Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

piątek, 29 września 2017

Zaatakował mnie piątek

Były inne dni po drodze?
Nie pamiętam.
W sumie, to może nawet dobrze.
Chociaż nie.
Jest zmęczenie.
Dlaczego?
Z niepamięci?
Czasami zastanawiam się po cholerę nam to wszystko.
Kopanie się z koniem.
Dyskusje z kretynami z góry skazane na porażkę, bo kretyni są zapieczeni w swoich, ograniczających ich, słoikach. Sami zatrzymali się w epoce kamienia łupanego i przeraża ich profesjonalizm. A jak oni nie są profesjonalni 'to inni też nie będą'.

Jutro i pojutrze mamy pierwszy wspólny weekend razem od niepamiętamkiedy.
Co my zrobimy z tym szczęściem? 😉

niedziela, 24 września 2017

Jeszcze raz w kwestii relacji

Sobota.
Po spacerze plażą wpadliśmy na rybkę.
Obok przy stole siedziała duża rodzinka, właściwie to dwie. Dwie mamy, dwóch tatusiów i dwie dziewczynki. Różnica wieku między nimi to jakieś dziesięć lat.
Starsza na jednym szczycie stołu skrolowała fejsa.
Młodsza, żeby usiadła na dupie i zechciała zacząć konsumować, została uraczona jakimś głupim urządzeniem w stylu psp, gdzie dziwne ludziki na maksymalnie wysokich tonach pieprzyły coś bez sensu. Wszyscy w knajpie mieli (nie)przyjemność bawić się z młodą.
Przyglądaliśmy się sytuacji z zaciekawieniem.
-Wiesz- szepnął Ted- najgorsze jest to, że teraz dziecku zamyka się buzię, a potem będzie zdziwienie, że nie chce rozmawiać.

Relacje!!!
Ta starsza już zbudowała relacje z równolatkami.
Młodsza buduje je właśnie z ludzikami z gry.
Potem będą łzy.
Zawód.
Nie będzie przysłowiowej szklanki wody.

Jesoo, jaka ja jestem nudna.

Ale jesień na plaży jest piękna, musicie przyznać.


niedziela, 17 września 2017

Jak ciąg dalszy będzie taki, jak początek, to ja wysiadam

A początek jest słaby, żeby nie powjedzieć chooyowy.
Nie chodzi mi o reformę edukacji, bo tu wszyscy jesteśmy w czarnej dupie, dzieci, nauczyciele i rodzice po równo.
Nie chodzi też o plany zajęć zmieniajace się, jak w kalejdoskopie, co bardzo skutecznie demoluje mi pracę.
Najgorsze jest to, co dzieje się z 'moimi dziećmi'.
Mamy kilka ognisk zapalnych- zderzeń na linii rodzice- dzieci.
Jestem powalona zachowaniem rodziców.
Jestem w szoku, jak rodzice z łatwością szafują wyrokami w stylu: 'on/ona nie chce, jest niewdzięcznikiem, nie wyciąga lekcji z kar, jakie otrzymał/ otrzymała.'
I takie mną targa pytanie, którego nie mogę zadać: 'jeżeli twoje metody/ kary/ nagrody nie działają, to kto tu się kurwa nie uczy na błędach?'
Mamy żniwa pokolenia zaburzonych relacji. Nie wychowujemy już dzieci plemiennie, wielopokoleniowo. Relacja zaburzona z rodzicem skutkuje relacją z równolatkiem, a nie innym dorosłym, który jest. Który ma czas. Który wysłucha i uszanuje.
Wiecie, co mówią dzieci? Że najlepiej im jest, kiedy rodzice są jeszcze w pracy, bo nikt się nie przypierdala. Po ich powrocie trzeba przyjąć na klatę, że mieli chooyowy dzień i na kimś muszą odreagować.
Staram się bronić rodziców, ale ci, swoim zachowaniem wybijają mi argumenty. Dzieciaki mają swój rozum, jak się zagalopuję, stracą zaufanie do mnie- jednego z niewielu dorosłych, który ich nie ocenia, przyjmuje z ich poplątaniem i może pozwolić sobie na przywołanie ich do porządku jedynie przy pomocy krótkiego 'serio?', a oni wiedzą.
Każdy rok pracy jest inny.
Ten będzie trudny.
Następny trudniejszy.
Kolejny jeszcze trudniejszy, aż my, dorośli się nie opamiętamy.
Bo oni są tylko dziećmi, nie rozumieją, co się z nimi dzieje oraz nie, nie ma w nich perfidii, o którą są posądzani.
To wołanie o pomoc, którego zajęci sobą, dorośli nie słyszą.
Mam założyć, że też są perfidni?