Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

sobota, 27 marca 2021

Jakoś tak bez euforii

 Nie znoszę zmiany czasu. Ani w jedną, ani w drugą stronę. Jakiś debil postanowił dawno temu, a my się tego trzymamy, jak pijany płotu, że tak należy i ch...

I tak, tenże debil sprzed lat, funduje nam, żyjącym tu i teraz jet lag*, a my potem się dziwimy, że połowa świata chodzi, jak potłuczona.

Ja się uprzejmie pytam, czy podczas pandemii nie mogliśmy sobie odpuścić tej atrakcji? 

Mało nam kur... problemów?

Tak tylko retorycznie burczę sobie pod nosem.

Za oknem, jak w garncu.

Nie chce mi się myśleć o świętach.

Siedzę zwinięta w kłębek i kumuluję energię.

Kupiłam sobie kfffiatka, sorki, Ted mi kupił, a resztę mam w dupie.


Może do poniedziałku mi przejdzie, bo jeszcze chwilkę trzeba popracować.

P.S.

MatkaZ strrrasznie się zdziwiła, że w tym roku nie będzie święconki. Szczerze mówiąc to też mam gdzieś.

*jet lag (dla tych co nie wią) to taki stan po nagłej zmianie strefy czasowej, w którym czujesz się jakby ci ktoś dupę z głową zamienił.


niedziela, 21 marca 2021

Wiosna

 Z tej okazji zamiast nad morze poniosło nas w przeciwną. 

Szliśmy sobie wzdłuż toru wodnego, żeby na koniec skręcić do lasu. 


Las jeszcze śpi, a i ptaki chyba miały sjestę, bo panowała tam zupełna cisza i tylko czasem skrzypiały stare drzewa. 


Doszliśmy do rezerwatu czyli miejsca, gdzie w ubiegłym roku palnęliśmy na vivat 22 kilometry. Byliśmy na tyle rozsądni, żeby w odpowiednim momencie zawrócić😂


Było pięknie.

Było słonecznie.


Była nadzieja na wiosnę, ale tylko nadzieja,  bo wiatr północny uprzykrzał nam spacer, jak mógł.

Ale.., „the best is yet to come” i tego się trzymamy, bo czegoś trzeba😉


niedziela, 14 marca 2021

Rok temu

 Rok temu zamknęli nas po raz pierwszy. Spanikowałam wtedy. Usiadłam na dupie. Zamknęłam drzwi biura i domu. Chciałam przeczekać. 

Zrobiłam zdjęcie pustej, nadmorskiej promenady w nadziei, że zaraz zaroi się tam od ludzi. Czekałam.

Potem przyszła Wielkanoc. Pierwsza tak dziwna. Daliśmy się zaszczuć. Młoda nie przyjechała do domu, a Starszaki zostały u siebie. Zniosły to bardzo źle. Czekałam. 

Lato sprawiło, że na chwilę wstąpiła we mnie nadzieja. Przyjechali goście. Wyrwaliśmy się do Tyrolu. Nadal czekałam.

Ted cały czas mówił „z tym trzeba nauczyć się żyć” i zaczęło to do mnie docierać. 

Maski medyczne mam w kieszeni każdej kurtki i płaszcza. Żele też. Nie panikuję już. Jestem ostrożna. Inaczej się odżywiam, biorę inne suplementy. 

Nawet nie wiem, czy przeszłam to świństwo. Test miałam robiony raz, przed wyjazdem w styczniu. Z dobrej woli, bo nikt go ode mnie nie wymagał. Nie czekam już.

Zaczynam planować. Na początek Wielkanoc. Nie zamkniemy znowu Starszaków, bo one to zniosły gorzej, niż my. Mama jest po drugiej dawce, Ciocia ciągle czeka na szczepienie, ale święta zrobimy jak trzeba. Dla nich. Nieśmiało podnoszę głowę w kwestii lata.  

Tak. Rzeczywistość pandemiczna nas zmieniła, jest bardziej depresjogenna, ale dzięki temu, że jest Ted, ostoja zdrowego rozsądku, jeszcze mi nie odbija. 

Lubię nasze pandemiczne kolacje. Nauczyłam się robić sushi i gotować rameny, a jak w kuchni rozwinął się Ted! 


Nadal nie oglądam seriali. Staliśmy się mistrzami w wyszukiwaniu filmów, których nigdy nie widzieliśmy, a jedyny warunek, to ocena 6/10 i wyżej. 

I tylko na czytaniu nie mogę się skupić, a kilka tytułów czeka.

Czyli jednak trochę mnie to podgryza.

Co będzie dalej? Nikt nie wie. 

Nie siedzimy. Pracujemy. Planujemy. Rozwijamy się. 

W maskach czy bez „show must go on”.

No i idzie wiosna... chyba😀



Poczytałam sobie, co wypisywałam rok temu. 

Ależ byłam optymistką myśląc, że za rok będę się uśmiechać do wspomnień😂

czwartek, 11 marca 2021

Nie jest moim celem

 pisać blogaska lajfstajlowego. 

Pisać, że jestem fit i Ty też dasz radę.

 Wrzucać foteczki z cyklu „food porn” (to robię na insta😀) oraz z chudym bioderkiem w opiętych legginsach, ale nie jestem też wredna. 

Podzielę się z Wami patentami, jak zjeść coś słodkiego i nie skonać od wyrzutów sumienia. Pokażę Wam kilka źródeł, z których korzystam, a co!

Otóż na początek moje najnowsze odkrycie czyli 

CIASTO CYTRYNOWE

forma okrągła 20 cm (ja piekłam w kwadratowej 20x20 cm)

4 jajka

1/2 średniej cytryny plus otarta z niej skórka (z soku z drugiej połwy zrobisz lukier)

30g mąki ryżowej

30g mąki ziemniaczanej

80g erytrytolu

20g cukru pudru (plus 30g  do zrobienia lukru)

Szczypta soli do ubicia białek

JAK SIĘ DO TEGO ZABRAĆ:

Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli. Żółtka ubić oddzielnie z erytrytolem i cukrem pudrem na biały puch. Dodać do białek, lekko wymieszać. Do tego przesiać obie mąki i dodać startą skórkę i wyciśnięty sok z cytryny. Delikatnie wymieszać i przełożyć do formy wyłożonej papierem (smarowanie jej tłuszczem podniesie kaloryczność).

Piec w nagrzanym do 170* piekarniku około 35 minut (do suchego patyczka) .

Wykonanie jest przeze mnie zmodyfikowane, za co przepraszam Autora😉

Po wystudzeniu z 30g cukru pudru i soku z cytryny (jeżeli lubicie kwaśny) lub wody zróbcie lukier i polejcie ciacho. 

A teraz magia, przy podziale ciasta na 16 kawałków, każdy ma 37kcal.

Zajrzyjcie na zdrowyprzepis.eu - tam jest tego więcej 😀


czwartek, 4 marca 2021

Takie tytuły przychodzą mi do głowy

 ... że lepiej zostawię notkę bez😊

Moja pani od historii ze szkoły podstawowej, Grażyna Ł. była fanką historii Carskiej Rosji. Swoją fascynację (i całą resztę przedmiotu również) przekazywała nam, jak bajkę. Słuchaliśmy jej zatem z otwartymi buziami nie wiedząc nawet, że uczymy się w, najlepszy z możliwych, sposób, ale do brzegu.

Pani Grażyna, przy okazji jakiejś wpadki chłopaków, która miała być zapewne zabawnym żartem, powiedziała nam o kodeksie honorowym oficerów rosyjskich. Podobno (tu temat i moją pamięć może zweryfikować Teatr) jak oficerowi cara przydarzyło się puszczenie, excusez le mot, bąka w towarzystwie, wychodził i strzelał sobie w łeb.

Trzymając się tego, co zapamiętałam, naszła mnie taka konkluzja:

Kiedyś bąk na honorze kazał człowiekowi ponieść dramatyczne konsekwencje, dzisiaj można się publicznie zesrać, nawet robić to systematycznie i z premedytacją i być jeszcze poklepywanym po pleckach przez 'cara'.

Definicja honoru nie istnieje, a ci, o których myślę, piszą pewnie honor przez CH, do chuja trypla.

__________🍪__________

Dalej czytają już tylko dwie stalkerki, które mię nękały pod poprzednim postem😂

Ciastki mocno czekoladowe:

-140g mąki (najlepiej orkiszowej) biała też ujdzie

-40g kakao o obniżonej zawartości tłuszczu (przy zwykłym nie gwarantuję podanej kaloryczności)

-1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

-1/2 łyżeczki sody

-1/3 łyżeczki soli (dodaję morskiej)

-120g ksylitolu (cukier podniesie kaloryczność)

-2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

-100g oleju (jakiegokolwiek- ja daję 50 obniżając tym kaloryczność)

- 50g mleka 2% (w przepisie jest migdałowe ale bez przesady, plus następne 50g ponieważ zmiejszyliśmy ilość oleju- żeby stan płynów się zgadzał)

-100g posiekanej gorzkiej czekolady (dodaję 60, znowu redukując kaloryczność)

Mieszamy suche składniki (bez czekolady) w większej misce. 

Mokre w mniejszej.

Dodajemy mokre do suchych. Mieszamy i na koniec dodajemy czekoladę. Mieszamy jeszcze raz szybko, łapką. Wrzucamy do woreczka i na 15-20 min do zamrażarki. Przy właściwej ilości płynu ciasto jest bardzo klejące.

Formujemy dwa wałki. Każdy kroimy na 32 plasterki. Przekładamy na blachę wyłożoną papierem, lekko spłaszczając. Można gęsto, ciastka nie rosną bardzo.

Pieczemy 10min w 175° z termoobiegiem. Zostawiamy blachę na kolejne 2 min w wyłączonym piekarniku. Zostawiamy je następnie na gorącej blasze poza piekarnikiem na kolejne 15 min. Początkowo wyglądają na surowe, dojdą poza piekarnikiem. 

Przekładamy na kratkę do wystudzenia/ wyschnięcia.

Jeżeli coś przeżyje do dnia następnego, przechowujemy w szklanym pojemniku szczelnie zamknięte.

Tak, każde ciacho ma ok 30kcal po uwzględnieniu zmian w przepisie.


I jeszcze fotka na życzenie Nita😊





Smacznego🍪❤