Pijemy wino z naszym ulubionym teamem medycznym i gadamy o dupie maryni oraz o rzeczach ważnych. Zeszło ns dzieci bo medyk ma sytuację skomplikowaną i nagle medyczka nawiązuje do sytuacji swojej znajomej, że taka fajna dziewczyna i taki fajny dom, a tu taki dramat, że córka na pierwszym roku studiów wyskoczyła przez okno.
- Ojciec nie akceptował jej orientacji, zawsze był dziwny- rzuca on.
- Jezu, mam nadzieje, że to żadna z moich byłych uczennic...
- Piękna, mądra dziewczyna (opis zgadza się z każdą moją ubiegłoroczną maturzystką) z burzą kręconych włosów. Tu opis przestaje się zgadzać, aleee...
- Kużwa kto?- pytam nerwowo.
- Zośka D.
- Japierdolę- nie jest to wypowiedź godna nauczyciela, wiem, ale na tyle tylko było mnie stać.
Zośka była bohaterką kilku moich postów. Nie mam siły ich szukać. To mamusię miała porąbaną. Mamusia dowartościowała się jej kosztem. Zajęcia ze mną były marchewką, kijem było wszystko inne. Odebrano mi ją, jak Zośka przestała zasługiwać na marchewkę. Zadzwoniła pożegnać się cała spłakana. Telefonu od matki po trzech dniach nie odebrałam.
Brak mi słów.
Cokolwiek się wydarzyło, mam nadzieję, że jest Ci już lepiej Słońce. W uszach mam ciągle Twój głośny śmiech. Od soboty nie mogę się skupić.