Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

niedziela, 12 maja 2024

Delft

 Jeszcze podczas naszego amsterdamskiego epizodu Ted był służbowo w Delft. Wrócił zachwycony. Podekscytowany opowiadał o tym, że to taki mały Amsterdam z mini kanałami, uroczymi domami i pięknym rynkiem. 

- Muszę Cię tam kiedyś zabrać- stwierdził.

I zabrał. Trzy lata później😂

Pojechaliśmy tam z zadaniem do wykonania. Ale oczywiście mieliśmy też okazję do powłóczenia się tu i tam i wejścia tam, gdzie się dało.  Nie oddalaliśmy się od historycznego centrum, ponieważ tam, w każdą sobotę odbywa się targ staroci. Ciągnie się on wzdłuż jednego z kanałów i kilku bocznych ulic. Nie zdążyliśmy przejść całego, a to dlatego, zatrzymaliśmy się na rynku (Grote Markt) który jest sercem starego miasta. Obejrzeliśmy tu sobie ratusz i kościół (Nieuwe Kerk), który jest w tej chwili bardziej budowlą historyczną, niż sakralną. Znajduje się tam mauzoleum Wilhelma I Orańskiego, hrabiego Nassau, bohatera narodowego Holandii, który zorganizował powstanie przeciwko Hiszpanom czym przyczynił się  do niepodległości Niderlandów. Tam również pochowana jest większość członków rodziny królewskiej Oranje- Nassau, która panuje w Holandii od 1544 roku. 




Drepczemy na wieżę


                       Widok z rzeczonej wieży


Organy w Nieuwe Kerk

 
Ratusz

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wleźli na wieżę kościoła, która jest 109 metrowym punktem widokowym. 376 schodów powiodło nas na najwyższy taras, skąd widok wynagrodził nam marsz po niewygodnych stopniach tak ciasnej klatki schodowej, że obsługa muzeum prosi, żeby nawet torebki zostawić w schowkach.

Zatrzymał nas również piękny renesansowy ratusz, zaprojektowany przez jednego z najważniejszych dla Holendrów architektów z epoki, Hendricka de Keysera, który został zaprojektowany w miejscu spalonego, średniowiecznego budynku, który spłonął.

Z rynku weszliśmy na targ staroci, ciągnący się, jak okiem sięgnąć. I zaczęła się nasza misja. Młoda na urodziny dostała ekspres do kawy z trąbką i wodotryskiem, a w domu same kubki. 

- Wy macie takie piękne filiżanki…- jęknęła.

- Ale my je kupiliśmy na jarmarku staroci. 

- A co w tym złego? Ja też mogę mieć z jarmarku. 

Ruszyliśmy zatem szukać. W ciągu 30 minut znaleźliśmy i kupiliśmy pięć (nie było szóstej😔) filiżanek Wedgwood z serii Windsor za 5€ komplet filiżanka i spodek. Młoda była zachwycona, a my ruszyliśmy dalej, ale tę część opowieści zostawię na kolejną notkę. 


Nasza zdobycz

I urocza, starsza pani, która tę zdobycz owinęła w gazety i spakowała do reklamówki z action. Transakcja przebiegła po angielsko-niemiecku, gdyż pani mówiła tylko po niderlandzku. Mówiłam, że jak znasz te dwa języki to się wszędzie dogadasz? 😂

1 komentarz:

  1. Śliczne te filiżanki Dreamu Kafka będzie bardziej smakowala😁 no i miasteczko urocze. Lubię takie. Natomiast wieże z wąskimi wejsciami już nie dla mnie bo bardzo mi się posunęła klaustrofobia😒

    OdpowiedzUsuń