Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

piątek, 22 października 2021

Chyba zawsze…

 Chyba zawsze byłam emigrantem. Z domu rodzinnego poniosło mnie w Karkonosze. Z Karkonoszy wróciłam na Ziemię Lubuską, ale już nie do domu. Z Ziemi Lubuskiej pognało mnie za Atlantyk. Stamtąd na chwilę do domu, by zaraz potem wyrzucić mnie na piaszczyste plaże Mojej Wyspy. 

Na Wyspie urodziło się Nasze Dziecko. Osiadłam tu zatem na chwilę, żeby dać Jej korzenie. Wiecie jednak doskonale, że mój nomadzi charakter tylko czekał, aż Młoda wyfrunie z gniazda. 

Dzisiaj, od kilku dni, jestem tu. Cieszy mnie widok z okna naszego domu. Cieszy mnie jego spokój, minimalizm. Jego biel. Cieszą mnie spotkania z tymi, którzy tu zostali i czekają. Nie oglądam tv i nie czytam wiadomości co sprawia, że jest mi dobrze. 

O domu w Belgii mówię dom. Nie Mo, nigdzie się nie wybieram. Jeżeli tylko pozytywnie przejdziemy okres próbny, zostajemy. I nawet jeżeli na święta nie dostaniemy urlopu, tam też będzie dobrze. 

Jak to jest, że wszędzie mi dobrze? 

To chyba taki skill. Robię dom tam, gdzie jestem. W second handzie kupuję obrusy, na wyprzedaży kwiaty i jest dom. W sumie robimy dom razem, co znaczy, że tworzymy niezły team.

Nie chce mi się wracać, bo to 950km do przejechania. Ale tam też lubię być. 

I w niedzielę wracam. 

Żeby nie patrzeć na tych, którzy zastali Polskę murowaną, a zostawią zrujnowaną.

Kurcze to właśnie w Belgii się teraz nad nami pastwią. Może poproszę o azyl, a jako powód podam mema Sekcji Gimnastycznej?



sobota, 16 października 2021

 Zamiast dać półtora miliona na chleb, ubrania i dach nad głową ludziom, którzy nie mają domu, Sejm w trybie pilnym zdecydował wydać tę kasę na ZAPORĘ.

Człowieczeństwo level expert. 

Właśnie wjechaliśmy do Polski. 

sobota, 9 października 2021

On

 Przy okazji tekstu o przeprowadzce z Holandii do Belgii ktoś napisał, że jesteśmy porąbani, ale najwyraźniej sprawia nam to radość. 

Otóż ja jestem Bykiem, domatorem, spokojną jednostką z wewnętrzną potrzebą ruszenia w świat, ale dopiero po przeżuciu kolejnej porcji trawy. 

To wszystko On- On przekłada najgłupszy pomysł na akcję. 

On nie ma strefy komfortu. Gdziekolwiek się znajdzie jest dobrze. Nie jest za zimno, za ciepło, za mokro, za sucho. Jest ok. Każdy pomysł wart uwagi potrafi zrealizować. Ma też wybitny dar przekonywania, gdyż w realizację głupich pomysłów wciąga mnie. Co gorsze, coraz bardziej mi się to podoba.  Potrafi też przyznać się do błędu, jak pomysł przekracza granicę. 

Kiedy siedzi i myśli, zaczynam się bać. Oznacza to bowiem, że następnej trawy spróbuję na innej łące, albo coś w tym stylu. 

Ale wiecie co? To dobrze. Lepiej się bać, ale iść do przodu, niż żuć tę samą trawę i mieć wszystkiego dosyć. 

On siedzi obok podczas, gdy piszę ten tekst. Siedzi i knuje coś w internetach. Nie wiem co, ale nie mam zamiaru protestować😂


niedziela, 3 października 2021

O zapomnianym marzeniu

 Zawsze, kiedy myślałam, że polecę jeszcze do US byłam przekonana, że będzie to NY bo lubię NY. Ale potem umarła Aretha Franklin, a Star się wyprowadziła. 

I odpuściłam marzenie (ciągle jeszcze mam ważną wizę btw 😂).

Człowiek zapętlony w temacie mieć, zapomina czasem  być. Niby nie, niby dbamy o siebie, cieszymy tym gdzie jesteśmy (ostatnio jakby bardziej 😉)  co nas otacza, a jednak uciekają nam marzenia. Zacierają się jak stare zdjęcia. 

Ale od czasu do czasu pojawia się notka gdzieś na blogu. Szczęśliwa Mo na ten przykład opisuje koncert, na który czekała od początku pandemii. Poleca wykonawcę, poleca utwór i wywołuje lawinę. 

Solidnie poczytałam i udałam się pod wskazany adres wysłuchać wykonawcy. Odsłuchałam piosenki, a potem… 

YT zaproponował kolejną. Już miałam wyłączyć, bo Ted coś chciał, ktoś dzwonił, nie pamiętam. Pamiętam tylko podpis Nowy Orlean, Luizjana i… zostałam. 

Chłopak siedzi nad rzeką (wiadomojaką), gra na gitarze i śpiewa. Rusza w miasto i… nagle ciemnoskóry chłopiec, oparty o hydrant, za pomocą kilku dźwięków trąbki budzi marzenie, o którym dawno zapomniałam. 

Nikt nie robi takiej muzy jaką robią w Nowym Orleanie. I tak!  Pojadę tam kiedyś zdecydowanie! Wejdę do pierwszego z brzegu klubu i będę słuchała muzyki, a potem, w środku nocy pójdę do Café du Monde zjeść najlepsze pączki, o francusko brzmiącej  nazwie, beignets. Oraz, w związku z tym, że jestem żarłokiem, spróbuję gambo. Dam się oczarować lokalnej kulturze i tradycji. 

Następnie wrócę do domu (gdziekolwiek on będzie) i  wepnę kolejną flagę w mapę spełnionych marzeń. 

Dziękuję Ci Mo za wake up call w postaci pana Christope’a Maé. 

Je suis tombé sous le charme…  😀

A jak się Krzyś napatoczy gdzieś pod rękę, pójdę na koncert, bo warto.