- Trzeba ustalać, co zrobić na obiad wcześniej, żebyś nie zostawała z tym sama- rzucił luźno Ted.
- Trąbię o tym od stu lat, że mogę gotować, jak tylko będę wiedziała co- delikatnie, ale jednak pojechałam szpilą.
- W takim razie codziennie wieczorem ustalimy zawartość lodówki i plan na kolejny dzień.
- Dzięki Ci Panie Boże za to nagłe oświecenie po latach- wzniosłam oczy ku niebu.
Minął dzień.
Drugi minął.
Trzeci.
I kolejny...
Żeby nie było, że ich głodzę, uprzejmie donoszę, że obywałam się bez burzy mózgów i żywiłam jednak.
Wczoraj wieczorem doczekałam się pierwszej próby ustalenia menu.
- Ustalmy, co jutro na obiad, żebyś nie musiała walczyć sama.
- Czy ja tego już nie słyszałam?- pomyślałam jedynie, rezygnując ze szpili, w obawie przed kolejnym brakiem współpracy.
- Co proponujesz tatusiu?- Młoda zaatakowała czujnie.
- Nie mam pojęcia?- przyznał Ted.
Ja się nie odzywałam profilaktycznie, niech walczą.
- To może zróbmy...
- Albo...
- Nie no, trzeba się jednak odezwać, bo nas zima zastanie nad tym jednym obiadem- to znowu ja i tylko do siebie.
I nagle Młoda palnęła coś głupiego. Zaczęła się śmiać, a że śmiech ma zaraźliwy, dołączyłam do niej ja. Ryczałyśmy tak sobie w najlepsze, gdy zniecierpliwił się Ted.
- To jest wesoło, czy jednak konstruktywnie?
- Nie widzisz, tatusiu, jest wesoło.
- Ja was tam nie rozkminiam- Ted ciągle poważnie.
- Jak się śmiejemy to jest wesoło- rzuciła Młoda między jednym, a drugim, niczym nie uzasadnionym wybuchem śmiechu- taki hint, tatooooo... i ryczy.
Ten hint był oliwą do ognia. Ja też już tylko ryczałam,
- Jak się nie śmiejemy, też jest wesoło, tyle tylko, że bez efektów dźwiękowych i nie staraj się tego zrozumieć.
Dobrze, że Ted był zmęczony. Dał się nam wyryczeć, a obiad ustaliłam sama... ze sobą, między kolejnymi wybuchami ;o)))
http://www.youtube.com/watch?v=pPtlSF4TlJE
OdpowiedzUsuń;-)
;o)))
Usuńno ;-);-);-)
UsuńA propos zaraźliwego śmiechu (może znasz):
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=VT7ohBRYfd4
:)))
Ale czad! ;o)))
UsuńHihihi:) Szef kuchni ma jednak przechichrane (dziwnie to słowo wygląda, ale niech będzie :):)
OdpowiedzUsuńŻebym ja chociaż była szefem, ja podkuchenną jestem ;o)))
UsuńGodzina 7.25 moje stado wychodzi do szkoły, jest już przy drzwiach, rzucam szybkie -co Wam zrobić na obiad? Jakiś szepty, jakaś narada, po czym cisza i no to pa już prawie zza drzwi. No dobra widać nie doszli do porozumienia. Zrobiłem co uważałem, stado wzburzone że tego nie chcą, przecież pytałem, nie odpowiedzieliście. Pytałeś (młody odpowiada), a skoro nie odpowiedzieliśmy, to widać nic nie chcieliśmy i z dziką satysfakcją wyciąga jakiegoś tam batona. Udusić to mało:)
OdpowiedzUsuńDesperado
Powiem Ci, że nie wymagam szacunku dla moich wyczynów kulinarnych, ale zniewagę w postaci batona potraktowałabym, jak policzek na co najmniej tydzień. Niech żre batony, jak mu moje papu nie pasi!
UsuńNo nie chciałabyś słyszeć, mojego zdania jakie wyraziłem na temat batona i nie chcenia papusiania naszykowanego obiadu:) Następnym razem już obyło się bez demonstracji:)
UsuńNo ja myślę ;o))) W końcu, kto jest szefem Leon czy Jego dzieci? ;o)
Usuń:)))))))))))) poprosiłam Adama, żeby przeczytał.. :))))))
OdpowiedzUsuńMoże zrozumie? :))))))))))
I co, zrozumiał ;o)))???
Usuńjak niżej.... :)))
UsuńNo to chyba nie ;o)))
Usuń... jego tego Teda to często nachodzi taka chęć wspomożenia ? ...efektywnego ...
OdpowiedzUsuńa dzieci to dranie som i tyle
Chęć tak, ale zaraz potem opada go niechciej. Weźmy się i zrób, znaczy. A dziecko? Okazało się szybsze, gdyż ojciec był zmęczony i zatracił instynkt łowcy ;o)))
Usuńu mnie w domu: - co zrobić na obiad?
OdpowiedzUsuń- nie wiem, obojętne....
Jak mi obojętnie, jem kanapkę z pomidorem, więc niech sobie też zrobią ;o)
UsuńObojętnie to najczęstsza potrawa na obiad;))
OdpowiedzUsuńPrzestałam pytać;)
Nie ma współpracy, nie ma papu, ja pracuję od 12 do 19:30 ;o)))
Usuńlubię konsekwencje!! w każdej postaci!! u kobiet!!
OdpowiedzUsuńt.
Ja jestem, ale oni bardziej ;o)))
UsuńUwielbiam Twoje notki[? Nie. Notki brzmi źle. Na chwilę obecną 'Radokartki' bardziej mi pasują ^^ Twoje - bo Pani - brzmi niesympatycznie, a na tak sympatycznym blogu nie wypada pisać niesympatycznie. Ot.]
OdpowiedzUsuńCzytywałam na O., raczej nie komentując. :)
Tu nie mogłam się powstrzymać.
Dawno się tak nie uśmiałam ^^ System rozwalony ;D
Witaj ;o) Takie wpisy lubię najbardziej. Dobrze, że jesteś ;o)
UsuńMiało być konstruktywnie a okazało się wesoło:)
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma problemu w temacie papu. Zaglądam do lodówki dzień wcześniej i co tam ujrzę to mnie natycha pomysłem na obiad na następny dzień. Znaczy ja decyduję a Marek nie ma nic przeciwko.Tylko by spróbował... kuchni potrafię być nieobliczalna:) Zazwyczaj więc potulnie się zgadza :)Zaczyna protesty jak je coś trzy razy pod rząd oraz wtedy kiedy robię zapiekankę z ryżem, jabłkiem i cynamonem. Nie lubi.
:)
Jabłko i cynamon w zapiekance z makaronem (ryż w tej potrawie, to ich wróg) akceptują za karę ;o))) Nie chcą, niech myślą nad innymi potrawami ;o)))
Usuńgdybym ja pytała, to usłyszałabym: od męża - jajko sadzone, od Młodej - pierś z kurczaka, od Młodego - kotlet schabowy... zawsze!... nie pytam, robię co mi się chce albo... nic... muszą się dostosować :)
OdpowiedzUsuńja pytam, a odpowiedź: 'jajko sadzone' uzanję za niebyłą ;o)))
Usuń:o)
OdpowiedzUsuńAle, że co? ;o)
UsuńNie ma to jako konstruktywny plan!
OdpowiedzUsuńA przedostatnie zdanie, jeżeli pozwolisz, sobie zaanektuję na własne potrzeby, bo to mistrzostwo świata jest!
Ale, że to o wesołości bez efektów dźwiękowych? U nas to standard ;o)
UsuńUśmiałam się :)
OdpowiedzUsuńrodzinne głupawki to najwyższe szczęście :) pielęgnujcie to i kultywujcie każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńdobre! :)