Na początku moim przedświątecznym zadaniem było posiekanie bakalii, otarcie skórki z cytryny albo przesiane mąki.
Potem byłam mistrzem robienia pisanek.
Przebiła mnie Młoda, cóż uczeń przerósł mistrza.
Zawsze latałam z koszyczkiem.
Taka była rola najmłodszego członka rodziny.
A potem, jak już miałam 'własne pieniążki', z tym koszykiem gnałam na rynek i kupowałam żółte żonkile.
Dla Mamy.
Za to, że bez względu na wszystko, święta były zawsze piękne.
Jak w salonie pojawiały się świeże kwiaty, mogły być święta.
Dzisiaj to mnie kupuje się kwiaty.
W domu pachnie cytrynowa baba.
Stygnie sernik.
Dumnie prężą się mazurki.
Tak.
Lubię te rytuały.
Baaardzo.
Zaraz przyjedzie Młoda...
Ted wróci z pracy.
Na śniadanie przydrepczą Babcie.
Potem wpadnie Aga.
Będzie komlpet.
Mogą być święta.
Niech będą dobre i spokojne.
Smaczne i we właściwym gronie.
I tak sobie myślę o Tych, dzięki którym pokochałam tę krzątaninę.
I tęsknię.
P.S.
Nie, nie umyłam okien.
Czekam na święta, a nie na inspekcję z sanepidu😉
Nie czekam na święta, to nie moje święta i grono też takie sobie...
OdpowiedzUsuńi ja też niekoniecznie świąteczna. poddenerwowana, wybuchowa.
przyjemnego świętowania.
Zdrowych wesołych...jakoś w tym roku nie mam parcia na świętowanie. Ale nie wyobrażam sobie spędzić tych świąt jak normalnego dnia. Sernik już jest i babka też. Jakieś sałatki na śniadanie i tradycyjnie jaja oraz chrzan.
OdpowiedzUsuńI to jest właściwe podejście! Chrzanić okna. Przynajmniej padać nie będzie, bo po myciu okien zawsze leje.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt.
Pogodnych o zdrowych :-)
OdpowiedzUsuńPoświąteczne cześć i czołem Dreamu :*
OdpowiedzUsuń