Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Efekty już są

Dzisiaj pierwszy raz od początku strajku Nauczycieli pracowałam w normalnych godzinach.
Dzieci psioczą, że musiały wrócić do szkoły na dwa dni.
Lenistwo je wykończyło.
Zaledwie kilku rodziców pilnowało, żeby pracowali na programie do nauki słówek, ćwiczyli czasowniki nieregularne czy inne niepotrzebne pierdoły.
Niektórzy (dzieci i o zgrozo, rodzice) nawet się zastanawiali po co mają przychodzić do mnie, skoro nie ma szkoły.
Po wiedzę, kuźwa?
Nadmiar w tym temacie, z tego co wiem, nie zabija.

Na chwilę wpadła Monia.
Odchodzi z edukacji.
Boi się, ale od strachu ważniejszy jest spokój.
Zapisała się do psychiatry.
Nie daje rady.
Wiem o jeszcze dwóch Cudnych Dziewczynach, które odchodzą z zawodu.
- Podnoś ceny dreamu i zatrudnij drugiego lektora- powiedziała Monia- od września nie opędzisz się od nowych, zdesperowanych, w edukacji zostaną nieudacznicy i emeryci- dodała z żalem.

No tak.
Dobra reforma, tylko efekty zje...

A Evita odwołała wycieczkę ze swoimi.
I dobrze.
40 godzin to ona spędzi w Warszawie, więc do końca maja musiałaby leżeć i pachnieć.
No trzeba sobie dawkować przyjemności.
Na przykład iść przed siebie, wiosny poszukać...


piątek, 19 kwietnia 2019

Tęsknię

Na początku moim przedświątecznym zadaniem było posiekanie bakalii, otarcie skórki z cytryny albo przesiane mąki.
Potem byłam mistrzem robienia pisanek.
Przebiła mnie Młoda, cóż uczeń przerósł mistrza.
Zawsze latałam z koszyczkiem.
Taka była rola najmłodszego członka rodziny.
A potem, jak już miałam 'własne pieniążki', z tym koszykiem gnałam na rynek i kupowałam żółte żonkile.
Dla Mamy.
Za to, że bez względu na wszystko, święta były zawsze piękne.
Jak w salonie pojawiały się świeże kwiaty, mogły być święta.
Dzisiaj to mnie kupuje się kwiaty.
W domu pachnie cytrynowa baba.
Stygnie sernik.
Dumnie prężą się mazurki.
Tak.
Lubię te rytuały.
Baaardzo.
Zaraz przyjedzie Młoda...
Ted wróci z pracy.
Na śniadanie przydrepczą Babcie.
Potem wpadnie Aga.
Będzie komlpet.
Mogą być święta.

Niech będą dobre i spokojne.
Smaczne i we właściwym gronie.



I tak sobie myślę o Tych, dzięki którym pokochałam tę krzątaninę.
I tęsknię.

P.S.
Nie, nie umyłam okien.
Czekam na święta, a nie na inspekcję z sanepidu😉


poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Ja się...

Ja się kur... uprzejmie pytam, czy wiosna mogłaby się zdecydować czy jest wiosną, czy zimą?
Zatokę mi rozrywa, pizga złem i słońce świeci, jak popieprzone.
Skoki ciśnienia rozsadzą mi łeb.

I co z tego, że pięknie.

Ted w końcu dzisiaj wraca.


czwartek, 11 kwietnia 2019

Dobry Człowiek?

Po tym wszystkim, co dzieje się wokół nas doszłam do wniosku, że wraca do nas karma.
Zaczęłam się zastanawiać czy jestem dobrym człowiekiem, bo przecież 'normalni ludzie' nie dostają po dupie z taką mocą i regularnością.
I na te moje wszystkie rozważania dostałam, dostaliśmy odpowiedź.
Ted poleciał do Hamburga.
Po co, opowiem później, bo nie o tym jest historia.
Wyprawa zaczyna się jutro, dzisiaj siedzi w hotelu. Zrobił się problem i potrzebna była  apteka.
Z hotelu w czarnej d... za lotniskiem miał dotrzeć do niewiadomokąd.
Pani w recepcji poinformowała go dokąd iść, a idąc zobaczył przystanek autobusowy.
Kiedy podjechał autobus zapytał kierowcę o aptekę i chciał kupić bilet. Nie dostał go, a chłopak, też obcokrajowiec, powiedział 'nie sprzedam ci biletu, bo nie wiem dokąd cię wiozę'.
Razem znaleźli tę aptekę i po uściśnięciu dłoni  kierowcy, Ted wysiadł.
Niestety apteka była zamknięta, ale Ted znalazł supermarket i tam kupił lek.
Ruszywszy w drogę powrotną, uszedł jakieś 150 metrów, gdy obok niego, między przystankami, zatrzymał się autobus, a w nim ten sam, uśmiechnięty kierowca.
- Masz tabletki? zapytał.
- Mam.
- Wsiadaj, wracamy do hotelu.
- To teraz proszę o bilet -uśmiechnął się Ted-  wiem dokąd jadę.
- Jaki bilet?- zapytał w błyskiem w oku kierowca.
I tak Ted wrócił do hotelu po 30 minutach z tabletkami w kieszeni i z dziwnym uczuciem, że COŚ/KTOŚ nad nim czuwa.

Może jednak nie jesteśmy tacy źli?

piątek, 5 kwietnia 2019

Czarne puzzle

Od kilku lat życie gra ze mną w jakąś dziwną grę. Czuję się, jakbym grała w Jumanji (obejrzyjce remake z Dwaynem Johnsonem).
Jak już sobie poukładam te czarne puzzle, które mam na stole, dziwnym trafem dopasuję kształty, ktoś dorzuca mi nowe (albo przetacza się po nich huragan).
Wszystkie w tym samym kolorze, podobnego kształtu. Nic nie pasuje.

Wczoraj dostałam kolejną porcję i tak się zastanawiam ile jeszcze uniosę, zanim coś jebnie?

Idę do apteki po coś na uspokojenie (w sumie nie wiem co, bo nigdy nie brałam). Muszę jakoś przeżyć do chwili, aż nie będę musiała się uśmiechać.

Nie mogę iść pobiegać, a szkoda bo mam taką chęć na bieg, do bólu, po którym zwymiotuję... krwią.

Chyba sobie trochę pomilczę, bo na to stado słoni, które wczoraj przebiegło po stole z puzzlami nawet Mistrz de Mello nie miałby odpowiedzi. A może by miał, tylko ja jestem nadal za głupia, żeby ją dostrzec.

Frajer ze mnie ciężki. Myślałam, że pomoże mi wdech i wydech, a od wczoraj, histerycznie poszukuję odrobiny tlenu.

Oops, taka kolejna lekcja.

środa, 3 kwietnia 2019

Czekając na...

nie, nie! Nie na Godota, na strajk.
Staram się nie czekać na jutro, na piątek, na weekend i na wakacje.
Z tego co mam do dyspozycji dzisiaj wyciskam max.
Tego uczę moich uczniów, ale teraz czekamy, razem, na strajk🙊
Żeby odpocząć bo atmosfera gęsta.
Żeby zrobić zajęcia wcześniej i mieć wolne.
I żeby potem były ferie.
I święta.

Jadę na oparach.
A jeszcze przed świętami Teda czeka slużbowy wyjazd. Piękny, ale w niewłaściwym momencie, a z drugiej strony, trzeba z dzisiaj wyciskać max, jak wspomniałam wcześniej.

Więc niech się dzieje.
Wdech, wydech... dam radę🙈

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Nic śmiesznego

Od wczoraj przez internety przechodzą takie niusy, że nie wierzę.
Dzisiaj ktoś znowu nożem wyraził poglądy.
MatkaZ schudła 10kg, ale ona nie jest niedożywiona, tylko jakoś tak słabo się czuje 'topewnieprzeztęwiosnę'.
I może jakieś 'przepraszam, będzie trochę hałasu, zaczynamy remont'? Bo przecież my tu uczymy języka migowego, nic nie musimy słyszeć. Tyle, że moja Babcia mawiała, że 'od gęsi owsa nie dostaniesz' i bardzo miała rację.
A nauczyciele próbują przebić się przez pustostan umysłowy.

Jak tu zrobić komuś jakiś żart kiedy, kuźwa, jest tak śmiesznie, że łzy po policzkach lecą?

Przy życiu trzyma mnie nadzieja na dobrze rozpoczętą jesień.