Jeżeli nie, jest TU.
Zostanie już tylko rodzinną anegdotą. Na zawsze. I wspomnieniem o Człowieku poplątanym, biednym i samotnym.
W piątek zadzwoniła do mnie Mini. Obie byłyśmy jej chrześniaczkami.
- Wiem, że oni cię nie poinformują, pomyślałam, że ja to zrobię- powiedziała- trzy godziny temu zmarła CioteczkaJ.
- Była sama w domu?- zapytałam, bo wiem, że tego bardzo się bała.
- Nie, odeszła w szpitalu- powiedziała Mini- przewróciła się w domu i Krysia (przyjaciółka, która się nią opiekowała) zadzwoniła po pogotowie, bo Ciocia miała problem ze skupieniem się i mową.
Wiem, że trzymałam się od Niej z daleka, ze względu na swoje zdrowie psychiczne. Wiem, że ta relacja była poplątana i toksyczna. Wiem, że nie zmieniłabym jej nawet, gdybym stanęła na rzęsach ale jakoś mi źle.
Nikt i nic nie chroni już Jej domu. Domu moich Dziadków. Domu mojego dzieciństwa. Zaraz zlecą się wrony i rozdrapią to, co po sobie zostawiła. Wyrzucą pamiątki po Dziadkach. Ich zdjęcie ślubne, które stało za szafą, które tak bardzo chciałam mieć, a nigdy go nie dostanę. Jakoś mi źle, że magiczny ogród za domem nie ma już swojej Opiekunki , która o niego zadba. Nikt już nie zerwie czereśni, gruszek, orzechów z drzewa, które zasadził mój Dziadek.
Nigdy już nie wejdę do tego domu. On stracił swojego Dobrego Ducha, kiedy odeszła Babcia, ale jeszcze był, jeszcze bił w nim zegar Dziadka. W sobotę zegar się zatrzymał, był nakręcany raz w tygodniu, w soboty właśnie. Nikt nie sprawi, żeby znowu ruszył.
Nie mogę pojechać do Polski. Nie w tym tygodniu. I z tego powodu też mi źle.
No cóż, mamy paterę, przy składaniu której zawsze się uśmiechniemy. Tylko tyle i aż…