miodu😉
Święta i ruchy okołoświąteczne minęły nam spokojnie.
Nie napinam się i wychodzi lepiej, niż pod napięciem.
Taki paradoks.
Młoda obserwuje nas z perspektywy.
Widzi.
Luz.
Uśmiech.
Dystans.
Duuuuużo dystansu.
To zawsze powód do dobrej zabawy.
Beka z siebie.
Brakuje nam jednakowoż.
Dystansu do MatkiZ nam brakuje.
I mimo, że nie wkurzyła mnie wbiciem się na kolację wigilijną dużo przed czasem (na tyle, że miałam jeszcze mokre włosy), każda jej złota myśl nadwątła.
Nasze zen, kuźwa, nadwątlała.
- Mamo luz- usłyszałam- ty rzucisz jakimś tekstem i pójdziesz dalej, bo twoje życie toczy się dynamicznie, a ona z tym zdaniem zostanie na całe tygodnie.
- No tak- przyznałam, bo w sumie miała rację.
- Trenuj na niej zen- kontynuowała Młoda.- A ty myślisz, że dlaczego ja się jeszcze przyjaźnię z Manią? Ona mi pokazuje, że ludzkość jest zapieczona w swoich pogladach i ch... mi do tego. Na niej uczę się ten fakt akceptować. Durne to, ale ją lubię.
Głupi ludzie istnieją. Nie każdy czuje, kuma i ogarnia tak, jak ty. Babcia jest twoim zadaniem domowym. Patrz jej w oczy. Tam będzie twój feedback czy ci wychodzi.
I w związku z tym, podreptałam wczoraj do MatkiZ przed treningiem.
Potrenować.
W kieszeni miałam kawałek pieczonego boczku.Ogarnęłam jej pralkę do następnego razu (pralka ma dwa lata i jest bardzo intuicyjna, ale panie się jakoś nie zaprzyjaźniły).
Przepraszała mnie, że o ten boczek w ogóle poprosiła. Ja ją, że nie zjem z nią placków ziemniaczanych.
Dałam radę.
Chyba😉
Dobrze mieć mądre Dziecko.