, studentów i seniorów. Nie ma nikogo, kto po wykonaniu tanecznego obrotu nie odchodzi z uśmiechem. Uśmiechają się również ludzie wokół. 

Po co ja Wam to opowiadam? Co robi człowiekowi taki obrót? Sprowadza go do tu i teraz. Nie tam, gdzie przed chwilą były nasze myśli, tylko do tych kilku tanecznych kroków. Pokazuje, że tu jest fajnie, warto tu być. 

Nie mówcie mi, że tu jest słabo, wiem. Powiedzcie mi, że tu i teraz jest Wam dobrze. Kawa rozgrzewa. Słońce razi. Wiatr owiewa. Gdzieś na trawniku kwitną jeszcze kwiaty. Słychać śpiewającego ptaka. W radio gra muzyka. Na firance tańczą promienie.

Kolejny raz idę z psami i nie widzę poziomek, o których kilka dni temu mówił mi Ted. Ja też nie umiem być tu i teraz. Nie zawsze.

Ale jutro znowu poszukam poziomek. 

Dobrego popołudnia. 

I uśmiechu Wam życzę, bo zawsze się znajdzie powód, jak się człowiek dobrze rozejrzy. 

sobota, 6 września 2025

Już wiem

 Zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie ma mnie tu tak często, jak kiedyś i chyba mam odpowiedź.

Otóż wszystkie fajne pomysły na teksty wpadają mi do głowy w pracy. Jak wracam do domu, a mam nienormowany czas pracy i stan w jakim wracam jest różny, zwyczajnie już nie pamiętam tych wszystkich zarąbistych inspiracji. No i postanowiłam, że będę je sobie zapisywała, żeby nie milczeć. 

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o wodzie. Dlaczego o wodzie? Bo składamy się głównie z wody.

Otóż japoński naukowiec  Masaru Emoto twierdzi, że woda reaguje na emocje, muzykę, słowa i intencje. Wraz ze swoimi studentami przez czas jakiś kodował wodę. Część pozytywnie, część negatywnie. Z badań wykonanych po zakończeniu eksperymentu wynika, że woda wystawiona na bodźce pozytywne, muzykę klasyczną itp, tworzyła pod mikroskopem symetryczne kształty, natomiast ta, kodowana negatywnie, pod mikroskopem tworzyła chaos. Pan Emoto napisał nawet na ten temat książkę.

I tu wracamy do nas, składających się z wody. Myślę, że warto to pozytywne kodowanie wziąć sobie do serduszka, bo jeżeli to działa (chociaż nikt inny nie potwierdził tego w badaniach) to lepiej mieć w środku harmonię, niż chaos, prawda?

Mój Nauczyciel, Człowiek dla mnie ważny proponował zawsze, żeby pozytywne kodowanie zaczynać od rana. 

‚Wchodzisz do łazienki, wyglądasz jak zombie, ledwie otwierasz oczy, patrzysz w lustro i mówisz:

- Nie mam pojęcia, kim jesteś, ale umyję ci zęby chcesz?’

Czasem, kiedy moje włosy, nad którymi panuję tylko przy użyciu gumki, przybiorą ten szczególny stan kołtuna, spoglądam w lustro, słyszę Jacka i wybucham śmiechem. 

Woda zakodowana😂

Też tak macie, czy tylko ja jestem porąbana?

poniedziałek, 1 września 2025

Za mało mnie, a szkoda

 powiedziała Teatr, więc oto jestem😉

Zastanawiam się dlaczego nie mam potrzeby pisać i wychodzi mi, że znalazłam inny sposób pozbywania się negatywnych emocji. Bo mój blog początkowo działał terapeutycznie, wchodziłam tu, wylewałam żale i było mi lżej. A teraz mi lżej bez wylewania, bo są techniki niewylewania. 

A zatem somatyka Szanowni Czytacze sprawia, że Dreamu nie wkur… nie unosi się, jak dawniej. Nawet Ted to zauważył. Jest nam z tym lepiej, obojgu. Jemu, bo nie musi gasić pożarów oraz mnie, bo bez ognia jest mi wygodniej. 

Dreamu złagodniała na starość, można by rzec. 

Nie będę Wam nic wmawiać, sami sobie poszukajcie, jak czujecie potrzebę, ćwiczeń somatycznych w przestrzeni wirtualnej. 

😂😂😂 przepraszam, ale roześmiałam się, bo ja tu sobie siedzę, a Emma daje mi znać, pomrukami niezadowolenia, że jest po 16:00 a ja siedzę, zamiast pójść i ją nakarmić😂😂😂

Zaraz pójdę tylko jeszcze zapytam Was o co chodzi z ‘szon patrol’. Co się dzieje w naszym biednym kraju? Kim są samozwańczy obrońcy cnót niewieścich i dlaczego nikt im jeszcze nie zapodał plaskacza na pysk i prawnika pod drzwi?

Ekhhh, jednak się uniosłam. Widzicie? Blogiwanie mi szkodzi😂🤣😂

Dobrego tygodnia, pięknego września. 

Idę nakarmić żebradora, niech chociaż ona nie ma problemów, albo tylko takie, że nie pozwoliłam jej dzisiaj pobiec za lisem.



niedziela, 24 sierpnia 2025

Siedzę na tarasie

 … i tak sobie myślę, że skrobnę słówko, że jestem i jest mi ok.

Teraz jest dobrze i nawet trzeba było rozłożyć parasolkę, ale w nocy włącza się ogrzewanie. Co to jest? Prawie nie było lata, a tu już jesień. 

Na kempingu byliśmy raz. Słabo. 

Ogarniam rzeczywistość po kursie i malarzach. Niby było to tylko malowanie okien, ale przed malowaniem było szlifowanie, a zatem wiecie, z czym się mierzymy. 

Nie odpoczęłam tego lata, ale to już ze sobą ustaliłam, że zmęczenie z powodu własnych pasji to przywilej. Spróbuję to teraz trochę nadrobić, bo nie ma szefów i można pochodzić na luźnej szelce, ale nie mogę demotywować pracowników, więc te miękkie kolanka trzeba trochę ukrywać.  

Dużo robię dla siebie, bo jestem mądrzejsza o wiedzę ostatnio zdobytą. Testuję ją na sobie. Za czas jakiś pozwolę sobie zaproponować testy na Was. Już myślę jak to zrobić. 

Na niebie kilka obłoczków, jak z waty cukrowej, Ted słucha o winach z Bordeaux, a ja zmykam do kuchni, zrobić knedle, bo lato nie jest zaliczone bez knedli z morelami. 

Odpoczywajcie i cieszcie się słońcem, jeżeli je jeszcze macie. 

P.S.

Kończę chustę dla Justyny. Za dużo zajęła mi czasu. 

środa, 30 lipca 2025

Zdałam

 Nie ma ocen, można to przejść, albo nie. Ja przeszłam.

Prace do certyfikacji były idealne. Nie było do nich uwag. ‚Widać, że robisz to regularnie’. Opisy w kilku miejscach skopałam, ale to lekcja, co zrobić w następnym etapie. 

No właśnie. Następny etap był zaplanowany. A teraz nie wiem… 

Są jeszcze dwa szkolenia, ‚grube’ jak powiedziała moja instruktorka, i kręcą mnie przeokrutnie, ale kolejny etap zaczyna się za 10 dni, a szkolenia są dopiero w październiku.

I co ja mam zrobić? Czekać na te szkolenia, czy robić kolejny etap? Dwóch tematów nie pociągnę, bo pracy w obu przypadkach jest ogrom.

A ja sobie nie wiem. 

I co?

Może jakieś podpowiedzi?

Wiem, wiem, to ja muszę zdecydować, ale tak sobie jęczę na vivat.

wtorek, 29 lipca 2025

Bo ja się cały czas

 … czegoś uczę, jak nasz, jeszcze miłościwie nam panujący, prezydent. 

Trzymajcie kciuki. Dzisiaj o 19:30 mam pierwszą certyfikację. Mam tremę i nie mam. Dziwne uczucie. 

Zaraz zaczynam kolejny etap tej wycieczki, a powiem Wam, że fascynująca jest niezwykle. 

Bardzo bym chciała powiedzieć coś więcej, ale nam, żółtodziobom, nie wolno. Po następnej, certyfikacji znaczy,  już pogadamy i może Wam też się spodoba. Chwilowo mogę tylko powiedzieć, że od września, kiedy weszłam w temat głębiej, zmieniło się dużo, nawet bardzo. I jak mnie znacie, a znajomość z niektórymi z Was jest już pełnoletnia, możecie się domyślać, że wpakowałam się w coś niekonwencjonalnego… i macie rację.

Wracam do pracy, a Was proszę o dobrą energię, bo ostatni egzamin zdawałam jakieś 5 lat temu😉

czwartek, 17 lipca 2025

Nie

 NIE ‚możliw’.

I tyle w temacie.



wtorek, 8 lipca 2025

Niby urlop ale





 … latamy jak popierniczeni. 

Od ponad tygodnia jesteśmy w Polsce. Znowu urlop na pół gwizdka i załatwiamy nieswoje sprawy. Wyszło nam kilka fajnych spotkań, dwa, zanim jeszcze dotarliśmy do domu. Kolejne dwa w miniony weekend. Lubię tych ludzi, lubię z nimi być, patrzeć jak się zmieniają, rozwijają. 

Jeżeli chodzi o odpoczynek, to zdałam egzamin, zaraz mam certyfikację, jednocześnie lecę sześćdziesięciodniowy kurs. Wkurzam się, bo nie odpoczywam, ale dzisiaj do pionu ustawiło mnie zdanie ‚bycie zmęczonym z powodu wyzwania, które sam sobie postawiłeś, to niesamowity przywilej’.

No i zamknęłam się. Lecę dalej. Certyfikacja 29.07, a potem zaczynam poziom drugi. Nie wiem ile potrwa, za to wiem, ile muszę się nauczyć. Nie będzie mnie tu zbyt często, ale w końcu korzystam z przywileju bycia zmęczoną ze względu na moje własne pomysły, a nie z powodu wypruwania flaków dla innych.

To miła odmiana. 

Trzymacie się ciepło, prawda? Zajrzę do Was jak wrócimy od Cioci.

P.S.

Zapomniałam napisać, że byliśmy na zarąbistym koncercie polskiej muzyki filmowej. Matko, jakich my mamy zdolnych twórców.




poniedziałek, 23 czerwca 2025

Small talk na okoliczność

 Młoda z Krzysiem pojechali na długi weekend na wyspę i zabrali jego rodziców. 

- Jezu, jaki ojciec jest męczący- pisze sfrustrowana.

- Nasz?- żartuję, żeby rozładować napięcie.

- Nie,  nasz to tatuś, a ojciec, to ojciec. Na tatusia trzeba zapracować, ojcem się jest.

I wczoraj, chwilę po północy telefon. 

- Wszystkiego najlepszego z okazji twojego święta, tatusiu. Widzimy się za tydzień, zapraszamy na kolację. 

Stara baba mówi do ojca tatusiu, bo jest mądrym, dobrym, wspierającym facetem. To chyba coś mówi o tej relacji. Jestem dumna z Teda i z tego, jak ją buduje z Młodą. 

I szczęśliwa, że Młoda ma takiego ojca.

środa, 18 czerwca 2025

Kostki czekolady

 Nie odkrywaj nigdy siebie tak do końca,

Z talii życia wyjmij jedną z dobrych kart.

Miej swój kącik, w który wpada trochę słońca,

Małą kieszeń, w której swój ukryjesz żal.


Bo gdy odbiorą ci już wszystko,

Oskubią aż do szpiku kości, 

To będzie łatwiej wyjść na czysto

W zaciszu własnej świadomości.


Nie odkrywaj siebie nigdy dla zasady,

Miej odwagę śmiało wyjść i zamknąć drzwi.

Coś swojego-

Choćby kostki czekolady

Na osłodę przesolonych mocno chwil. 


I tak słowami poety, Michała Matejczuka, opowiadam Wam co tam u mnie. Otóż jest ok, egzamin zdany, prace do certyfikacji gotowe, opis przygotowany, muszę go tylko przepisać do Worda. 

Moje kostki czekolady, to rozwój, spokój i wdzięczność. Wdzięczność za ludzi, którzy stanęli na mojej drodze i pokazali mi o co chodzi w życiu, chociaż to ja powinnam być ta mądrzejsza. 

Powinnam, ale nie byłam. 

Już nadrabiam. 

Trochę mi to zajmie, ale to jest fascynujący proces. 


Mam nadzieję, że u Was wszystko jest ok, dobrze nawet. 

Zaglądam do Was, chociaż nie zawsze mam czas napisać. 

Trzymajcie się spokoju, w tym szalonym świecie. 

środa, 4 czerwca 2025

Godzenie się

 Godzenie się z porażkami nie jest przymusem, jest przywilejem. Wybraliśmy, jako naród, kropka. Poniesiemy konsekwencje i odtrąbimy sukcesy jako naród, nie jako my i oni, nie jako ci mądrzy i ci głupi (w zależności od punktu siedzenia). 

Możemy się niezgadzać, możemy różnić, ale bądźmy w tej niezgodzie ludźmi i oponentów traktujmy, jak ludzi. Proszę nie mówmy ‘bo on robi tak, mówi tak, pluje jadem tak’. Ty nie pluj, Ty nie musisz. Bądź dojrzały, bądź zdrowym dorosłym. Akceptuj fakty i ludzi. Nie wykrzykuj, że hucpa i granda. Nie potrzebujemy tego typu narracji. Potrzebujemy spokoju. SPOKOJU, bo tylko spokój może nas uratować. 

Nie dam się już nigdy wchłonąć w żadną kampanię, w żadne przeciąganie liny. Poczytam i wyciągnę wnioski. SAMA. 

A tymczasem wracam do pracy, do nauki, do przygotowań do egzaminu. Do normalnego życia, w którym politycy nie mają nic do powiedzenia. 

Dobrego dnia, tygodnia, miesiąca… zaraz będzie lato.


poniedziałek, 2 czerwca 2025

Dumni i bladzi

 obudzili się dzisiaj fani jedyniesłusznejpartii i jedyniesłusznego kandydata. 

A ja mam do was tylko jedno pytanie. Skoro nasz, przepraszam wasz nowy prezydent ma taką, a nie inną przeszłość, a został właśnie zwierzchnikiem sił zbrojnych, jak szybko, przez jego wątpliwej proweniencji kolesi, dobierze się mu do dupy obcy wywiad? Jak to się ma do bezpieczeństwa kraju, za granicą którego trwa wojna? 

Nie myśleliście samodzielnie. Dzisiaj świętują ci, którzy podsunęli wam myśl, że to wasz kandydat. A my, biedny naród znowu daliśmy się podzielić, skłócić i rozbić. Nie wyciągamy wniosków, nie uczymy na błędach. Znowu nas to zaboli. 

Ale dzisiaj świętujcie, tańczcie chocholi taniec, zanim nie przyjdzie przebudzenie. 

niedziela, 18 maja 2025

Co ja pacze

 W nocy wróciliśmy z Polski.

Zmęczeni. Z rozbitymi o paragrafy czołami. Rzygający polityką. 

Wróciliśmy tu, bo tu postanowiliśmy zagłosować. 

Ted siedzi i ogląda wyniki wstępne.

Nie mam innego komentarza, jak tylko cytat z Mistrza Terrego.


Losie chroń ten biedny kraj. Tak, to nadal jest mój kraj. Tam mieszkają moi bliscy, tam jest mój dom, tam między innymi rozliczam podatki.

niedziela, 20 kwietnia 2025

Wielkanoc


 Były fajne plany, nie wyszły. 

Pogodzeni z tym, że spędzimy święta z dala od bliskich zaplanowaliśmy krótkie menu i czekaliśmy, żeby odpocząć. 

Potem był telefon:

- Odbierzecie mnie w piątek z lotniska?

Odebraliśmy.

Teraz, we troje siedzimy na tarasie, pod parasolką. Na stole ciasta i kawa. Obok śpią psy i koty. Przed tarasem kwitnie bez. 

To są dobre święta, mimo, że zupełnie się na takie nie zapowiadały. 

Mam nadzieję, że Wasze też takie są. 

środa, 9 kwietnia 2025

Zacznij jeść zdrowo :)

 Natknęłam się wczoraj na takie zdanie:

‚Twoi przyszli lekarze używają chatu GPT, żeby zdać egzaminy. Lepiej już teraz zacznij się zdrowo odżywiać.’

Wysłałam to koleżance, a ona zamiast się zaśmiać odpisała:

- Robię co mogę. Ale to już, podczas mojej ostatniej wizyty lekarka pilnie korzystała z komputera. I nie, nie było to wpisywanie moich danych, ani odnotowywanie wyników.

I tak sobie pomyślałam ‚sprawdźmy ten chat’. Zadałam mu krótki tekst na temat zdrowego odżywiania przy nietolerancji histaminy. Oto wynik.

‚Zdrowe odżywianie przy nietolerancji histaminy wymaga starannego doboru produktów, aby uniknąć objawów nietolerancji, takich jak bóle głowy, wysypki czy problemy żołądkowe. Najważniejsze jest unikanie żywności bogatej w histaminę oraz produktów, które mogą powodować jej uwalnianie w organizmie. 

Osoby z nietolerancją powinny ograniczyć spożycie fermentowanych produktów, takich jak jogurty, sery, wino czy piwo, a także przetworzonej żywności, wędlin i konserw. Zamiast tego, warto sięgać po świeże owoce i warzywa, mięso i ryby, które nie były długo przechowywane oraz zdrowe zboża, takie jak ryż czy komosa ryżowa. 

Ponadto, zaleca się unikanie dodatków do żywności, takich jak konserwanty i barwniki, które mogą nasilać objawy. Kluczowe jest także monitorowanie reakcji organizmu na różne pokarmy, co pozwoli na stworzenie indywidualnej diety, dostosowanej do własnych potrzeb. Pamiętaj, że konsultacja z dietetykiem może być bardzo pomocna w opracowaniu zrównoważonego planu żywieniowego.’

Niby niegłupio. I to odpowiedzialne odesłanie do dietetyka na mega plus. Ale czy ja się czegoś dowiedziałam? Wciskanie ryb  (przy nietolerancji bardzo odważne, bo mogę tylko niektóre) słabe. Podobnie, jak opowieści o zdrowych, świeżych warzywach i owocach. Taaa, szczególnie polecam pomidory i cytrusy… a! zapomniałam o truskawkach. 

Czyli co? Za chwilę pójdziemy do lekarza, on wpisze nasze objawy w chat, ten coś tam wypluje i będziemy magicznie uzdrowieni?

Lepiej pójdę zrobić coś zdrowego na obiad😂

środa, 2 kwietnia 2025

Pozdrowienia spod kamienia

 albo jak kto woli z ciemnogrodu.

Kilka razy już usłyszałam, że zamiast się leczyć słucham szamanów i hochsztaplerów. Na drugą stronę nie dociera, że nie mogę w tabletki. Ostatnio tłumaczyłam, że z moją przypadłością jest, jak z zapuszczaniem włosów. Wziąłbyś ibuprofen wiedząc, że 10 miesięcy Twojej cierpliwości pójdzie się wietrzyć i wszystkie wypadną? Jeden ibuprofen zniszczy całą robotę w jelitach, którą zrobiłam dietą, suplementami i innymi działaniami. Nie biorę zatem leków, wspomagam się ciemnogrodem. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że obie panie, od których uczę się medycyny chińskiej i czerpię wiedzę o ziołach są lekarkami medycyny konwencjonalnej, jedna nawet doktorem nauk medycznych. 

Wszyscy w pracy padli, w poniedziałek chora wpadła Luśka i zameldowała, że o 14 się zrywa, bo na 15 ma lekarza. 

- A ty jak się czujesz?- zapytała.

- Tak, jak wyglądam- odbiłam piłkę.

- Wyglądasz, jakbyś weekend spędziła w saunie i na masażu- zażartowała,- nie widać, że coś cię żre.

- Ale żre.

- Jakoś słabo, nawet nie kaszlesz.

- Kaszlę- zapewniłam- ale mam patenty.

- To zrób mi ten patent, bo ja już nie mam siły.

Potem przez kilka godzin się nie widziałyśmy, ale wiedząc, kiedy Lucy ma przerwę, zrobiłam jej herbatkę. Wypiła i poleciała działać dalej.

Kiedy wychodziła do lekarza przyszła się odmeldować. 

- Lecę do lekarza, pamiętasz- sprawdziła moją czujność- tylko nie wiem po cholerę, bo od twojej herbatki nie kaszlę. Czuję się, jakbym wzięła ACC.

- ACC też mogę ci dać- zaproponowałam usłużnie.

- Daj mi lepiej przepis na tę herbatę. 

Jedni kierują się szkiełkiem i okiem,  a inni kwestionują i podważają, to ja. Gdybym nie kwestionowała, belgijska pani doktor leczyłaby mnie z nadciśnienia, jeszcze bardziej dopier… moim jelitom. Poza tym kto powiedział, że moje szamaństwo to jedynie czucie i wiara? Są badania dowodzące, że moje metody baby Jagi to również szkiełko i oko.

Nadal pytam i dociekam. Wiem już dlaczego mam tę nietolerancję, ale to jest opowieść na zupełnie inny wieczór. Znowu będzie szamańsko. Jak macie z tym problem, nie czytajcie, ale musicie wiedzieć, że człowiek to całość, ciało i umysł, doświadczenia i przeżycia.

Taaa, pozdrawiam spod kamienia…


sobota, 29 marca 2025

Chorowanie bez narzekania

 Skończyłam wczoraj pracę o 20, wróciłam do domu i upiekłam ciasto. Jak mam przeleżeć plackiem dwa dni, niech chociaż będzie przyjemnie. 

Obudziłam się i wychrypiałam ‘dzień dobry’, po czym się roześmiałam. 

- Błagam cię, jak nie słyszysz, to się domyślaj- wyszeptałam do Teda i znowu się roześmiałam, a on ze mną. 

Teraz siedzę z twarzą w inhalatorze, a Ted pojechał po zakupy. Będziemy robić lekarstwo. Powiem Wam, że dziwnie się choruje, jak nie można wziąć tabletki, albo garści, żeby poczuć się lepiej. Oczywiście mogę otworzyć apteczkę i wygarnąć co tam wiem, że kiedyś działało, tylko zepsuję wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ostatnie 11 miesięcy. Więc nie wygarniam. Obserwuję.

Jak będzie źle pójdę do lekarza. Niech ona się martwi, co może mi zapisać😂

A tymczasem ciepełko grzeje mi gardło. Jak jestem chora i mi źle, wyciągam chustkę mojej Mamy, otulam nią szyję i czuję, jakby mnie przytulała. Taki fetysz. 

Dzisiaj zrobię wszystko, na co szkoda mi czasu, jak jestem zdrowa. Poczytam, pośpię, pooglądam, może podziergam chustę dla Justyny. Ucieszę się z weekendu, bo przecież trwa. Nie wiem, czy dam radę porysować, może dam, ale o tym, w zupełnie innym odcinku tej historii.


Dbajcie o siebie. 

Odpoczywajcie❤️

środa, 26 marca 2025

Haha czyli chichot losu

 Tylko głośno powiedziałam, że całą zimę byłam zdrowa i wiosna dała mi po łapach😀

Nie zmienia to faktu, że jednak zimą nie zachorowałam ale… jak się weekend spędza na 80 metrach kwadratowych z chodzącym wirusem, to nie ma przebacz🤣

Ale, ale… jak teraz wygląda moje chorowanie? 

Trochę bolą mnie mięśnie, trochę kicham i mam chrypkę. Wypiłam herbatę z tymianku z malinami, imbirem i miodem, na kark przykleiłam rozgrzewający plaster (tam są receptory odpowiadające za wychłodzenie organizmu). Trochę bolą mnie zatoki, rozgrzewam je olejem rycynowym i to wszystko. Nie potrenuję dzisiaj, oszczędzam energię, trochę obijam się w pracy, ale jestem, trzymam pion i nie rozpadłam się na milion kawałków. Co więcej, ani przez moment nie byłam zmieciona z planszy tak, jak Ted.

A, zapomniałam, nie biorę żadnych aspiryn, ibuprofenów ani innych przysmaków. 

I wiecie co? Gdyby nie rozlało się mleko z histaminą, nigdy nie doprowadziłabym się do takiego stanu, w jakim jestem dzisiaj. Czyli co? Dziękuję ci moja nietolerancjo? 

Ale jaja😂

P.S. 

Ted też ma się już zupełnie dobrze, wciskam mu maślan. Wciskam go ostatnio wszystkim, jak nawiedzona wariatka😂

niedziela, 23 marca 2025

Się przechwalam trochę

 … oraz wiosna.

Nagle i niespodziewanie… nie, spokojnie i kroczek za kroczkiem przyszła wiosna. Tu wszystko zaczyna się szybciej. Już w styczniu pojawiają się przebiśniegi. Teraz w ogrodzie szaleją tulipany i żonkile, a na tarasie w słońcu dzisiaj są jakieś 24 stopnie.

Zima jednak była słaba, pod wieloma względami. Wszystko zaczęło się jeszcze we wrześniu, łupnęło 4 grudnia, żeby dokopać z glana 13. Potem próbowaliśmy złapać pion i kiedy już nam się wydawało, że kortyzol opada wraz z kurzem, wszystko zaczęło się od początku, tym razem z Ciocią w roli głównej. 

Ten stan trwa nadal. Jesteśmy zawieszeni między jej komercyjnym pobytem w ośrodku, a oczekiwaniem na miejsce, na NFZ. A Ona się zapada, nie chodzi, słabo się komunikuje, niczego nie chce. Całości dopełnia fakt, że nas tam nie ma. Nie wiem, czy nas jeszcze pozna, jak się w końcu pojawimy. 

Pod tą presją, która trwa i trwa, ja, ku mojemu zdziwieniu, jestem zdrowa. Tej zimy nie miałam żadnej, tak ŻADNEJ, infekcji. Oczywiście były próby. Tu zabolało mnie gardło, tam zatoki, jeszcze innym razem zmarzłam. Każda z tych sytuacji została zduszona w zarodku. Dwa, trzy dni i po kłopocie. 

Czy to wszystko jest wynik pracy nad uszczelnianiem jelit? Czy oś jelitowo mózgowa się odtwarza i pilnuje porządku? Czy histamina, trzymana krótko za twarz, nie sieje już takiego spustoszenia? Nie wiem, ale podoba mi się ten stan. Powiem więcej, jestem spokojniejsza, mimo, że presja nie mija. 

Jestem z siebie dumna. Nie pamiętam roku, w którym nie byłam zimą chora conajmniej kilka, jak nie kilkanaście razy. Obok mnie siedzi obsmarkany Ted, leczę sierotkę swoimi sposobami i piję herbatę malinową z imbirem, żeby mnie nie zaraził i to tyle. 

Z racji Tedowego obsmarkania, odpuściliśmy wypad do ogrodu botanicznego w Kalmthout, gdzie zakwitły już magnolie i wiśnie. No nic, może za tydzień jeszcze będą pięknie kwitły. 

Upiekę chyba ciasto drożdżowe z jabłkami i rodzynkami. Może pocieszę Teda chociaż troszkę?

czwartek, 27 lutego 2025

Tłusty Czwartek i inne takie

 Dzisiaj, z okazji Tłustego Czwartku opierniczałam się setnie w pracy. O tkankę tłuszczową trzeba dbać, n’est pas? Więc zadbałam nic nie robiąc oraz dostarczyłam jej dodatkowych kalorii w postaci dwóch pięknych pączków. A co?

A tak poważnie powoli opada kortyzol. Odpuszcza tryb przetrwania i zaczynam chudnąć. W ubiegłym tygodniu 20dag, ale 3 cm w pasie. O ten kortyzolowy brzuch właśnie chodzi. Trenuję 6 razy w tygodniu, lekko, ale konsekwentnie i zaczynam się lepiej czuć. 

Wiem, że Ciocia i te sprawy, ale, jako, że tedowy braciszek się nie miesza, rozgrywamy temat na naszych warunkach. Ciocia jest zaopiekowana, w ośrodku za miliony monet i, jak będzie trzeba, zapłacimy kolejne, zanim dostanie się tam na NFZ. Pomagają nam ludzie, o których wiedzieliśmy, że są, ale nie śmieliśmy o nic prosić. Wyobraź sobie Pamiętniczku, że w sobotę Osoba poproszona, że ‘w razie gdyby miała czas… ‘, wyszła z pracy, namówiła kumpla, żeby jej pomógł i w pół godziny dostarczyła Cioci wszystko, o co poprosiła miła pani z ośrodka. 

Teraz, kiedy mamy za sobą jeden maratoński epizod, nie pozwolimy się zajeździć psychicznie. Za wszystko odpowiedzialność bierzemy sami. Prosimy o pomoc i nie słyszymy ‘nie’. Nie wiem, jak i kogo prosił braciszek, nie wnikam, nie oceniam, przestałam przykładać do nich mój szablon. Mają prawo być inni, reagować inaczej, czuć po swojemu.

Ale, my też mamy do tego prawo i zamierzamy z niego skorzystać. Najważniejsze, żeby Ciocia była bezpieczna i nie cierpiała. Zadbamy o to. I o siebie. Nawet, jeżeli przydarzy nam się bieg, będziemy odpoczywać, jeść i spać… w międzyczasie. Oddychać głęboko i cieszyć się tym, co za oknem. 

Drugi maraton biegnie się zawsze łatwiej. Znasz już reakcje ciała i umysłu na kryzysy. Nie dopuszczasz do najgorszego. Musisz mieć siłę, dla tego, kogo odprowadzasz. 

Mamy.


wtorek, 11 lutego 2025

Déjà vu

 Wyobraź sobie, że przebiegłeś maraton. W paskudnym stylu go przebiegłeś. Wpadłeś na metę ostatni i leżysz z twarzą w błocie. I kiedy tak leżysz i masz nadzieję, że nikt już nie będzie niczego od Ciebie chciał, ktoś kopie Cię w obolały łeb i mówi:

- wstawaj, trzeba zapierdalać dalej,

Widzisz ten obraz? Poczułeś ze mną tę bezsilność?

Tak się właśnie z Tedem czujemy.

Jeszcze nie wylizaliśmy ran po maratonie z MatkąZ w roli głównej, jeszcze dobrze nie opadł kurz, a już biegniemy ratować CiocięI.

Zgubione zęby, aparaty słuchowe, konieczność odcięcia gazu, bo zagraża sobie i innym, kuchenka elektryczna, którą zapomina wyłączać, topiące się wtyczki w gniazdkach, zalani sąsiedzi, brak komunikacji z opiekunką, niebrane leki, budzone po nocach sąsiadki, ryczący, telewizją trwam, telewizor. Telefony, telefony, telefony jak u Grzegorza C. W końcu upadek, utrata przytomności, szpital i pytanie co dalej. 

Od kwietnia ubiegłego roku czekamy na miejsce w ośrodku, w którym będziemy ją mogli zabezpieczyć. A ze szpitala chcą ją wypisać już. Dzisiaj. Teraz. System nie funkcjonuje i Ted może dowiedzieć się o jej stan w przychodni, ale szpital to już inna bajka. Nic się nie klei, wszystko sypie. Dodatkową atrakcją jest fakt, że ciągniemy ten wózek sami, gdyż brat Teda ma cioteczkę serdecznie w dupie.

Japierdolę.

Tak, myślę, że porównanie z maratonem jest wystarczająco obrazowe. 

Tak się czujemy. 

Skopani, ale już biegnący dalej.

niedziela, 2 lutego 2025

Od kilku dni

 … mamy mróz. Nie wiem po co.

Bo wiecie, u nas wiosna przychodzi szybciej.





Szybciej pojawia się nadzieja na ciepełko. A tu mróz dokucza kfffiatkom i, co widać na ostatnim zdjęciu, bardzo skutecznie je zniechęca do ozdabiania świata. 

Powietrze dzisiaj było tak piękne, że poszliśmy na długi spacer. Fajnie było, mróz szczypał, a słońce grzało.

Teraz rozgrzani herbatą malinową z miodem odpoczywamy. Ja, robiąc chustę dla Justyny, a Ted dyskutując z czatem GPT, jak naprawić zwijacz do kabla w odkurzaczu😂


Niedziele są dobre, mam nadzieję, że Wasze również. 

A, serial zaczęliśmy, Nocny Agent się nazywa. Młoda mówi, źe jest git, oni lecą już drugi sezon. 

Oglądaliście?

sobota, 25 stycznia 2025

O styczniowych spostrzeżeniach

Jest już prawie luty. Czas zapier… sobie radośnie, a my z nim.

Jutro wracają z nart nasi szefowie, a tymczasem jeden kot oficjalnie się do nas wprowadził, a drugi próbował włamać się dzisiaj przez okno w kuchni. Niestety oba koty się nie trawią, dlatego czarny nie został wpuszczony, bo biały smacznie spał w fotelu. O psach nie mówię, bo one tylko czekają na zachętę. 

W tygodniu sprzątnęłam świąteczne dekoracje bo z tą ‚wiosną’ za oknem jakoś mi nie współgrały. Inaczej było, jak rozbierałam choinkę w Polsce 4 stycznia. Moje świąteczne serduszko jęczało ‚za wcześnie’. Paskudne uczucie, kiedy wszyscy jeszcze siedzą przy choince, a ty musisz sprzątnąć te aniołki i bałwanki, bo jak przyjedziesz tu znowu, potrzebne będą raczej kurczaki i bazie. 

Zaraz zakwitną przebiśniegi. Tu wszystko jest jakoś wcześniej. 

Oraz Ted się ostatnio przeziębił i tak patrzy na mnie, i czeka, a ja nic..,

Wczoraj, po zjedzeniu kimchi, ze zdziwieniem zauważyłam, że nie mam wyrzutu histaminy, nie zalewa mnie pąs, nie piecze twarz, nie wyglądam jak stary alkoholik. Oraz mogę jeść pistacje😀

Co to wszystko znaczy?

Można na malutkim fleciku odegrać mini fanfarki. To, co robię od kwietnia zaczęło przynosić korzyści. Malutkie, ale jednak. Ted mówi, że odtrąbi sukces, jak napiję się z nim wina i przygotuję deskę serów. Nawet sobie nie wyobraża, jak ja o tym marzę. 

Obejrzeliśmy ‚Kuleja’, szpetne czasy skonstatował Ted. Nie zazdroszczę jego żonie dorzuciłam ja. Ale film fantastycznie zmontowany, dobrze udźwiękowiony, co w przypadku polskich produkcji nie jest takie pewne,  z dobrą muzą i ciekawymi kreacjami aktorskimi. Polecam, jak lubicie zajrzeć w czyjeś ciekawe życie. 

Idę się sobotnio poobijać ale najpierw pójdę poszukać tego małego, czarnego oszołoma. Biały nadal śpi, teraz, dla odmiany, na kocyku pod grzejnikiem.

No jak go tu nie wpuścić?



czwartek, 9 stycznia 2025

Podsumowania i postanowienia

 czyli witaj Dwudziesty Piąty. 

Dwudziesty Czwarty był i tu moglibyśmy postawić kropkę, ale nie róbmy tego. Stańmy w prawdzie. Dwudziesty Czwarty był lekcją i nagrodą. Testem i oddechem. I ze wszystkiego wyszliśmy, trochę poobijani, ale wyszliśmy. 

Wdzięczność- za wszystko, bo to, że było fajnie, to jasne, że powód do wdzięczności, ale że tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono, to również powód. Bo skąd mamy niby wiedzieć, jak los nie mówi ‚sprawdzam’. Sprawdził, nadal jesteśmy, nadal murem. Daliśmy radę.

Na Dwudziesty Piąty mam tylko jedno postanowienie. To sukces, bo zwykle nie miewam żadnych. 

Będę zbierać małe momenty. One robią różnicę. Bo na przykład 13 grudnia był masakrycznie trudny, dla każdego z nas z innego powodu, ale wieczorem usiedliśmy razem przy ławie, wypiliśmy herbatę z imbirem, malinami i rumem i zagraliśmy w ‚5 sekund’. Ci z nas najbardziej poobijani poczuli ciepło, od środka i na zewnątrz. Zrobiło się dobrze i bezpiecznie. I to był piękny mały moment. W poniedziałek rzeczywistość zaskrzypiała ponownie, ale jakby lżej. 

Święta były słabe, ale Ciocia, którą zabraliśmy do siebie, mimo, że chcieliśmy Wigilię spędzić sami, była w tak dobrej formie, takie opowiedziała nam historie, że płakaliśmy ze śmiechu. Muszę Wam kiedyś jedną  opowiedzieć, bo jest przednia. Kolejne dwa dni spędziliśmy w samochodzie, za to w każdym miejscu, do którego zawitaliśmy, było nam zwyczajnie dobrze. Czuliśmy się zaopiekowani i otuleni dobrą energią. 

Takich małych momentów było kilka… naście. Każdy rozjaśniał mrok powodu, dla którego byliśmy w Polsce tak długo. 

Właśnie wrócił Ted z polskiego sklepu. Przywiózł makowy wieniec. Zaraz zrobimy kawę… no dobra, ja dostanę Inkę, i będzie kolejny mały moment do słoiczka wspomnień. 

Taaak, to będzie inny rok. Rok wyzwań i ciężkiej pracy, ale i małych momentów, na które pod jego koniec, popatrzę z wdzięcznością.

Idę coś porobić, bo egzamin sam się nie zda. Teraz zatem czas na lekcję, pocelebruję, jak zdam😉