… czyli jestem tu.
Zaoszczędzę sobie obserwacji społeczno- politycznych.
Zamknęli nam knajpę do zamawiania obiadów dla leni, ale znalazłam nową. Jeszcze lepszą. Mogą dowieźć, ale mogę też odebrać sama, w drodze z plaży.
W domu, mimo, że Saba dba, zastaliśmy jednak ‚nienasz porządek’. W nieużywanej kuchni wszystko się kleiło. Przez okna widać było szarość. Zaczęliśmy zatem od sprzątania. Zaraz powieszę firanki i już będzie po mojemu.
Pogoda jest piękna, sprawdziliśmy piasek na plaży. Przetestowaliśmy wszystkie trzy promenady i poczuliśmy się na urlopie.
MatkaZ chciałaby, żebyśmy spędzali u niej 24 godz. Cóż, pamiętam, jak nie miałam swojego domu i wtedy jakoś nie chciała. Teraz mam.
W ubiegłym tygodniu był tu Tedowy brat. Był obiad i ciasto. Dla nas nie było nic.
-Nie mam was czym poczęstować- jęczała MatkaZ.
- Cóż- skwitował Ted- ciągle jeszcze mieszkamy za blisko.
Jest mi przykro za niego. Ja mam to w dupie.
Leżeliśmy dzisiaj na plaży. Leniwie.
Taaaak.
Reszta się zgadza.