Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

sobota, 31 grudnia 2022

Have a good one


Bądźcie dla siebie dobrzy.

Bądźcie dla siebie wyrozumiali. 

Bądźcie sobie wierni. 

Bądźcie szczęśliwi.

Spełniajcie swoje marzenia.

Jedno z moich spełniło się 28 grudnia w Amsterdamie.



Happy New Year!

środa, 28 grudnia 2022

W drodze

 O tym co robimy opowiem, jak dojedziemy do Polski.

Teraz wrzucam tylko obiecane fotki😀

Uwielbiam takie akcje❤️





Bądźcie dla siebie dobrzy❤️

sobota, 24 grudnia 2022

Dobrych

 Wszystko zaczęło się z braku akceptacji. Wyobraź sobie, że jesteś w obcym mieście, Twoja kobieta jest w ciąży i nikt nie chce dać Wam schronienia. Wyobraź sobie, że jesteś tą kobietą. Wyobraź sobie, że jesteś tym dzieckiem i na starcie nikt Cię nie chce.

Dzisiaj do dyspozycji mamy magię świąt. Oprawioną w blask światełek, muzykę i inne niepotrzebne duperele zawinięte w kolorowy papier. I co? Siadamy do stołu i stosujemy wobec siebie przemoc. Tak! Pytanie ’kiedy dzidziuś’, ‚kiedy w końcu się obronisz’ i propozycja ‚zjedz jeszcze coś’ to TEŻ jest przemoc. Z braku tematów zaczynamy kłótnie polityczne, kulinarne i o wszystko inne. 

Gdzie w tym wszystkim jest ‚pokój ludziom dobrej woli’? Gdzie jest dobra wola?

Za kilka godzin usiądziemy do stołu i jeszcze raz dostaniemy szansę. 

Nie spieprzmy tego. 


Dobrych i świadomie przeżytych świąt.


Pamiętajmy tylko, że życzenia same się nie spełniają. Trzeba nad ich spełnieniem popracować.

środa, 7 grudnia 2022

Grudzień, że tak odkrywczo zauważę







 Bardzo się broniłam przed świętami😂

Tu wszystko się tak jakoś za szybko zaczyna. Jeszcze w listopadzie ludzie ubierają choinki, zdobią domy, podwórza i bramy. Dziwnie to wygląda przy 12-15 stopniach ciepła. 

W grudniu temperatura spadła, a jak już Sinterklaas przypłynął, 6 grudnia łodzią parową, zaczęło się pełne szaleństwo. 

W naszym domu w Polsce choinka pojawiała się krótko przed Wigilią, w naszym domu belgijskim po raz kolejny pojawiła się 6 grudnia, a co! Chodzimy po sklepach i wybieramy prezenty. Planujemy święta. 

I nadal nie słyszałam Last Christmas😂

Zaraz po świętach jedziemy we trójkę do Polski. We trójkę, bo na święta przyjeżdża Młoda. W drodze zrobimy coś fajnego, ale o tym, potem.

A… zapomniałam napisać, jak widać po zdjęciach, wpadliśmy do Christmas Shop w Holandii😀

Jak dzieci… jak dzieci😂 Chcieliśmy fffszystko😂😂😂







Dbajcie o siebie i nie dajcie się zwariować🎅

niedziela, 27 listopada 2022

O tym, że należy weryfikować wiedzę…


 … przekazaną nawet przez najulubieńszego nauczyciela.

Mawiał on ‚idź z idącymi, biegnij z biegnącymi ale nigdy nie siadaj z tymi, którzy siedzą’.

Zapytany ‚dlaczego?’ odpowiadał, że jak się zatrzymujesz to ucieka ci świat, przestajesz się rozwijać. Teraz zap… odpoczniesz później.

Otóż gówno prawda panie Jacku. A co będzie, jeśli ‚później’ nie nadejdzie? A co, jeśli w tym szaleńczym biegu dostanę zawału, udaru albo innej cholery? A co, jeżeli w biegu umkną mi najważniejsze chwile z życia moich bliskich, podczas których byłam im potrzebna?

Trzeba umieć usiąść z siedzącymi, dać wyścigowi szczurów przegalopować obok i ruszyć w swoim tempie, w swoją stronę. 

Nie ma mnie tu za bardzo, trochę dlatego, że nie zamierzam się wkurwiać bloggerem, który ma mnie w dupie, a trochę dlatego, że siedzę z siedzącymi. To bardzo przyjemne uczucie móc zająć się swoją dupą, nie oglądając się na innych.

Milczę też dlatego, że nie zamierzam uszczęśliwiać nikogo moją ścieżką. Ona jest moja, może Ty takiej nie potrzebujesz. 

Z pozycji siedzącego z siedzącymi świat wygląda inaczej. Jest mniej drażniący. Powietrze, mimo, że to dziwne, lepiej wypełnia płuca. Sen jest spokojniejszy. I cierpliwości jest więcej. Muzyka brzmi soczyściej i bardziej cieszy. Jest czas na spacer, na czytanie, na pasję. 

Siedzę zatem i uśmiecham się do siebie. Jeszcze nie słyszałam ‚last christmas’. Pewnie dlatego, że tu, do siedzących dociera mniej bodźców. 

Tak jest dobrze. 

Czego i Wam życzę🙏

P.S. 

Oraz kto powiedział, że jak siedzę, to się nie rozwijam?


P.S.2

Teatru, nie karm troli, nie mogę u Ciebie, to napiszę tu. Wymienienie kogoś z imienia, to jego uznanie. Ignoruj głupotę, niech się sama dławi swoją zajebistością.


środa, 16 listopada 2022

Patrzę za okno…

… a tam piękna, ciepła, belgijska jesień. 

Patrzę w internety, a tam wszyscy oszaleli, kupują prezenty, pakują w czerwony papier, napierdzielają pierniczki i świąteczne dekoracje. 

Gdzie jest bycie tu i teraz?- ja się pytam. 

Gdzie wzięcie głębokiego oddechu w, pachnącym liśćmi, parku. Gdzie zupa dyniowa i ciasteczka z dyni? 

Czy my musimy za czymś ciągle gonić?

Siedzę na d… popijam kawę i jem dyniowe ciasteczko. Jak się skończą, upiekę owsiane. Z cynamonem i bakaliami. Nie zamierzam brać udziału w tym ogólnym pier…u. Jak skończę szal dla Alex, zrobię 15 gwiazdek na szydełku, na drugie okno w salonie ( pierwszych 15 zrobiłam w ubiegłym roku). Prezenty, które kupuję, chowam głęboko. Wyjmę je, jak przyjdzie czas. 

Tak, jeszcze jest jesień, bardzo łaskawa tego roku, pozwalająca jeździć na rowerze. Dobra dla zatok. 

Częstujcie się. 




P.S.
Mo,  ta fotka jest dla Ciebie, chociaż mocno na przekór temu co napisałam wyżej 😂








piątek, 11 listopada 2022

O rogalach opowiastka krótka



 -Jedziemy do Brukseli po rogale?- zapytał Ted z błyskiem w oku. (w Brukseli, w cukierni Mademoiselle Meringue pieką certyfikowane).

-60 kilometrów mam jechać po dwa rogale?- zapytałam bez emocji.

-Jaktotak bez rogala dzisiaj?- zapytał z miną małego chłopca.

-Podjedźmy do polskiego sklepu, chrzanić certyfikat, może będą- zaproponowałam.

Nie było. Na pocieszenie Ted wziął cztery pączki. Ja nie jadam pączków, a gluten przyswoiłabym tylko ze względu na marcińskiego.

-Nie mamy nic dla Ciebie- Ted zauważył smutno. 

-Poczekaj- rzuciłam i ruszyłam w regały. 

W polskim sklepie kupiliśmy masę makową, w belgijskim bezglutenowe ciasto francuskie. Po powrocie w 15 minut powstały rogale, a po następnych 30 mieliśmy dwanaście pięknych, rumianych rogali. 

Są nieidealne, zupełnie niemarcińskie ale są piękne i smakują Polską. 

Po przejażdżce rowerowej smakowały wręcz wybitnie. Belgowie też dzisiaj świętują Armistice Day czyli po naszemu zakończenie I wojny światowej, a my w związku z tym odpoczywamy. Trochę tak, jakbyśmy byli w Polsce.

Happy Independence Day moja Ojczyzno🤍❤️

Dobra dla Was. 

Częstujcież się😀





poniedziałek, 7 listopada 2022

Wkur… rzyłam się

 Dziecko urodziłam w wieku 28 lat. Nie dlatego, że do tego momentu nie trzeźwiałam, ale dlatego, że zdecydowałam się poznać kawałek świata. Bo, panie nadprezesie, podróże kształcą. Poznanie innych kultur rozwija, tolerancję zwłaszcza. Umiejętność posługiwania się językami obcymi otwiera drzwi do innego świata. W tym świecie czeka moc ciekawych ludzi, z którymi nie koniecznie trzeba chlać, można z nimi rozmawiać i wiele się od nich nauczyć. Nasz amerykański kumpel mieszkający w Polsce, w zagłębiu dulszczyzny twierdzi, że jesteśmy jednymi z niewielu Polaków jakich zna, którzy nie mają polskiej mentalności. To komplement. Myślę, że moi Dziadkowie są ze mnie dumni. W moich żyłach płynie krew polska, ale i węgierska, i austriacka (pewnie dlatego tak dobrze mi w Wiedniu, chociaż w Bostonie, Montrealu, Pradze, Amsterdamie i Antwerpii też mi dobrze- taki typ).

Ale do meritum. Pan nadprezes, jak ksiądz, poucza jak żyć w rodzinie, jak płodzić i wychowywać dzieci, zachować dobre relacje z mężem lub żoną. Tylko na jakiej, ja się uprzejmie kurwa pytam, podstawie? Jest takie powiedzenie: ‚zanim kogoś osądzisz i udzielisz mu rad, przejdź rok w jego butach’. Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał ochotę chodzić w cudzych butach, a już pan nadprezes zwłaszcza. Nie było go przy mnie, gdy ledwie miałam na chleb, gdy walczyłam o każde otwarcie oczu, o każdą najprostszą codzienną czynność, gdy na kawałki rozpadało się moje dziecko i gdy sama budowałam nasz dom, gdy przez dwanaście lat byłam matką, ojcem, szklarzem, hydraulikiem, psychologiem i nauczycielem. Nie życzę sobie zatem ocen w stylu ‚dawanie w szyję’ i innych chamskich odzywek.

Panie nadprezesie śmierć nie jest największą stratą w życiu, największą stratą jest to, co umiera w nas, gdy żyjemy. A w panu umarło wszystko, ze zdrowym rozsądkiem włącznie. 

I tak zupełnie poza tematem, czy tylko ja do tej pory nie czytałam ‚Czułej Przewodniczki’ Natalii De Barbaro? 


wtorek, 1 listopada 2022

Oddalam się

W wynikach wyszukiwania na telefonie mam już głównie hasła po angielsku i niderlandzku. Jak mi ostatnio wyskoczyła na YT reklama po polsku bardzo się zdziwiłam. 

Ale ja nie o tym.

Belgowie dzisiaj też świętują, odwiedzają cmentarze ale bez naszego zadęcia i pokazu mody nagrobnej. Symbol, świeca i do domu posiedzieć na tarasie w ostatnich promieniach słońca, do knajpy na lunch z przyjaciółmi, albo na wycieczkę po okolicy, ewentualnie po wzięciu wolnego poniedziałku na Maderę na przedłużony weekend.

Ale ja nadal nie o tym chciałam. 

Wybraliśmy się w ostatnią niedzielę do Lokeren. To miasto we Flandrii Wschodniej z trzydziestoma ośmioma tysiącami mieszkańców i niedzielnym pchlim targiem. Ten targ był naszym celem, a konkretnie upolowanie roweru za niewielkie pieniądze. W pracy mamy rowery ale dla mnie wszystkie niestety z ramami pod pachę. Dlaczego niewielkie? Bo rowery docelowe są już wybrane, ale najpierw musimy poczynić jeszcze jedną inwestycję.

Ten kupiony (kupiony!!!) w niedzielę zostanie tu i będzie się ze mną obijał po okolicy, te jeszcze w sklepie rowerowym będą z nami podróżowały. 

Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie powłóczyli się po okolicy, nie zajrzeli tu i tam, nie spróbowali lokalnych potraw i napojów i nie wpadli do lokalnej cukierni. Zapraszam Was zatem na wycieczkę do Lokeren.











Eklery były pyszne. Z kremem budyniowym bez zbędnych dodatków i zapachów😀

P.S. 
Przepraszam za bałagan w zdjęciach ale siedzę na tarasie, a na kolanach śpi mi niemójkot więc sami rozumiecie, że nie mogę podejść do laptopa i ich uporzędkować😂

sobota, 15 października 2022

Piszę teksty z częstotliwością


 … raz na miesiąc. Gratuluję ci bloggerze. Spaprałeś coś, co było moim pamiętnikiem, terapią, miejscem, żeby się wygadać. 

Nie chce mi się. Nie mam siły. Nie mogę komentować u większości z Was. Blog umiera.

Czy ktoś do kurwy nędzy ma w tym przyjemność?

Ponieważ siedzę sobie pod kocykiem popijając herbatkę imbirowo- rozmarynową z miodem oraz zagryzam przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi, mam chwilę czasu. 

Nie chce mi się komentować tego, co się dzieje w PL. Powiem Wam jedynie, że tu parlament obniżył swoje dochody, pałac królewski i budynki rządowe oraz użyteczności publicznej zrezygnowały z ozdobnego, zewnętrznego oświetlenia, a ceny paliwa i podstawowych produktów spożywczych powoli się stabilizują. Nikt nikomu nie rozdaje stołków, a jak ktoś w sferze publicznej coś schrzani, podaje się do dymisji. Takie to normalne, że aż nudne.

W pracy jest śmiesznie. Do teamu dołączyły dwa kotki Biały i Rudy. Nikt nie pomyślał, żeby zsocjalizować je z psami. Po naszym powrocie z urlopu w pracy była regularna wojna😂 Koty bardzo chciały się zaprzyjaźnić, a psy wręcz przeciwnie. Po dwóch miesiącach psy, wychodząc na spacer ignorują, siedzące na progu biura, koty. Ile mnie to kosztowało noszenia psich ciastek po kieszeniach, tylko ja wiem. Psy uwielbiam, ale kotełki też są urocze, więc trzeba było popracować, żeby Żebrador i Collie się z nimi dogadały. Z Żebradorem poszło gładko, bo to łasuch, ale Collie to samiec alfa jak się patrzy więc nawet teraz są delikatne nieporozumienia. 

Jesień w Belgii jest ciepła i deszczowa więc za ch… nie wiem, gdzie upolowałam zapalenie zatok. No nic, skończę zamówioną chustę i biorę się za ślubny szal. Tak, Alex, najlepsza przyjaciółka Młodej, wychodzi za mąż, a ponieważ ona zawsze mówiła na mnie MamaDreamu, to ja uczyłam ją robić na drutach i gotować krupnik, postanowiłam, że trzeba ją otulić, na szczęście.

Przepraszam, że się u Was nie odzywam, ale ‚zaloguj się przez konto google’ w moim przypadku nie działa. 

Idę sobie chorować dalej. 

Trzymajcie się zdrowo.




piątek, 30 września 2022

Zaraz piździernik, ale jego sława już go wyprzedza



 Wczoraj o 8 rano były 4 (cztery!!!) stopnie. Czy to jest normalne? Przecież w tym kraju nawet zimą jest cieplej! 

Wyciągnęłam z odmętów granatową kurtkę, tak w ubiegłym roku pomykałam w niej zimą. Łażę z psami po lesie, bo szefów nie ma, wielbię i nienawidzę jednocześnie. Jesień znaczy. Z jednej strony jest pięknie, drzewa zaczynają się złocić, lecą z drzew kasztany i żołędzie, a z drugiej, jak by to ująć delikatnie… no nie da się! Nakurwia złem. Leje i piździ, jak na przełomie października i listopada. 

Tak sobie idę po tym lesie i myślę. Ileż to już ta granatowa kurtka przeszła. Kupiłam ją po wielkim schudnięciu, bo wszystko na mnie wisiało. Zaliczyłyśmy razem okres triumfu, kiedy to znajomi nie poznawali mnie na ulicy, pandemię, kiedy też nie poznawali, ale z innych powodów i wojnę w Europie, w którą nikt nie wierzył. Teraz mierzymy się z zagrożeniem, że szaleniec z tego ładnego miasta, do którego nigdy nie pojadę, naciśnie czerwony guzik. 

Kiedyś rzucano taką klątwę ‚obyś żył w ciekawych czasach’. Myślałam, że te czasy już były, ale mateczka Historia się dopiero rozkręca. 

A czarnek musiał przeprosić za lgbt, a nadkurdupel został ukarany za nabijanie się z transpłciowości. Jeżeli myślimy, że to nadzieja na powrót normalności, to mamuśka H już wyciąga swą dłoń z kieszeni, żeby pokazać nam f… rodkowy palec. 

I to fffcale nie jest zabawne.

I do tego ta piździawka za oknem. 

Jak tu być nastawionym pozytywnie do życia?

niedziela, 11 września 2022

Zimno oraz orędownik medycyny chińskiej😂

 Tyle działo się w międzyczasie, że nie sposób tego opisać. Urlop w domu był magiczny. Mieliśmy piękną pogodę. Leniuchowaliśmy na plaży. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Grzeszyliśmy kulinarnie. I tylko czas minął za szybko. 

W tak zwanym międzyczasie urodziło się fantastyczne marzenie, o którym wią ci, którzy podglądają mnie na IG. Pierwszy krok do realizacji, czyli wizyta na targach w Düsseldorfie, został wykonany, ale o tym w innem terminie.  

A potem dopadła nas rzeczywistość. Zimna, dodam z przykrością. Jeszcze chwilami jest ciepło, ale niestety wieczory są zimne i szybko robi się ciemno, nie ma już zatem siedzenia nad wodą po pracy, a i plan, żeby zaliczyć plażę nad Północnym niezrealizowany. 

Dzisiaj do ‚skrzyni umarlaka’ powędrowały letnie ciuchy i wydobyliśmy z niej bluzy, swetry i kurtki. Idzie jesień. Złota będzie za czas jakiś. Jutro znowu ma być 25 stopni, ale następny weekend ma być deszczowy z 16 stopniami. Trzeba zaakceptować ten fakt. 

Ogrodnik naciął hortensji i cieszą mnie, ale czekają już czerwone doniczki z polskiego domu. Przytaszczymy jakieś kwiecie w przyszłym tygodniu, bo za chwilę nie będzie już nic w ogrodzie, co da się obciąć i upchać w wazonie. 

Dzisiaj rozmawialiśmy z moim bratem. Znowu ma 39 stopni gorączki. Buja się z tym czymś, nikt nie wie z czym, od covidu. Przez trzy tygodnie leżał z temperaturą, nie miał innych objawów oprócz kaszlu i nie było go jak leczyć (bo przecież nic mu nie jest). Pieprzę mu o miksturze z oleju z czarnuszki odkąd zachorował. Wie lepiej, farmaceuta jeden. 

- Olej z czarnuszki jest niedobry- pada argument z dupy. 

- To jest lekarstwo- do rozmowy wtrącił się Ted- a nie pieprzony drink z palemką. Owsianka to lekarstwo, a nie degustacja blinów z kawiorem. Kuźwa duży chłopiec z ciebie więc wiesz, że jak medycyna konwencjonalna nie działa, trzeba sięgnąć po alternatywę. Do roboty!

- A co ty tak gorliwie zachwalasz medycynę chińską?- zapytałam po skończonej rozmowie.

- Widzę, co się dzieje, widzę jak się czuję, widzę co i jak jemy, jaka to oszczędność i jak ty się czujesz, jak nie marzniesz. 

Tak, jeszcze dwa dni temu, mimo chłodu, nadal spaliśmy przy otwartym oknie, co się nigdy wcześniej nie zdarzało, oraz każda moja piżama była tego lata za ciepła. Jeszcze nigdy nie spałam w tak skąpym odzieniu. 

Idzie jesień, zobaczymy, co przyniesie. Może pierwszy raz odkąd pamiętam nie będę sopelkiem?

Oraz mamy dwa nowe zwierzaki w pracy. Tym razem, dla odmiany koty. O zaprzyjaźnianiu się kotów z psami kiedyś Wam opowiem.

Dobra Wam życzę na te chłody❤️

P.S. 

Dziewczyny, czekoladowe muffiny sernikowe piecze się 20 minut, a robi pięć. To połowa seta w US Open😀

Część została na dzisiaj😀


czwartek, 11 sierpnia 2022

Nie ma mnie tam


 … czyli jestem tu.

Zaoszczędzę sobie obserwacji społeczno- politycznych.

Zamknęli nam knajpę do zamawiania obiadów dla leni, ale znalazłam nową. Jeszcze lepszą. Mogą dowieźć, ale mogę też odebrać sama, w drodze z plaży. 

W domu, mimo, że Saba dba, zastaliśmy jednak ‚nienasz porządek’. W nieużywanej kuchni wszystko się kleiło. Przez okna widać było szarość. Zaczęliśmy zatem od sprzątania. Zaraz powieszę firanki i już będzie po mojemu.

Pogoda jest piękna, sprawdziliśmy piasek na plaży. Przetestowaliśmy wszystkie trzy promenady i poczuliśmy się na urlopie. 

MatkaZ chciałaby, żebyśmy spędzali u niej 24 godz. Cóż, pamiętam, jak nie miałam swojego domu i wtedy jakoś nie chciała. Teraz mam. 

W ubiegłym tygodniu był tu Tedowy brat. Był obiad i ciasto. Dla nas nie było nic. 

-Nie mam was czym poczęstować- jęczała MatkaZ. 

- Cóż- skwitował Ted- ciągle jeszcze mieszkamy za blisko.

Jest mi przykro za niego. Ja mam to w dupie. 

Leżeliśmy dzisiaj na plaży. Leniwie. 

Taaaak. 

Reszta się zgadza.






środa, 27 lipca 2022

Żyj tak…


żeby zawsze było cię stać na świeże kwiaty w domu- mawia Jan Nowicki. 

Ekhhh, różnie to bywało. 

Nie, żebym żądała od losu, żeby obrzucał mnie bukietami róż. Chodzi raczej o proste wejście do kwiaciarni i kupienie bukietu, bo dlaczego nie, bardziej bez okazji niż z…

Powstanie lidla albo innej biedry w okolicy radykalnie zmienia stan rzeczy, bo za dyszkę, bo zawsze, kiedy przychodzi nam na to ochota, bez specjalnego uszczerbku na budżecie domowym, można sobie zrobić przyjemność.

I przechodzimy płynnie do tu i teraz. Kwiaty w naszym drugim domu są. Czasem z okazji, czasem zupełnie bez. Czasem jedna róża, a czasami wręcz przeciwnie. Tyle, że od pewnego momentu nie trzeba iść po nie do pobliskiego sklepu. One są. Tak, to są uroki mieszkania w parku i ja, zdeklarowany mieszczuch, bardzo to doceniam. 

Ogrodnik mnie ściga: ‚Tnij kwiaty, bo nie będą kwitły’. Szefowa tnie, jak szalona. Niekiedy Ogrodnik wpada do biura i przynosi ich całe wiadro, wtedy wciskam je wszystkim. Ja biorę zawsze trzy. Układam je w wazonie- menzurce, dorzucam jakieś liście i mam w domu świeże, piękne, moje. Zamykam je też w obrazy. Zachowuję. Na potem, kiedy zrobi się zimno i w tej samej menzurce stanie jedna róża. 

Ponieważ staram się żyć tu i teraz doceniam to na równi z możliwością pójścia do lasu, kiedy tylko zechcę.

Takie trochę życie w pracy na wakacjach. Czyż nie jest to piękne?

Wiem, że ogólnie jest chooyowo, ale tym postem staram się poprawić sobie nastrój. Może i Wy skorzystacie?



Bądźcie zdrowi i pamiętajcie o świeżych kwiatach, one robią różnicę, że tak amerykanizmem pojadę.


czwartek, 21 lipca 2022

Leje i donaszam w kwestii

 Napierdziela, jak szalony. Deszcz znaczy. Psy wyszły na ganek, rozejrzały się i zawróciły. Wyciągnęłam je do lasu,  nie bez oporów, dopiero o dziesiątej. Wróciły mokre, jak Wodniki Szuwarki ale szczęśliwe, bo spacer, to spacer jednak.

Ostatni tydzień był ciężki ze względu na upały. Przedwczoraj o 18:30 były 43 (tak, czterdzieści trzy) stopnie. Dzisiaj jest 18 i leje. To dobrze. Las oddycha. 

Ale ja nie o tym dzisiaj chciałam. Chciałam złożyć kolejny raport z moich potyczek z TMC. 

Od tygodnia nie śpię w skarpetkach. Może się to komuś wydać dziwne, ale dla mnie to jest ogromny krok do zdrowia. Od niepamiętamkiedy spałam w skarpetach. Nawet latem. Jak było mi zimno w stopy, a było zawsze, nie mogłam zasnąć. Teraz mogę i spać, i bez skarpet. Pomyślałam, że to tylko na czas upałów, ale nie. Od wczoraj jest chłodno, a ja nadal śpię boso😀

Oraz nie mam już ochoty na słodycze. Fffcale. Smak słodki, podobnie jak inne oraz dogrzanie lub wychłodzenie organizmu zapewniamy sobie z pożywienia. Od jakiegoś czasu płatki owsiane, orzechy, słonecznik, bataty, jabłka czy marchew to stali bywalcy na naszych talerzach, a teraz czytam, że to dostawcy smaku słodkiego według TMC. No dobrze, mogę słonecznik zamiast czekolady. 

I jeszcze jedno. W sierpniu będę w PL, ja nie używam, ale jak potrzebujecie przywiozę Wam cukier, bo podobno są braki😂

Z PL w niedzielę wróciła Laura ‚zdziwicie się, bo ceny prawie, jak u nas’ rzuciła z uśmiechem ‚skończy się mierzenie ciuchów w Zarze tu, a kupowanie ich w Polsce’.

Pojedziemy, zobaczymy. 

Bądźcie zdrowi, dbajcie o siebie, pijcie wodę, te upały zaraz miną.




P.S.

Nie tylko w PL lato makami stoi😀 Na pierwszej fotce drobna zabawa filtrem. 

To jak z tym cukrem?😉😂

sobota, 9 lipca 2022

W oderwaniu od…

rzeczywistości nadal dostaję goździki. 

Jestem poza obiegiem edukacyjnym od ponad roku. Te dzieciaki, excusez- moi młodzież, które mi zostały to szkoła średnia. Nie wiem zatem, kiedy pojawiły się wyniki egzaminów ósmoklasisty i matur. Aż tu nagle w ubiegłym tygodniu dzwoni (DZWONI) do mnie mój były już uczeń Kacper. Artysta, humorzasty, niewspółpracujący z grupą. W ostatnim roku pracowaliśmy już indywidualnie. Miałam poczucie, że drepczemy w miejscu, gdy robiliśmy gramatykę, męczyliśmy się, gdy robiliśmy speaking, ale jak spuściłam go ze smyczy i zostawiłam z tematem do wypowiedzi pisemnej, musiałam go trzymać za ręce, żeby nie przekraczał mi limitu słów. Jego mama twierdziła, że tylko ja mam tyle cierpliwości, żeby z nim pracować.

Nie mogłam odebrać telefonu, poprosiłam, żeby napisał jak mogę mu pomóc i co tam u niego.

I przyszła wiadomość zwrotna, znacznie przekraczająca limit (250) słów na rozszerzeniu.

Że ja nie byłam jego nauczycielką, byłam MENTORKĄ. 

Że mimo, że przez ostatni rok razem nie pracowaliśmy, wiedza, którą zdobył ze mną, wystarczyła mu na zdobycie 98%

Oraz gdybym kiedyś rozmawiała z jego mamą, będzie mi wdzięczny, jak pominę milczeniem fakt, że zadzwonił w godzinach pracy i trochę mi przeszkodził. 

Teraz rozumiecie dlaczego nie potrafię przestać? 

Nadal mam tę garstkę, z którą dojadę do matury. Nie wiem, czy przygarnę następnych. Po tym roku szkolnym jestem bardzo zmęczona, ale wiem, że we wrześniu będę gotowa walczyć dalej. Bo kuźwa warto.

niedziela, 19 czerwca 2022

Pamiętasz moją opowieść o rodowej paterze?

Jeżeli nie, jest TU

Zostanie już tylko rodzinną anegdotą. Na zawsze. I wspomnieniem o Człowieku poplątanym, biednym i samotnym. 

W piątek zadzwoniła do mnie Mini. Obie byłyśmy jej chrześniaczkami. 

- Wiem, że oni cię nie poinformują, pomyślałam, że ja to zrobię- powiedziała- trzy godziny temu zmarła CioteczkaJ. 

- Była sama w domu?- zapytałam, bo wiem, że tego bardzo się bała.

- Nie, odeszła w szpitalu- powiedziała Mini- przewróciła się w domu i Krysia (przyjaciółka, która się nią opiekowała) zadzwoniła po pogotowie, bo Ciocia miała problem ze skupieniem się i mową. 

Wiem, że trzymałam się od Niej z daleka, ze względu na swoje zdrowie psychiczne. Wiem, że ta relacja była poplątana i toksyczna. Wiem, że nie zmieniłabym jej nawet, gdybym stanęła na rzęsach ale jakoś mi źle.

Nikt i nic nie chroni już Jej domu. Domu moich Dziadków. Domu mojego dzieciństwa. Zaraz zlecą się wrony i rozdrapią to, co po sobie zostawiła. Wyrzucą pamiątki po Dziadkach. Ich zdjęcie ślubne, które stało za szafą, które tak bardzo chciałam mieć, a nigdy go nie dostanę. Jakoś mi źle, że magiczny ogród za domem nie ma już swojej Opiekunki , która o niego zadba. Nikt już nie zerwie czereśni, gruszek, orzechów z drzewa, które zasadził mój Dziadek. 

Nigdy już nie wejdę do tego domu. On stracił swojego Dobrego Ducha, kiedy odeszła Babcia, ale jeszcze był, jeszcze bił w nim zegar Dziadka. W sobotę zegar się zatrzymał, był nakręcany raz w tygodniu, w soboty właśnie. Nikt nie sprawi, żeby znowu ruszył. 

Nie mogę pojechać do Polski. Nie w tym tygodniu. I z tego powodu też mi źle. 

No cóż, mamy paterę, przy składaniu której zawsze się uśmiechniemy. Tylko tyle i aż…



środa, 15 czerwca 2022

Chyba misie…


Chyba mi się już nie chce blogować. 

Wkurwia mnie to na maksa, że od ponad miesiąca blogger mnie olewa. Piszę, proszę o pomoc i w chuju mnie mają. Tak kurwa przeklinam sobie na vivat, bo może komuś to przeszkodzi i zgłosi niewłaściwą treść adminowi. 

A zatem od miesiąca jestem zalogowana do konta google i widzą to wszyscy i na wszystkich platformach oprócz bloggera. 

Odpowiadając u siebie na komentarze moich gości jestem pierdolonym anonimem, chyba, że przy KAŻDEJ odpowiedzi podam nazwę i adres URL. 

Nie mogę W OGÓLE komentować na zaprzyjaźnionych blogach (Teatr, Frau na ten przykład… ) jeżeli jest tam włączona opcja ‚zaloguj się przez konto google’. 

Więc po co mi blog, żeby pisać sobie a muzom? 

Nuda.

Szczerze rozważam pierdolnięcie tego wszystkiego. Wiecie, że potrafię bez żalu, rok temu tego dowiodłam w realu. Nie wiem, czy chce mi się zakładać coś nowego, hasztaguję sobie na IG i może to wystarczy…

Zaczynam myśleć, że trzeba wprowadzić w życie jedną z moich zasad ‚jeżeli ktoś pokazuje ci, że ma cię w dupie, to mu uwierz’. 

Chyba, że macie jakieś inne pomysły, to piszcie, bo mnie szkoda tego miejsca i ludzi, ale też wszystko mi opadło z cyckami włącznie.


Tyle ma mi do powiedzenia blogger.

Odświeżanie nie pomaga. Innego konta nie posiadam.

Nie pozdrawiam admina. 





czwartek, 2 czerwca 2022

Wczoraj wieczorem…

agencje rozpisały się, że to koniec. Człowiek okazał się człowiekiem, nie bestią. Dostał to, o co od jakiegoś czasu prosił, możliwość powiedzenia głośno prawdy. Łatwo było przypisać kolejną łatkę, damskiego boksera, ćpunowi i pijakowi. Nie tym razem… 

Po co to piszę? 

Bo nie bardzo uwierzyłam i oskarżenia. Dwa słowa nie pozwoliły mi uwierzyć. Dwa. Tylko tyle i aż dla każdego, kto zrozumiał przekaz. 

I oto, bez triumfu na twarzy, z wdzięcznością dla tych, którzy stali za nim murem do żywych może powrócić Człowiek, Artysta Grafik, Malarz, Muzyk i Wokalista, ale nade wszystko Aktor Johnny Depp. 

A czasie, kiedy trwała na niego nagonka obejrzeliśmy ‚Minamatę’. Obejrzyjcie film, który jest o czymś i po coś.  

I jeszcze muza. Na dziś i nie tylko z prośbą, żeby nie oceniać nie znając wszystkich faktów. 

https://youtu.be/MA_trAwSP00

Bez satysfakcji, z ulgą jednakowoż pozdrawiam 🙏

niedziela, 29 maja 2022

Ros Beiaard van Dendermonde




 Obiecałam, że napiszę o najsłynniejszej paradzie w Belgii, która odbywa się dzisiaj, 29 maja. 

Tytułowy Beiaard to koń, ogromny koń. Ma pięć metrów wysokości, prawie sześć, jeśli liczyć pióropusz, pięć długości i dwa metry szerokości. Bez jeźdźców waży osiemset kilogramów. Jeżeli zaś chodzi o tych, którzy mogą go, zgodnie z tradycją, dosiąść, muszą to być rodzeni bracia, w wieku od siedmiu do dwudziestu jeden lat. Zarówno jeźdźcy, jak ich rodzice oraz dziadkowie muszą być urodzeni w Dendermonde i mieszkać w mieście lub gminie. 

Koń z jeźdźcami to tylko jedna z atrakcji, wokół niego pojawia się około  dwudziestu platform ciągniętych przez najprawdziwsze konie i dwa tysiące statystów w historycznych strojach występujących przy akompaniamencie muzyki. Akrobaci i efekty specjalne tylko podnoszą wartość widowiska. No i jak można się domyślić wydarzenie jest dumą mieszkańców oraz ogromną atrakcją dla przybyszów.

Plan był taki, żeby to zobaczyć, ale nie wyszło, gdyż dzisiaj o 16:00 gwałtownie i niespodziewanie kończy nam się długi weekend😔

Fotka zatem z netu, a w przyszłym roku zrobiona osobiście, mamy nadzieję. 

Ale, żeby nie było, że my tu w długi weekend siedzimy na d.., wpadliśmy do naszej małej Holandii, a tam, na naszej ulubionej starówce stało jakieś pięć scen w różnych miejscach. Od rocka, rapu po jazz. Po ulicach robiąc niebywały hałas, chodziły nieprzebrane ilości kapel grających nowoorleański jazz i zbierając wokół siebie gapiów. 

Bawiliśmy się trochę, jak dzieci zatrzymując się to tu, to tam. Nie przeszkadzały nam nawet tłumy, ponieważ całe to zamieszanie miało swój urok.

Popatrzcie na nazwę zespołu😂 byli świetni nawiasem mówiąc.


Oraz muszę się Wam do czegoś przyznać. Tak, pojechaliśmy z Belgii na frytki do Holandii 😂





czwartek, 26 maja 2022

Zawsze myślałam…

że długie weekendy to domena naszej nacji ale się zdziwiłam. Otóż Belgowie też potrafią. 

Dzisiaj jest Hemelvaart- Wniebowstąpienie. Cała Belgia się obija. Z tej okazji przez niektóre miasta przechodzą procesje, ta najbardziej znana odbywa się w Brugii. Procesji przewodniczy biskup Brugii, a mieszkańcy przebierają się w kostiumy historyczne i odgrywają sceny biblijne oraz scenę przejazdu Księcia Flandrii z relikwią Krwi Świętej przez miasto. W 2009 roku uroczystość ta została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Był plan, żeby to zobaczyć, ale dzisiaj musieliśmy pojawić się w pracy na trzy godziny, więc odpuściliśmy wycieczkę. 

Jutro niby święta nie ma (jest w Holandii) ale większość Belgów nadal się obija. W związku z tym i my dołączyliśmy do większości. Ted ogląda Huberta Hurkacza albo Igę Świątek (grają oboje), a ja robię grube, rasowe… nic. Może nawet odkopię chustę, którą zaczęłam rok temu, no chyba, że Iga zacznie szaleć😉

Pozdrawiam Was spod parasola. Niby jest chłodno, ale jak wyjdzie słońce, da się siedzieć na tarasie, co niniejszym czynimy.


W szkołach wolny jest poniedziałek, a we wtorek strajkują nauczyciele. I tak, niektórzy będą mieli pięć dni wolnego. 
Belgowie dają radę😂


wtorek, 24 maja 2022

Zakupy na nielegalu


W Belgii, w niedziele, podobnie jak w Polsce sklepy, z wyjątkiem niektórych spożywczych, są zamknięte na głucho. Nauczyliśmy się, że wszystkie pomysły zakupowe realizujemy w soboty, w niedzielę jedynie spacerując, rozglądając się tu i tam, albo robiąc nic. 

Ale nie po to mieszkamy 30 km od granicy z Holandią, żeby z tego faktu nie skorzystać. Wpadamy czasem do Bredy na zakupy, coś zjeść i generalnie pokręcić się w poszukiwaniu natchnienia- ostatnio mebli ogrodowych. Holendrzy są uprzejmi, otwarci i przesiadają się na angielski bez mrugnięcia okiem i przysłowiowego przewracania oczami. Ortopeda Poli, Belg zwykł mawiać ‚lubię czasem wyskoczyć na zakupy do Holandii, czuję się tam tak miło obsłużony’. Tak, Belgowie jako nacja nie są mili. Oczywiście są wyjątki, jak Mark, który przyłapał nas kiedyś na robieniu fotek kwiatkom przed jego domem. Za każdym razem, kiedy tamtędy przechodzimy macha nam przyjaźnie, albo zagaduje. Albo Greg, nasz nowy ogrodnik, który niestety pracuje z Leo. Mamy nadzieję, że nie nasiąka jego wredotą, bo wydaje się w porządku. 

Holendrzy mają fantazję i poczucie humoru. Oto party- riksza. Jedziesz, pijesz i pedałujesz, a w dodatku jesteś atrakcją dla gapiów. 


Następny wypad- kierunek Rotterdam😀 

W niedzielę oszszywiście😀

piątek, 20 maja 2022

Tydzień trzeci

Od trzech tygodni jem bezglutenowo i bezlaktozowo. Czy robi mi to różnicę w przygotowaniu posiłków? Zupełnie nie, chyba, że weźmiemy pod uwagę przypał z naleśnikami. Czy robi mi to różnicę w samopoczuciu? Niewielką, ale ważną. Wstaję z większą energią. Po posiłkach nie mam kryzysu w stylu ‚same mi się oczy zamykają’. 

Największą różnicę widzę w odczuwaniu smaków i zapachów. Wszystko nabiera innej intensywności. 

Właśnie siedzę przy pierwszej, od trzech tygodni, kawie. Dobrze, że nie zrobiłam tak mocnej, jak zwykle, bo nie dałabym rady jej pewnie wypić. Mleko owsiane w kawie daje radę. Kawa jest pyszna. 

Dowiedziałam się wczoraj na szkoleniu, że żeby ogrzać organizm muszę wrócić do jedzenia mięsa. No dobrze, mus, to mus. 

I najważniejsze, nie chcę się jeszcze cieszyć, ale przestały mi histerycznie marznąć stopy. Jak ogarnę ten temat to się chyba upiję ze szczęścia😀

Już prawie weekend. 

Odpoczywajcie. 

Bądźcie dla siebie dobrzy❤️

Posyłam Wam dobrą energię. 


P.S. 

Blogger nadal ma mnie głęboko w dupie i szczerze mówiąc ja się im chyba odwdzięczam tym samym. Raz w tygodniu piszę z prośbą o pomoc, a oni mnie raz w tygodniu olewają. Zobaczymy za którym razem przeczytają wiadomość😉 Omm 


środa, 18 maja 2022

Akcja ratunkowa

Okaczyły nam się kaczki w stawie. Wykluło się pięć maluszków. Wczoraj po południu szef, wracając ze spaceru z psami zobaczył, że dwa maluszki nie mogą wejść do domku- gniazda, bo oderwała się deseczka, która do niego prowadziła. Ruszyli z Tedem na ratunek. 

Zanim ruszyli jednego już nie było, a drugi słabł. Mama i tata pływali w pewniej odległości z dwójką, gdzieś był trzeci. 

Szef wyłowił tego przy gnieździe, nigdzie nie znalazł już drugiego. Ted obchodząc staw z drugiej strony znalazł ostatniego. Tonął biedulek, cały zanurzony w wodzie, ostatkiem sił trzymał się dzióbkiem trzciny. Jak go Ted wyłowił, wróciły mu siły witalne, zaczął się drzeć w mini niebogłosy i swoim manieńkm dziobalkiem postanowił skaleczyć… swojego wybawcę. 

Panowie, oba uratowane, pisklęta zainstalowali w domku na środku stawu i z brzegu obserwowali czy matka wróci je ogrzać. Po jakimś czasie kacza mama stwierdziła, że zagrożenie w postaci ludzi minęło i wróciła do gniazda, zostawiając dwa pozostałe maleńtasy pod opieką taty. Niestety nie udało się odnaleźć piątego pisklaka😢

Nie wierzcie, że kaczki nie mogą się utopić.




Na zdjęciu mini topielec- fighter na rękach jednego z wybawców😀

poniedziałek, 16 maja 2022

Dreamu i bezglutenowe naleśniki

 Myślę, że jeżeli zechcecie tu zaglądać i obserwować moje potyczki z TMC, będziecie mieli duuużo powodów do śmiechu, jako i ja je mam😂

Podchodzę do poważnego tematu zupełnie niepoważnie. 

Ale może poważnie wytłumaczę dlaczego zrezygnowałam z glutenu i laktozy. Otóż nie jestem uczulona, ale jak mówi TMC nawet jeżeli nie jestem, mogę być na któryś z nich wrażliwa. Nie mogę zrobić żadnych testów (testy wykazują jedynie uczulenie), więc jedyny logiczny krok to odstawić laktozę i gluten na czas jakiś i obserwować samopoczucie. 

No to odstawiłam i obserwuję. Nie jem pieczywa, nie piję kawy z mlekiem i takie tam. Dzisiaj wymyśliliśmy, gdyż Ted mi w tym eksperymencie dzielnie towarzyszy, że mamy ochotę na naleśniki. No co za problem, ktoś zapyta. Ano taki, że mąka bezglutenowa jest inna. Podobno, pierwszy mąż i pierwszy naleśnik są zwykle nieudane. Zawsze zadawałam temu kłam, bo Ted mi się udał nad wyraz, a i pierwszy naleśnik zwykle był już jadalny. Do czasu spotkania z mąką bezglutenową😂 Odpokutowałam wszystkie te razy, kiedy każdy pierwszy naleśnik był idealny i gdy już traciłam nadzieję, pojawił się pierwszy promyk, że jednak zjemy dzisiaj po jednym albo nawet kilka😀 Dobrze, że zrobiłam dużo ciasta, ponieważ połowę wypaprałam na próby dogadania się z ciastem i patelnią😂

Moje umiejętności kulinarne zostały wystawione na poważną próbę, ale zjedliśmy naleśniki! Jak się domyślacie były inne, ale smaczne. 

Ciekawe co nam teraz strzeli do łbów, bo ciasta bezglutenowe piekę już od jakiegoś czasu i są pyszne😀

Nadal twierdzę, że przepisiku i foteczek nie będzie😂😂😂

sobota, 14 maja 2022

Back on the track

 Ten tekst jest nawiązaniem do niegdyś napisanego na temat czerwonej bluzy, palenia świec i dogrzewania organizmu. 

Tradycyjna Medycyna Chińska (TMC) to temat do studiów na lata. Chwilowo wiem, że nic nie wiem, ale to, co już wiem, działa. 

14 stycznia napisałam o tym, że jest mi ciągle zimno i trafiłam na webinar o TMC. Od tamtej pory jest mi nadal zimno, wiem, nie brzmi to zachęcająco, ale…

Wiem, że dogrzewanie organizmu trwa latami, więc jestem cierpliwa.

Wiedza, te skrawki, które posiadłam do tej pory, o TMC sprawiła, że jadam trzy ciepłe posiłki dziennie. Uwierzcie mi, jest to do zrobienia.

Dowiedziałam się, że tyjemy pod wpływem stresu (popatrzcie jak wyglądał Johnny Depp w reklamie Diora i jak wygląda teraz w sądzie) i moje tycie, to cena nieprzepracowanego Amsterdamu. Od dwóch tygodni waga idzie w dół. Dwa i pół kilo to już coś. 

Woda, odrzucenie laktozy i glutenu robi robotę.

Odtruwam się, a jest z czego. Nigdy w życiu nie przeszłam porządnego oczyszczania organizmu stąd też przewlekła choroba zatok i częste przeziębienia pęcherza.

18 maja mam kolejny webinar i kupiłam dwie książki. Nie jest to żadne szamaństwo, gdyż napisał je lekarz medycyny, co ja mówię, doktor nauk medycznych Georg Weidinger.

Jestem zdziwiona, jak daleko odeszliśmy od natury, jak daliśmy się ucywilizować w najgorszy z możliwych sposobów. Jemy śmieci, oddychamy półgębkiem i karmimy się gównianymi informacjami i strachem. 

Nie mam prawa Wam radzić, mogę tylko napisać, że ja się czuję inaczej. Jeszcze nie lepiej, inaczej. Odtrąbię sukces, jak przestanę spać w skarpetkach i marznąć w żołądek. 

A teraz idę sobie palnąć bezglutenowe naleśniki (przepisiku i foteczek nie będzie😀) na lunch, a potem idziemy na spacer bo pogoda jest piękna. 

Dbajcie o siebie.

Pijcie wodę.

Jedzcie dobrze.

I oddychajcie głęboko, a za jakiś czas opowiem Wam o postępach w dogrzewaniu i na wadze. 

Dobrego weekendu❤️

P.S. 

Blogger ma mnie nadal serdecznie w dupie. Mogę to obejść logując się od strony URL bloga, tyle że z telefonu nie zawsze to działa.

Omm🙃

czwartek, 12 maja 2022

O CiotceJ i rodzinnych srebrach

 Teatrowi dedykuję. 

CiotkaJ jest najstarszą siostrą mojej Mamy i jakby głową rodu, chociaż jak ona przejęła berło, ród jakoś zaniemógł w kwestii spotkań. 

Rodzinne srebra nie istnieją, zostały porzucone we Lwowie, w domu moich dziadków. Głębiej w historię rodziny, która jest fascynująca nawiasem mówiąc, ale odbiega od tematu, nie będziemy sięgać.

Do brzegu zatem.

Teatr napisała o MatceJ takie słowa, które otworzyły mi oczy, zanurzyły we wspomnieniach i przyprawiły o dreszcz. Jak ja Cię Teatru rozumiem!

CiotkaJ mieszkała z moimi Dziadkami, a co za tym idzie była częścią moich letnich wakacji. Uwielbiałam ten czas i nienawidziłam zarazem. Byłam dzieckiem, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Moja Mama była bardzo stabilna emocjonalnie. Historie, które dźwigała nie rozchwiały jej. Jej siostra, mimo, że historie mojej Mamy obserwowała z boku, była niestabilna. Jako dzieciak nie znałam znaczenia tego słowa w odniesieniu do człowieka, wiedziałam jednak, że reakcje Mamy dało się przewidzieć, natomiast CiotkiJ zupełnie nie. Obrażała się na mnie z powodów zupełnie absurdalnych i potrafiła nie odzywać się całymi dniami. Pierwszy stanik Triumpha dostałam od niej… bo kupiła zły rozmiar. Piękny zegarek na bransolecie dostałam, bo nie widziała na nim, która jest godzina. Takie opowieści mogłabym mnożyć. Każdy prezent był okraszony opowieścią, jaki był drogi, kupiony w Pewexie, spod lady, w trudzie i znoju. I o każdy zostałam zapytana. Gdzie jest golf, który dostałam w czterdziestym piątym, tak mi było w nim ładnie, a ona tak żałuje, że dla niej był za mały. 

Aż dochodzimy do rodzinnych sreber. Na moje okrągłe urodziny Ted uprowadził mnie do Poznania. Tam ściągnął naszą rodzinę i przyjaciół i urządził przyjęcie- niespodziankę. Zaprosił też CiotkęJ. Dostałam okrągłą ilość róż i adekwatne prezenty. Od CiotkiJ dostałam JEDNO anturium i srebrną, trzypiętrową paterę. Na oko z chińskiego bazaru oraz koło srebra raczej nigdy nie leżącą. Ted poczuł się dotknięty, ja czekałam na ciąg dalszy, bo to nie mógł być koniec. Jeszcze podczas przyjęcia dowiedziałam się, że patera przyjechała z Baku. W dniu następnym usłyszałam, że jednak z Hiszpanii, a na koniec że z jej pierwszego wyjazdu do Berlina, po upadku muru. Ted nie wierzył, Młoda lała ze śmiechu. Ja miałam, kolokwialnie mówiąc, wylane. 

Podczas następujących po incydencie urodzinowym rozmów padło kilka pytań na temat użytkowania i dbania o paterę, gdyż była droga. A ja, postanowiłam jej używać. Na każde święta patera była pieczołowicie skręcana i używana do słodyczy, owoców i ciast. Zawsze ktoś wtedy rzucał sarkastyczne hasełko o rodowych srebrach od cioteczki. 

Ostatni raz rozmawiałam z nią przy okazji pogrzebu mojego ojca chrzestnego, którego ostatnio widziałam jak byłam w liceum. Nawet gdybym mogła, pewnie nie pojechałabym 400 km, żeby go pożegnać, sorry. Usłyszałam wtedy, że cioteczka nie ma już mi nic do powiedzenia. Poczułam się… jakby mi się śmieci same wyrzuciły. 

Zrozumiałam, że z tą relacją nic nie da się zrobić. Kobieta ma ewidentny problem. Nie jestem specjalistą, nie będę jej zatem diagnozowała, chociaż mam kilka typów. Mój biedny brat nadal utrzymuje z nią kontakt. Podobno nic takiego (nie mam ci już nic do powiedzenia) nie powiedziała, nadal mnie kocha i się za mnie modli. 

Czasem do mnie dzwoni, jestem w jej książce telefonicznej obok jej przyjaciółki na K, ale litościwie nie odbieram. 

Długo leczyłam się z tej relacji. Nie umiałam jej odciąć, jest siostrą mojej Mamy, fizycznie podobną, ale nic więcej. Chciałam mieć namiastkę mamy, po tym, jak moja odeszła, ale cena była za wysoka. 

Opieprzała mnie jak szczeniaka tak,  jak nigdy nie robiła tego moja Mama. Żądała lojalności. Odczytywania jej myśli. Wdzięczności za pradzieje. Nie mogłam jej tego dać. Może mogłam, ale już nie chciałam. Po tym, jak zniknęła z mojego życia poczułam, że wszystkie puzzle pasują, niczego nie brakuje, jest dobrze. 

Ja mogłam sobie pozwolić na odcięcie tego wora, nie musiałam już za sobą ciągnąć tej chorej relacji. Nie mówię, że to było łatwe. Wcale nie było. 

Dzisiaj jednak oddycham pełną piersią bez obawy, że ktoś do mnie zadzwoni i zacznie mnie pouczać, jak gówniarza. 

A przy okazji Wielkiej Nocy w Belgii, ktoś rzucił: ‚kurcze przydałaby się rodowa patera’ i wiecie co? Może ją tu nawet przywiozę😂

sobota, 7 maja 2022

O istocie blogowania będzie

 Zawsze mi się wydawało, że istotą blogowania jest interakcja z czytelnikiem. Inaczej, niż w przypadku artykułu ktoś może się ze mną nie zgodzić, wyrazić zdanie odrębne w ten czy inny sposób. Poprzeć mnie lub pocieszyć, jeżeli trzeba opierniczyć i takie tam inne rzeczy.

Aleee człowiek uczy się całe życie. 

#blogger postanowił dać mi lekcję. 

Nie ma interakcji gdyż platforma nie czyta mojego konta google. Znaczy to tylko i aż tyle, że u siebie jestem anonimem, a u innych, na przykład u Teatra nie mogę komentować w ogóle. Co ciekawe notkę opublikuję pod swoim nickiem, bo jestem zalogowana, ale już nie odpowiem na komentarz, bo nie jestem. 

Rozumiecie coś z tego? 

Zastanawiam się czy nie napisać tekstu naszpikowanego kurwami, bo może wtedy ktoś z #bloggera zechce się tu pojawić i mnie zablokować na przykład i wówczas ja dla odmiany weszłabym w interakcję z adminem. Jak dotąd piszę sobie prośby o pomoc w naprawieniu błędu w kosmos, bo od tygodnia #blogger ma mnie serdecznie w dupie. 

Przepraszam Was za ten tekst.

Myślę co zrobić, bo lubię to miejsce. I Was lubię. Ale ktoś mi burzy spokój więc po co mi problem?

Dbajcie o siebie i nie pozwólcie nikomu odebrać Wam spokoju (szczególnie Ty, Teatru- nareszcie wiem o czym piszesz, nasmaruję dla Ciebie tekst o rodzinnych srebrach).


sobota, 30 kwietnia 2022

Odpowiedzi do postu Year One

Czyli o tym, jak mi blog popier… 

Od napisania tekstu Year One porąbało mi blog i mogę dodawać komentarze jedynie jako anonim. Próbowałam wszystkiego. Jestem zalogowana na koncie google, jestem zalogowana na bloggerze i nadal jestem anonimem na własnym podwórku. Ktoś miał taki problem? Ratunku🙏

No to odpowiem tu:

Teatru, pretensję biorę na klatę, ale uwierz mi, mieszkamy w takim pięknym miejscu, że nie bałdzo chce nam się włóczyć po okolicy. No, może teraz, jak jest trochę cieplej.

Agu, no jesteśmy trochę -istami i -fobami i Belgowie w tym względzie bardzo przypominają Polaków mając podobne powiedzenie ‚gdzie dwóch Belgów tam trzy opinie’. Oraz wlałaś w me serce nadzieję, że ogarnę ten język- dank je wel❤️

Aluś, tak emocji było dużo, zwłaszcza jak z dnia na dzień rzuciliśmy wszystko i wylądowaliśmy w Antwerpii. Tak, bardzo odświeżające jest doświadczenie odcięcia jednym ruchem całej strefy komfortu i odnajdowanie się w nowej rzeczywistości. Wiele dobrego rodzi się obok wątku głównego. 

Frau, przepraszam za zniknięty komentarz, mój blog wyrzucił go do spamu ze względów równie logicznych jak moja niemoc napisania komentarza pod własnym nickiem😂 Oraz mam nadzieję na więcej fotek.

Kendziu, komu zleciało, to zleciało, my musieliśmy się trochę nagimnastykować😉

Nat, ten temat jest szeroko otwarty, nigdy nie byłam na Twoich wyspach, chociaż na wielu już byłam, a na jednej mam również swoje małe miejsce na ziemi😀

Frau, już przeprosiłam i przywróciłam, ale dziękuję za pytanie, bo dzięki niemu zajrzałam do spamu😀

Znalazłam dzisiaj konwalie i mini bez😀




Bądźcie dla siebie dobrzy😘

wtorek, 26 kwietnia 2022

Year One

 Rok temu, 26 kwietnia spakowani w bagażnik ‚czarnego księcia’ wyjechaliśmy z Polski. 

O co jesteśmy bogatsi? 

My o doświadczenie. 

Młoda o cool rodziców. Kumple jej zazdroszczą. Ich starsi jadą do sanatorium, a my… 😂

Tak, początkowo był Amsterdam. Uwielbiamy to miasto. Przytuliło nas, jak swoje dzieci. Będziemy tam wracać, żeby się powłóczyć, ale tamtej pracy nie żałowaliśmy ani przez moment.

Teraz jest Antwerpia. Antwerpia jest inna. Czasem wydaje się zaśmiecona i ponura, ale jak zaświeci słońce…  Młoda uwielbia tu wpadać. Mieszkamy w parku, a ona, mieszczuch i astmatyk oddycha tu pełną piersią. Na nasze tu mieszkanie mówi dom.

 A my? Chyba się tu zagnieździliśmy. Mamy ulubioną cukiernię, miejsca, do których lubimy zaglądać. Ulubione sklepy i chwilowe powroty do Holandii- do Bredy mamy 30 km. I właśnie tam Was dzisiaj zabiorę. 








Doceniamy tutejszą (belgijską) czekoladę, gofry, frytki, genialne sery, wędliny i wino, które kupowane w supermarkecie na głowę bije te z Lidla czy z Biedry w Polsce. I tylko dupa rośnie po cichu😂

Jesteśmy tu spokojni, chociaż, jak czytamy co się dzieje w Polsce, to rośnie nam tętnicze. 

A i dalej uczę angielskiego. Na odległość i w okrojonym wymiarze, ale chyba bez tego nie umiem.

Oraz uczę się…  flamandzkiego. Idzie mi jak po grudzie, bo normalny człowiek nie może wydawać z siebie takich dźwięków. Na szczęście Belgia jest krajem dwujęzycznym, a zatem w sklepach załącza mi się francuski, o którym myślałam, że kompletnie mi uciekł, czytam więc opisy produktów po francusku… i rozumiem😂

W naszym lokalnym markecie pracują dwie Polki, a dowiedzieliśmy się o tym dopiero tydzień temu.

Jeszcze chwila minie, zanim będziemy mieli tu przyjaciół. Belgowie są szowinistami, to oczywiście uogólnienie, bo niektórzy są bardzo mili i otwarci. Podobno Bruksela jest bardziej przyjazna, ale wypad tam zostawiamy sobie na lato. 

Pozdrawiam Was i obdarowuję kwiatkami sprzed domu Marka, naszego nowego znajomego😀



A może macie jakieś rocznicowe pytania😉