Bo jesień i leje.
Może być jesień, ale bez permanentnych ulew od których mam depresję i ujemną energię.
Pora deszczowa nie mieści się w moim systemie akceptacji świata.
Remont w robocie mnie wykańcza. Kretyn od parkietów przychodzi, kiedy chce, a co za tym idzie, skończy, jak skończy, a to nawet nie jest połowa pracy. Jest 10:56, właśnie się pojawił.
I jeszcze zmiana czasu.
Co za idiota, jednym podpisem zafundował całemu kontynentowi jet lag? I po co to? Mam to w dupie, że podobno miałam spać godzinę dłużej. Po cholerę majstrować przy zegarze biologicznym?
I tak to warunki zewnętrzne z całkiem pozytywnej jednostki przerobiły mnie na marudę.
Zjadłam dyniowe ciastko. Nie powinnam…
Wiecie, że podjadanie między posiłkami demoluje Wam mikrobiotę?
Pieprzyć to, zjem sobie jeszcze jedno.
Ekhhhh, byle do wiosny.