Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

niedziela, 31 grudnia 2017

To jest nasz dzień

Mimo, że wszyscy dostają dzisiaj ogólnego pierdolca.
Mimo, że spędzimy go oddzielnie.
Mimo wszystko... to jest nasz dzień.
Nie pierwszy kwietnia, kiedy zamieszkaliśmy razem.
Nie któryś tam września, kiedy się poznaliśmy.
Dzisiaj.
Dwadzieścia cztery lata temu, w pełni zdrowa na ciele (o umyśle nie wspominajmy), przyjęłam Jego nazwisko (chociaż już od lat znajomi nas tak nazywali) i stworzyliśmy nasz mały świat.
Czy było lekko?
Nie.
Czy było śmieszno?
O tak, czasem bardzo.
Niekiedy było straszno.
Było po naszemu.
On ma do mnie świętą cierpliwość.
Ja dzielnie znoszę Jego nowe pomysły.
Kiedy jedno leży mordą w błocie, drugie natychmiast wyciąga rękę.
Nie jesteśmy parą idealną.
Ideałów nie ma.
On mnie kochał, nawet, kiedy podwoiłam swoją objętość i cierpliwie czekał na powrót porcji pojedynczej. Ja stałam przy Nim murem, jak świat odmierzał Mu kolejny policzek.

W dniu naszego święta życzę nam dobra od siebie i od ludzi, zdrowia, żebyśmy nadal mogli cieszyć się sobą i spełnienia marzeń, bo nadal mamy wspólne.

A Wam Kochani życzę, żeby 2018 był dla Was łaskawy 🍾🍷🍾🍷.
Niech nam się darzy 😀

wtorek, 19 grudnia 2017

A jednak... święta

Opierałam się dzielnie.
Nie dawałam sztucznie napędzanej atmosferze, ale...
Upiekłam pierniki.


Tradycja pieczenia pierników jest w mojej rodzinie od niepamiętamkiedy, bo mnie wtedy nie było, ale jak już pamiętam, Babcia Ania piekła je w dniu moich imienin (wiem Frau- imię mam zajebiste :) i wysyłała pocztą z całym pudłem orzechów i innych skarbów. Od tamtego czasu zaczęła się znakomita kooperacja siostrzano-braterska, gdyż ja byłam mała, a mój brat duży, co czyniło nas wystarczająco długim zespołem wydobywczym. Tu muszę dodać, iż Mama próbując je ratować chowała pierniki w pawlaczu :D
Potem zaczęłam myśleć o prezentach, a że w tym roku Aga (nasze 'drugie Dziecko') spędza święta z nami (gdyż ją mamusia wyrzuciła z domu i tu postawmy kropkę), mam za zadanie pokazać Jej, jak wyglądają święta, bo to, co pamięta Ona, to jakaś masakra. Zawsze uciekając od świątecznej, cuchnącej 'atmosferki' przychodziła  do nas, więc cieszę się, że w końcu nie będziemy ucieczką, tylko stabilizacją.
W międzyczasie Ted (Boshhh dzięki Ci za Faceta, który rozumie...) umył okna ponieważ kupiliśmy nowe firany i był ciekaw, jak prezentują się na oknach w salonie i kuchni, a ostatnio wyczaił firmę wypożyczającą urządzenia do prania dywanów i tapicerki i... wczoraj po powrocie do domu zastałam wyprane dywany (nie są duże, ale są) we wszystkich pomieszczeniach oraz krzesła.
W zamrażarce leżakuje 250 pierogów różnej maści i 180 uszek. Wiem, wiem. Dużo, ale Cioteczka mniej nie umie zrobić.
Ja ubrałam choinkę, zrobiłam listę zakupów i metodycznie nabywam ingrediencje.
W piątek zacznę pichcić.
Będzie pięknie.
Będzie  magicznie.
Będzie, jak zawsze, po naszemu.
Będą kolejne dobre święta.
Czego i Wam życzę, oraz nie dajcie się zwariować, jak Ted... ;)
 

Święta nadejdą niezależnie od czystości okien, firan i dywanów, choć nie mogę powiedzieć, że mi przykro, że ja mam czyste :D