Wczoraj o 8 rano były 4 (cztery!!!) stopnie. Czy to jest normalne? Przecież w tym kraju nawet zimą jest cieplej!
Wyciągnęłam z odmętów granatową kurtkę, tak w ubiegłym roku pomykałam w niej zimą. Łażę z psami po lesie, bo szefów nie ma, wielbię i nienawidzę jednocześnie. Jesień znaczy. Z jednej strony jest pięknie, drzewa zaczynają się złocić, lecą z drzew kasztany i żołędzie, a z drugiej, jak by to ująć delikatnie… no nie da się! Nakurwia złem. Leje i piździ, jak na przełomie października i listopada.
Tak sobie idę po tym lesie i myślę. Ileż to już ta granatowa kurtka przeszła. Kupiłam ją po wielkim schudnięciu, bo wszystko na mnie wisiało. Zaliczyłyśmy razem okres triumfu, kiedy to znajomi nie poznawali mnie na ulicy, pandemię, kiedy też nie poznawali, ale z innych powodów i wojnę w Europie, w którą nikt nie wierzył. Teraz mierzymy się z zagrożeniem, że szaleniec z tego ładnego miasta, do którego nigdy nie pojadę, naciśnie czerwony guzik.
Kiedyś rzucano taką klątwę ‚obyś żył w ciekawych czasach’. Myślałam, że te czasy już były, ale mateczka Historia się dopiero rozkręca.
A czarnek musiał przeprosić za lgbt, a nadkurdupel został ukarany za nabijanie się z transpłciowości. Jeżeli myślimy, że to nadzieja na powrót normalności, to mamuśka H już wyciąga swą dłoń z kieszeni, żeby pokazać nam f… rodkowy palec.
I to fffcale nie jest zabawne.
I do tego ta piździawka za oknem.
Jak tu być nastawionym pozytywnie do życia?