Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

czwartek, 25 kwietnia 2024

Mały Rudy Drań


Codziennie, na powitanie reagował krótkim miauknięciem. 

Wystawiał do pogłaskania łepetynkę, a dopiero potem gnał do miski. 

Jak nikt potrafił sprowokować labradorkę i drażnił się subtelnie z border collie. 

Nikt tak uroczo nie właził na blaty i nie siadał, patrząc na świat z góry. 

Miłośnik spacerów z psami i wspinania się na drzewa.

Amator sera żółtego, którym nikt go nie częstował i ptaszków, chociaż miał absolutny zakaz na nie polowania.

Umówmy się, to on tu rządził. 

A dzisiaj postanowił, że już mu się nie chce. 

Rano, przed bramą znalazł go młody Ogrodnik.

Kurwa, Karol, coś ty zmalował?

 


poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Babcia mistrz czyli

 … edukacja Starszaka.

W ubiegłym roku podczas naszego urlopu mieliśmy dosyć nieprzyjemną sytuację. Ledwie wyszliśmy od MatkiZ i byliśmy w drodze do biedry z listą zakupów, dzwoni telefon Teda. Myśleliśmy, że może mama zapomniała czegoś dopisać, ale nie:

-Ted, wszystko w porządku?- zapytała zdenerwowana.

-No tak- odpowiedział zaskoczony- właśnie podjechaliśmy pod Biedronkę. 

-Bo ja przed chwilą miałam taki telefon- tu opowiedziała nam, jak ktoś próbował podszyć się pod Teda (a mamusia mu jeszcze rękę podała, bo wymieniła go z imienia) i wciskał jej, jak to potrącił kobietę na przejściu i jest na policji. Mamusia, widząc Teda zaledwie 10 minut wcześniej, postanowiła sprawdzić u źródła, co się dzieje i spuściła gościa.

-Uff- odetchnął Ted- nic mi nie jest, zaraz będziemy z zakupami, a ty, mamo nigdy nie dawaj się nabrać na takie telefony i zawsze do mnie dzwoń, żeby je weryfikować. 

Minęło kilka miesięcy, gnój zapisał imię Teda i próbował znowu. Wczoraj MatkaZ opowiedziała nam o kolejnej rozmowie.

Telefon zadzwonił dzień po naszym wyjeździe z Polski i ktoś mówi:

-Halo, tu Ted, jestem na policji.

Mama nic.

-Halo, tu Ted, jestem na policji!

Mama nic.

-Halo słyszysz mnie? Tu Ted, jestem na policji!- i do kogoś- chyba nie rozumie.

-Jestem na policji, słyszysz?

I UWAGA MatkaZ na to:

-Ted, jesteś na policji? To siedź tam do usranej śmierci!

Kurtyna😂😂😂

Kochani, edukujcie swoich Starszaków, żeby nie dawali się nabierać. Nawet nie wiecie, jacy jesteśmy z mamy dumni😎

sobota, 13 kwietnia 2024

Drogi pamiętniczku

 Nie zamierzam zamęczać nikogo moją walką z histaminą. Pozwól tylko, że wyjaśnię co się tak naprawdę dzieje. Nietolerancja histaminy nazywana inaczej pseudoalergią. Zaburzenie to wynika z braku równowagi między ilością przyswojonej (zjedzonej) histaminy, a zdolnością do jej rozkładania. Jak już pisałam wcześniej brakuje mi dwóch enzymów HNTM i DAO i błagam, nie każ mi tego wyjaśniać😀 Przyjmij jedynie do wiadomości, że jestem wyjątkowa, ponieważ z tym problemem mierzy się jedynie 1% populacji.

Dieta, eliminacyjna, którą zaczęłam, ma na celu odciążenie organizmu. Usunięcie przykrych dla mnie objawów i przygotowanie przestrzeni do testów, które produkty nie służą mi najbardziej. Po 4-6 tygodniach zacznę wprowadzać do diety te, które lubię z wyłączeniem oczywiście bomb, z wysoką zawartością histaminy i obserwować efekty. Powstanie z tego lista tego, co mi wolno, co mi najmniej robi pod górkę, ponieważ nietolerancja ma charakter bardzo indywidualny.

Pierwszy tydzień eliminacji przyniósł kilka ciekawych spostrzeżeń. Zaraz na początku uregulowało się ciśnienie do tego stopnia, że musiałam zmniejszyć dawkę leku do połowy. Zaraz pewnie zadzwonię do pani doktor, żeby zapytać co z tym robimy.

Było trochę gimnastyki co zjeść. Różne źródła przekazują sprzeczne informacje. W jednych mogę świeże warzywa z wyłączeniem kilku, w innych lista tych, których nie mogę jest znacznie dłuższa. Żeby nie oszaleć, trzymam się jednego źródła. Na szczęście, albo nieszczęście, organizm uczuleniem na twarzy pokazuje mi, że coś mu się nie podoba. Uczulenie blednie. Jeszcze jest, ale w porównaniu do świąt, prawie nie istnieje.

Nagle i niespodziewanie nie bywam głodna między posiłkami, dobrze skomponowane wydają się lepiej wchłaniać, co jest świetną wiadomością. 

To mniej fajne spostrzeżenie to fakt, że jestem bardzo zmęczona. Wygląda to tak, że histamina była dla mnie jakimś dopalaczem. Bez histaminy, chociaż to może też być związane z tym co odpier… wiosna za oknem, jestem sobie takim workiem bez energii.

Informacja, że nie mogę jeść czekolady jakoś mnie zmiotła i odczułam to szczególnie wczoraj, kiedy to piątek, po pracy przy herbacie ziołowej (o kieliszku wina mowy nie ma), filmie i czymś słodkim nie był w pełni piątkiem. Dostałam wafelki ryżowe i nie byłam najszczęśliwszą osobą na świecie mimo, że poprzednie elementy się zgadzały.

Dzisiaj robię wędlinę drobiową. Ta, którą kupiliśmy, mimo, że dobrej jakości, w bardzo dobrym sklepie odbiła się echem na mojej twarzy, do akcji wkraczam więc ja. Zobaczymy jakie będą efekty na kanapce i… na twarzy. 

Ogólnie myślałam, że będzie gorzej, chociaż wiem, że w końcu przyjdzie kryzys, jak zawsze w takich sytuacjach, ale nie mogę sobie diety przerwać i zrobić ,cheat day’ z czekoladą w roli głównej, bo nie mówimy o diecie, bo mi dupa urosła tylko o próbie doprowadzenia mojego organizmu do równowagi. 

Wspomagam się jeszcze z dwóch stron, ale o tym przy jakiejś kolejnej okazji. 

A teraz odpoczywam, czego w Wam życzę. Pijcie wodę, jedzcie zdrowo i spacerujcie.

Dobrego weekendu.

wtorek, 9 kwietnia 2024

Detoxu dzień pierwszy

 Przeżyłam i nie zwariowałam. 

Trochę poczytałam co mi wolno, a co nie ale i tak było ciężko. 

Na śniadanie zamiast kawy była herbatka… ze skrzypu polnego. 

Na lunch chciałam zrobić pastę jajeczną ale… nie mogę majonezu. Była zatem kanapka z masłem, jajkiem i szczypiorkiem, bo pomidorka też mam na liście zakazanych. Zupy również nie mogłam (krem z cukinii) bo cukinia nie jest niby najgorsza, ale suszone pomidory już tak.

Na kolację nie mogłam przyprawić mięsa swoją ulubioną mieszanką ziół francuskich, bo mają w składzie przyprawy, których nie mogę. Surówki z ogórka też nie dostałam bo była doprawiona chilli. Kurczaczek z ziemniaczkiem i kalafiorkiem na parze musiał mi wystarczyć. 

Z przekąsek mogę wafle ryżowe. Ogólnie mają ch…owy skład, ale histaminy nie podbijają. 

Taaak, jeszcze tylko 29 dni😂

Dam radę. 

Z pozytywów- lekko pojaśniało uczulenie na twarzy- ostatnio był ogień. I ciśnienie 128/83 puls 65 bez leków.

Bądźcie dla siebie dobrzy, nawet gdyby było to jedynie unikanie majonezu😂

niedziela, 7 kwietnia 2024

Poświąteczny weekend

 … czyli przejebane.

Wróg gnębi mnie od grudnia oraz jeszcze w grudniu, przy świątecznym stole padła diagnoza, którą olałam. ‚Nie ma opcji’- pomyślałam. 

I tak sobie myślałam, a kaszel stawał się coraz bardziej intensywny, spanie stało się marzeniem, a zmęczenie mnie przerosło.

Przy kolejnym świątecznym stole trzeba było przestać udawać.

- Dobra kur… przyjęłam diagnozę z grudnia do wiadomości. 

Teraz trzeba zmierzyć się z tematem, wdrożyć zalecenia i wytrzymać. 

- Jeszcze nie ma zagrożenia życia, ale jak nic z tym nie zrobisz, to będzie- usłyszałam.

Histamina? Mówi Wam to coś? Mnie nie mówiło nic oprócz tego, że tabletki antyhistaminowe biorą alergicy. 

Histamina to substancja (amina biogenna), która w odpowiedniej ilości jest dla organizmu niezbędna. Jest uwalniana z wielu komórek naszego organizmu. Do uwalniania tej substancji może dochodzić w wyniku reakcji na specyficzny alergen, ale także poprzez stymulację przez różne czynniki nieimmunologiczne, np. niska temperatura, alkohol, stres, uraz. Najsilniejsze jej wytwarzanie obserwuje się w płucach, skórze, śluzówce nosa oraz błonie śluzowej żołądka.

Na co mnie się ta histamina uwalnia? Na kur… wszystko! Mój organizm wytwarza za mało DAO- takiego enzymu-  diaminooksydazy i w związku z tym histamina robi ze mną wszystko… to wysokie ciśnienie, przyspieszony puls i stany zapalne w organizmie, to też ta franca.

Od jutra zaczynam fazę eliminacji. Z diety muszę wyeliminować wszystko, co lubię, czym się odżywiam. Pomidory, maliny, truskawki, cytrusy, ryby, owoce morza, sery dojrzewające, wieprzowinę, wołowinę, kawę, herbatę, cynamon, goździki (czym ja będę leczyć przeziębienia?!) chilli, orzechy, czekoladę (!!!) kiszonki, jogurty, wino… mam wymieniać dalej? 

Jutro rano zacznę owsianką z borówkami, bez suszonych owoców, bo nie mogę, a potem coś wymyślę. Muszę myśleć szybko, bo przez najbliższe 4 tygodnie nie ma powrotu do pomidorków i desek serów. A i potem raczej też czekoladek nie pojem.

Temat zrzucenia kilku kilogramów przestał być nagle ważny.

Trzymajcie za mnie kciuki bo lekko nie będzie. 



sobota, 30 marca 2024

Świętowanie na własnych warunkach

 Otóż jesteśmy od wczoraj w Polsce. Młoda ma w domu remont, który, oczywiście miał się skończyć przed świętami, ale coś się omsknęło. Dzwoni do mnie miesiąc temu i mówi, że nie przyjedzie do nas na święta, bo musi być w sobotę w pracy. No i ten remont…

No ale przecież wszystko da się ogarnąć, prawda?

Siedzę zatem w uroczym apartamencie, w którym jest wszystko, gdybym uparła się urządzić tu święta. Ale się nie upieram. Spędzimy je z rodziną i przyjaciółmi. To nie my szalejemy dzisiaj w kuchni. 

Od czasu, jak mieszkamy w Belgii pozwoliliśmy sobie zdjąć chomąto imperatywu z karków. Nie niesiemy już więcej, lepiej, bardziej. Ciasto można kupić. Zjeść można cokolwiek, a najważniejsze jest, żeby zatrzymać się i zauważyć tych, z którymi chcemy ten czas spędzić. Z perspektywy widać inaczej. Nie jest ważne jajko, tylko z kim je jesz.

Zaraz Młoda skończy pracę i pójdziemy na spacer. Odetchnąć wiosną bo pogoda jest piękna.

Odpoczywajcie, nie gońcie za niczym, skupcie się na sobie i ludziach wokół Was. 

Dobrego czasu.

Dobrej wiosny. 

Dobrych świąt🫶

czwartek, 21 marca 2024

Niewiele

 mam ostatnio do powiedzenia, bo o czym tu gadać? Kaszel nie odpuszcza. Kupiłam inhalator parowy, bo nebulizator robił mi pod górkę pomagając na kaszel i jednocześnie wychładzając zatoki. 

Ubywa mi ludzi wokół, tych, którzy kojarzą się z dzieciństwem, bezpieczeństwem, beztroską. 

Roboty mam w cholerę i nie nadążam odpoczywać. 

I tak mnie jakoś ta wiosna zgięła. 

Aż tu nagle… 

Mam przyjemność ogłosić, że od sierpnia 2024 roku będę studiować Doktorat Prawa (Doctor of Jurisprudence/Doctor of Law) na Drexel University Thomas R. Kline School of Law. Szkoła zdecydowała się przyznać mi stypendium Rising Advocate Scholarship, które pokrywa całe moje czesne ($135,000.00) przez pełne 3 lata. Ta nagroda jest najbardziej prestiżowym stypendium przyznawanym przyszłym prawnikom na podstawie ich doskonałych osiągnięć akademickich. Jestem bardzo podekscytowana rozpoczęciem kolejnego edukacyjnego rozdziału w moim życiu 

… taka wiadomość na fb wyrwała mnie z kapci. 

Pal sześć, że jest słabo i do dupy. To MOJA UCZENNICA! Tu nie dała rady na amerykanistyce. Nie o ten rodzaj edukacji jej chodziło. Przyszła się wypłakać. Rzuciłyśmy parę luźnych uwag i po kilku tygodniach napisała z prośbą o rekomendację. Wybierała się do Stanów jako au pair z możliwością podjęcia nauki. 

Po to pracuję. Nie interesują mnie piątki, zaliczenia, egzaminy i zadowolenie rodziców. Moim celem jest zawsze to, żeby mój uczeń otworzył twarz i żeby było po angielsku, nie Polish- English tylko na poziomie idiomów i frazali. 

Wyznaję zasadę ‚go big or go home’. Młoda poszła big, duma mnie rozpiera tym bardziej, że interesują ją prawa człowieka.

Teraz może być wiosna. Święta. Cokolwiek…

niedziela, 25 lutego 2024

Dyplomacja

 Świat obiegło nagranie naszego Ministra Spraw Zagranicznych, odpowiadającego na bzdury, które opowiadał jego rosyjski odpowiednik na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Po to uczymy się języka, żeby powiedzieć to, co trzeba, wtedy, kiedy trzeba, w sposób, w jaki należy to powiedzieć. Nie dukając ‚this is, this is, this is…’ 

Ktoś kojarzy taką definicję dyplomacji? 

‚Tak komuś powiedzieć spier…, żeby poczuł tylko lekkie podniecenie przed podróżą’?

OTO model, który powinien być przechowywany w Sèvres pod Paryżem.

Szach- mat bando dyplomatołów bez wiedzy i klasy. 

Dziękuję za uwagę.

czwartek, 22 lutego 2024

Kawa, ciśnienie i inne tematy

Siedzę w pracy, obok mnie śpią dwa psy, ogrodnicy uganiają się po lesie, Ted pojechał załatwiać coś w mieście, reszty nie ma. Cisza i spokój.

Kawa z czekoladą pachnie w kubku obok. Bezkofeinowa of course. Mam zakaz kofeiny gdyż ciśnienie… No właśnie. Od miesiąca, codziennie rano mierzę. U pani doktor (chyba teraz mówi się doktór, albo jakoś tak) za pierwszym razem było 180/110, taki wykręciłam wynik😀 Po dwóch tygodniach już tylko 149/98. W międzyczasie stwierdziłam, że nie zamierzam całe życie brać tabletek i wdrożyłam plan. Zaczęłam od masażu w celu obniżenia kortyzolu, potem wpadłam do Decathlonu po stepper, bo niby mamy siłownię, ale zimno tam jest nieziemsko i niefajnie. Zamiast steppera kupiliśmy step. Niewielka różnica, ale jak bez pomocy trzeba ruszyć swoją masę na stopień, to wychodzi piękne obciążenie. Zaczęłam od 30 minut i już po pierwszym treningu okazało się, że się ze stepem polubimy. Dzisiaj, w tygodniu czwartym robię 40 minut i dorzuciłam ćwiczenia somatyczne. I tak, pierwszy raz od początku choroby moim oczom, na wyświetlaczu, ukazał się wynik 117/80 jeszcze przed wzięciem tabletki.

W międzyczasie pojawiły się wyniki badań, które są dobre, więc wszystko byłoby git, gdyby nie kaszel, który nigdzie się nie wybiera i jednak trochę przeszkadza. Nagle pojawiają się łzy w oczach, drapanie w gardle i atak, który trwa kilka minut, a potem wszystko wraca do normy. Tylko ja jestem dziwnie spłakana, usmarkana i wyczerpana. 

Waga zjechała w dół o całe 30 dag😂 ale nie o wagę tu chodzi, chociaż trochę też. Z moich 15 zgubionych kilogramów zostało mi tylko 5, troszkę mnie zatem ubodło. Ted się ze mnie początkowo śmiał, że znowu obudził się we mnie byk, ale sam po cichu układa sobie plan treningowy w tej zimnej siłowni😉

Kawa z czekoladą to jest coś, co dodaje mi energii, chociaż nie do końca potrzebne mi jest te 50 kalorii.



W Belgii już wiosna. Leje i wieje, ale kwiecie kwitnie, jak oszalałe. Dla nas to kwiecie nic nie znaczy, bo równie dobrze, w każdej chwili może je pokryć śnieg, ale jak przy wejściu zaczynają kwitnąć krzewy, co to nie znam ich nazwy, to temat nadejścia wiosny mamy zamknięty. Jest i tyle. 

Paul odszedł 13 lutego, dzień po tym, jak się z nim pożegnaliśmy. Wszystkich tak zmiotło, że Akademia na swojej stronie opublikowała informację dopiero wczoraj. Wiecie, że tu trzeba mieć zaproszenie, żeby przyjść na pogrzeb? Nie mieliśmy. Myślę, że rodzina nie chciała zjazdu jego studentów z całej Europy. 

Kończy mi się kawa, psy zerkają na mnie z nadzieją. Chyba pójdziemy powłóczyć się po lesie, co też jest dobre dla obniżania kortyzolu😉

Dobrego dnia.

sobota, 17 lutego 2024

O chińskim nowym roku

 Wyświetliło mi się info w socjalach, że zbliża się chiński nowy rok. 

- W Antwerpii jest China Town- poinformowałam odkrywczo Teda.

- Leje- rzucił zdawkowo Ted- nigdzie nie jedziemy zanim nie wyleczysz kaszlu.

- A jak nie będzie lało?- zapytałam błagalnie.

- To pomyślimy- obiecał. 

W sobotę 10 lutego nie lało, no, nie lało do czasu. Ale zdążyliśmy. Po pół godzinie znaleźliśmy nawet miejsce do parkowania i ruszyliśmy do chińskiej dzielnicy. Tłumy waliły w jednym kierunku. I my, w tę ciżbę, ale co tam. Raz się żyje.

Weszliśmy przez piękną bramę i na ulicy, gdzie królowały chińskie markety i knajpy, zobaczyliśmy ciemność. Tłum blokował wszystko. Ale usłyszeliśmy też dźwięki bębnów. 

- No nic- powiedział zrezygnowany Ted- powiedzieliśmy A, brnijmy dalej. 

Taniec smoków zaczął się w momencie, w którym przechodziliśmy bramę. Zawsze myślałam, że te smoki tak idą i tańczą ale nie… one nie idą bez sensu. Mieszkańcy dzielnicy na sznurkach z okien wywieszają główki sałaty z dołączonymi kartkami. Na nich, pięknymi symbolami wykaligrafowane są życzenia. Smoki przy dźwiękach bębnów i huku petard tańczą od sałaty do sałaty. Zrywają ją i rwą na strzępy, gospodarze domu wychodzą do smoka i zostają obrzuceni sałatowym deszczem. 

Wszystkiemu towarzyszy dym petard, w zasadzie jednak nie chodzi o ten dym, chodzi o hałas, który ma odegnać złe moce. 

Smoki przeszły, a my ruszyliśmy pogapić się na festyn, który takiemu wydarzeniu towarzyszy. Jak lubicie chiński street food, to jest raj dla Was. Sajgonki, spring rollsy, dim sumy, chińskie szaszłyki (nie mam pojęcia jaką mają nazwę) i baozi czyli bułeczki na parze. Obeszliśmy się smakiem, bo płatność kartą była niemożliwa, a do bankomatu nie chciało nam się iść. Pogapiliśmy się na chińską kaligrafię i pokaz tai chi. Ponieważ bardzo podoba mi się ta praktyka, chętnie się zatrzymałam.

Lać zaczęło po naszym powrocie do domu😀

Jak mówi tradycja Smok w swojej drewnianej postaci zaprasza nas do świata kreatywności, wizji i nieograniczonych możliwości. 










Niech nas ten smok poniesie w zdrowiu i dobrej energii. 

poniedziałek, 12 lutego 2024

Ciężkie tematy od poniedziałku…

 wjechały.

Wpadam do pracy lekko, ale tylko lekko spóźniona, a tu Ted stoi i nierozumiejącym wzrokiem wpatruje się w telefon mówiąc:

- O kurczę, zobacz co Cori opublikowała na grupie.

Tu drobny przypis, ciągle jeszcze na Whatsappie mamy grupę, która powstała podczas szkolenia w Akademii w Holandii. 

Wchodzę zatem i czytam. Czytam i nie wierzę. Czytam oświadczenie jednego z naszych najulubieńszych wykładowców. Człowieka, z którym w nocy tańczyłam walca pod biurem dyrektora. Pogodnego, empatycznego, zwyczajnie fajnego faceta. To dzięki niemu jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Przeprowadził nas przez trzy procesy rekrutacji. Wiedzieliśmy, że ma problemy zdrowotne, ale informacji, że w związku z zaawansowaniem choroby i ilością cierpienia własnego i rodziny postanowił poddać się eutanazji, się nie spodziewaliśmy. Uśmiechał się przecież ze zdjęć opublikowanych na stronie jeszcze kilka miesięcy temu.

I co można zrobić w tej sytuacji?

Zaakceptować decyzję. 

Wziąć do ręki telefon. 

Napisać kilka słów o tym, że był dla nas ważny. Oddać szacunek i mieć nadzieję, że ktoś, albo on sam to odczyta. 

Po baaardzo długiej godzinie przychodzi wiadomość zwrotna:

‚Thank you so much my dear friends’

Oznaczasz ją serduszkiem i tyle.


W zaistniałej sytuacji opowieść o celebrowaniu chińskiego nowego roku musi poczekać. 

Rok Smoka zaczął się inaczej, niż oczekiwaliśmy.


sobota, 10 lutego 2024

O Tłustym Czwartku, tłustej d…


 i kaszlu, który wyrywa z kapci.

Nie miałam szansy na pączka w Tłusty Czwartek, bo to był popieprzony dzień i na wyrwanie się do polskiego sklepu nie było szans. Zwiałam zatem na chwilę i zrobiłam ciasto na faworki. Po tym, jak skończyło się szaleństwo, wróciłam i upiekłam (tak, od lat faworki piekę, a nie smażę) caaały talerz. Jak skończyłam i dumnie wniosłam je do pokoju zadzwoniła Młoda. 


- Wracam z pracy, macie chwilę, żeby pogadać?

Mieliśmy. Mieliśmy też talerz faworków i herbatę.

I tak gadaliśmy o różnych, głównie fajnych rzeczach, a musisz wiedzieć pamiętniczku, że Młoda ma do pracy jakieś 20 minut jazdy, aż tu nagle okazało się, że z naszego talerza zostało tyle😂


- Boshhh, przecież my jesteśmy nienormalni- powiedziałam.

- Pewnie tak- potwierdził Ted- ale też bardzo mieliśmy ochotę na faworki😂

Pewnie dzięki tej tonie cukru i talerzowi ciastek moja waga spadła w tym tygodniu tylko o 20 dag. Bo ja się znowu za siebie wzięłam. Weszłam na wagę i zdanie mojego ulubionego fittrenera odbiło się echem po łazience ‚dupa rośnie po cichu’. No urosła😂 Z 15 kg które straciłam zostało mi tylko 5.

Odwiedziłam zatem Decathlon, nabyłam drogą kupna step, buty, legginsy i zapierniczam. Już drugi tydzień. Nie spodziewam się, że nagle zrzucę 10kg. Pmiętam, że na to trzeba popracować. Chwilowo udało mi się ogarnąć kortyzol i wysokie ciśnienie. Wyniki mam dobre. Pani doktor jest zdziwiona, że chce mi się ruszyć zadek, ale jak zadzwoniła z wynikami i odebrał Ted, powiedziała, że mam robić to, co robię. No to działam. 

Jest tylko jeden drobiazg, który mi przeszkadza, za to zdecydowanie. Kaszel, taki do usmarkania i popłakania. Nie jest on z oskrzeli, jest z gardła. Coś mnie łaskocze i rusza lawina. Najgorzej jest w nocy. Krople i płukanie od pani doktor jeszcze nie działają. Szukam w medycynie chińskiej. Jak macie jakiś pomysł, co z tym zrobić, to piszcie. 

Dzisiaj byliśmy w centrum. Opowiem Wam jutro, co robiliśmy, fajne doświadczenie😀



sobota, 3 lutego 2024

Taki mindf*ck*

Od tygodnia pracuję, ale kaszel nie daje za wygraną. Bo niby dlaczego miałby dać, skoro jednego dnia mrozi i świeci słońce, a drugiego leje i jest plus dziesięć? 

Jeszcze na stole kwitną amarylisy, a w parku już przebiśniegi. Trochę tak, jak w naszej polityce. Up and down. Niektórzy nawet bardzo down. Pociąg im z lekami odjechał.

Nie chce mi się tego komentować. Jestem permanentnie zażenowana, bo nasz szef jest bardzo zainteresowany polityką europejską. I pyta nas:

- Co wasz prezydent opowiada, że nie sądzi, żeby Ukraina odbiła Krym, bo on dłużej jednak należał do Rosji? To kogo on popiera?

- Siebie, szefie- mówimy, bo co mamy powiedzieć?

Oglądamy dokument o Harrym i Meghan. Ja pier… jaki to jest zakłamany system! Oraz Harry ma jaja, jak młyńskie koła, w przeciwieństwie do jego wysokości braciszka, przyszłego króla.

Popatrzmy sobie na kffiatki, może nam będzie lepiej?



Idę skończyć otulacz i opaskę dla Młodej, może jak coś mi wyjdzie, poprawi mi się nastrój. Jutro wracam do lekarza, skontrolować płuca.
Kciuki trzymajcie.🙏

___________________________
*wulgaryzm- stan wyprowadzenia z równowagi, zmylenia lub manipulacji umysłem innej osoby

niedziela, 28 stycznia 2024

A Ty co chcesz?

 … zapytał Ted po tym, jak cały poranek spędził kibicując Jannikowi Sinnerowi w Australian Open.

- Chcę serduszko WOŚP- zakomunikowałam potrzebę. 

Bo widzisz, Czytaczu Szanowny, doigrałam się i cały tydzień leżałam plackiem i wcinałam już drugi antybiotyk w tym miesiącu. Od wczoraj wolno mi wyjść z domu, stąd moje życzenie było nawet bardziej uparte. 

- A gdzie jest sztab?- zapytał zainteresowany wycieczką Ted.

- Główny w Brukseli- odparłam z iskrą diabelską w oku.

- Nie jedziemy do Brukseli- stanowczo zaprotestował.

- Nooo doooobra- burcząc pod nosem wzięłam do ręki telefon i na mapie Belgii ukazało się kilkanaście serduszek. 

- Szukaj, szukaj- zachęcił Ted- do Brukseli nie jedziesz.

- Dobrze, jest puszka w Antwerpii. 

- To zakładaj buty, jedziemy. 

I pojechaliśmy. W miejscu, w którym miała być puszka, był festyn, z muzyką, ciastami, pierogami i popcornem. 

Pierwszy raz za wsad do puszki dostałam mini Pavlovą i do spróbowania polskie wędliny. Wokół gromadzili się ludzie, jedzący, śmiejący się i… mówiący w różnych językach. Wszyscy z serduszkami na kurtkach.


 



Dostałam moje serduszko od tej miłej pani. Jak co roku. Bo posiadanie go  jest dla mnie ważne. Bo Młoda leżała po urodzeniu w inkubatorze z serduszkiem.Bo to jest mój sposób na oddanie długu. 



Jutro wracam do pracy. Jeszcze nie w pełni sił, ale w zdecydowanie lepszej formie. Wracam też 5 lutego do lekarza, do kontroli. Oraz obalam mit, w Belgii leczą i przypisują, co trzeba, kiedy trzeba i każą się meldować, tak, że przepraszam cię belgijska opieko zdrowotna😂

niedziela, 21 stycznia 2024

Test z klasy i angielskiego

 Moje dzieciaki mają teraz ferie. Większość ma. Zresztą w tym roku, przez remont w pracy tylko ich konsultuję. Zaczniemy po feriach. Ale, jako, iż jestem do ich dyspozycji w kwestii tematów niejasnych, on pozostają również do mojej… dyspozycji znaczy. 

Teatr podlinkowała wypowiedź w języku Szekspira pewnego dzbana, odpowiedzialnego, jeszcze chwilę temu, za edukację i postanowiłam zrobić eksperyment. Z zaznaczeniem źródła wypocin rozesłałam tekst z prośbą o komentarz. 

Pierwszy zareagował Jerzy:

- Mam poprawić błędy?

- Nie, możesz wystawić ocenę opisową. 

Po chwili.

- Kiepska składnia, przyimki grasują gdzie chcą, czasy mu w życiu nie przeszkadzają, mam pisać dalej?

- Boshh, stworzyłam potwora😂

- Ja tylko cytuję moją ulubioną nauczycielkę😜

Następna odniosła się Mia:

- O nie, hahaha. Nie mógł kogoś zatrudnić, żeby mu to ładnie napisał?

- No nie, bo on pewnie myśli, że TO jest ładnie.

- Jaki wstyd.

- Na szczęście Ty nie musisz się wstydzić.

- ❤️

I jeszcze Staś, największy leser:

- Co mam z tym zrobić? Podkreślić błędy? Poprawić?

- Popraw😂

- Challenge accepted🫡

- Nie! To był żart😂

- Uff, to dobrze, bo to by trzeba było napisać od nowa, wie pani, po angielsku😂

Dzisiaj czytam, że się dzban oburzył, że internety wyśmiewają jego potoczny angielski i nie kuma, że potocznie to on sobie może odzyskiwać zgubioną walizkę na JFK, ale w przestrzeni publicznej, zwłaszcza, jak się zwraca do człowieka, którego nie zna, obowiązuje go język oficjalny. 

Ktoś mi kiedyś wytłumaczył, że dyplomatów straciliśmy podczas wojny, potem przyszła klasa robotnicza, teraz rządzą ich dzieci i wnuki. Z dyplomacją nie mają nic wspólnego. Klasy i stylu nie kupisz. 

P.S.

Też tak macie, że po sprzątnięciu wszystkich świątecznych dekoracji dom wydaje Wam się jakiś smutny i pusty? Ja mam i nie lubię tego przejścia. No ale ile można w choinkę, bombki, gwiazdy betlejemskie i światełka? 



piątek, 19 stycznia 2024

Losie ospuść

 Los mnie złapał za kark i trzyma 5 cm nad powierzchnią śniegu. Bo u nas jest śnieg. Śnieg w Belgii!!! Siedzę w pracy, z kubkiem herbaty, psy śpią na posłaniach, rudy kot mruczy i posapuje na fotelu Teda, biały gdzieś się szlaja. Wszyscy zaczęli weekend, a ja mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. W sumie niby nic, ale, jako, że infekcja nałożyła mi się na infekcję, mam ogólny ból istnienia. 

Bo to jest kurwa niesprawiedliwe, żeby jeszcze nie wyjść z jednej (w sumie już drugiej ) choroby i złapać kolejną.

Ale po kolei. Z Polski wyjeżdżaliśmy teoretycznie zdrowi. Teoretycznie, bo dzień przed wyjazdem wzięliśmy ostatni antybiotyk. Teoretycznie również dlatego, że pracę zaczęliśmy w środę, a w piątek wróciły wszystkie niepokojące symptomy z kaszlem ciągnącym z samych trzewi włącznie. Pójście do lekarza nic by nie dało, ponieważ naszych szefów nie ma i  to my ogarniamy tę kuwetę bez względu na stan zdrowia. Oraz remont! Remont przesunął się do kolejnego pomieszczenia i niby nas nie dotyczy, ale o 7 trzeba wpuścić ludzi. No i jak już ich wpuścimy to się tak kulamy. Ted lepiej, ja chooyowo. Kaszlałam tak sobie radośnie i odmawiałam leczenia, bo przecież biorę suplementy, wiem, jak to ogarnąć zgodnie z TCM, ale dzisiaj rano obudziłam się zwyczajnie przeziębiona. Tak po ludzku, z wodą lejącą się z nosa i bólem głowy czyli stary kaszel i katar mi nie przeszedł, ale mam już nowy. 

Ktoś miał kiedyś taki przypadek?

Piję tymianek z czarnym bzem, imbirem, goździkami i kardamonem. Wszystko powinno mnie rozgrzewać, teoretycznie. Bo w praktyce mi zimno i ogólnie do dupy. 

Sorki za te jęki (w sumie co ja przepraszam i tak niewiele osób to czyta) ale musiałam gdzieś wylać frustrację, pamiętniczku. 

Zaraz się zbiorę i zamknę piątek, wróci Ted i pójdziemy do domu i będzie dobrze. No może nie dobrze, ale lepiej. Lepiej niż jest teraz bo teraz to ekhhh…

P.S. 

Sytuacji w kraju nie skomentuję, bo zwyczajnie nie mam siły. Cieszy mnie jedynie rola Romana Giertycha w całym tym bałaganie, bo on dopadnie i postawi w stan oskarżenia wszystkich, którzy przez 8 lat rujnowali kraj.


środa, 10 stycznia 2024

Good to be back

Wczoraj w nocy wróciliśmy do Belgii. 

I od wjazdu musimy się tłumaczyć.

Zawsze mi się wydawało, że więzień polityczny siedzi za poglądy lub przekonania. Ci, którzy wylądowali spektakularnie i z hukiem w pierdlu, o czym dowiedzieliśmy się już w drodze, mają wyroki w sprawach karnych. Są pospolitymi przestępcami. A Belgowie patrzą i się dziwią, że szopka, zamiast się skończyć nadal, w najlepsze trwa. 

No i te złośliwe autobusy😂

Ktoś jest chory na głowę. Całe stado ktosiów. Ale jeden szczególnie. Biedny.

P.S. 

Słyszeliście, że jeden z więźniów ma zespół odstawienia alkoholowego? Straszny jest taki przymusowy odwyk😂