Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

poniedziałek, 2 stycznia 2023

Są takie marzenia

po które sięga się, jak po chleb. Cyk, i są spełnione i są takie, z którymi jest pewien problem, bo niby są w zasięgu, ale jakoś nie po drodze nam z nimi. Tak było w naszym przypadku z pewnymi muzeami w Amsterdamie. Jak tam mieszkaliśmy, ważne były inne sprawy, jak pojechaliśmy tam po swoje rzeczy, nie było biletów. 

I tak, kiedy dowiedzieliśmy się, że święta spędzamy w Belgii, a na Sylwestra jedziemy do Polski zaświtała mi pewna myśl. Do Polski będziemy wracali z Młodą, może zatem zatrzymamy się na moment (albo dwa) w Amsterdamie, pokażemy jej, gdzie mieszkaliśmy i wpadniemy do Rijks i do Van Gogha. Kupienie biletów w listopadzie było łatwe. Wybraliśmy dogodne daty, godziny i hotel. Wszystkie bilety i rezerwacje wydrukowaliśmy. Spakowaliśmy w kopertę, przewiązaliśmy wstążką i położyliśmy pod choinką pośród innych prezentów. 

Jakaż to była euforia! Młoda oszalała!

27 grudnia zaczęliśmy od Rijks. Co ja sobie myślałam o malarstwie holenderskim nie miało znaczenia, było tam coś więcej niż obrazy. Była grafika, nad którą, w związku z zainteresowaniami, rozpływała się Młoda, sztuka użytkowa, moda i nawet jeden samolot. Odczarowałam tych holenderskich twórców, którzy zawsze wydawali mi się ponurzy, a ich malarstwo ciężkie. Rembrandt! Vermeer! Jej, jak ja mogłam tak ich nie doceniać? Tak, po to była mi wyprawa do Rijks. Musimy tam oczywiście wrócić. Zostało nam do obejrzenia jeszcze półtora piętra. Wywalili nas… bo zamykali😂

Dzień następny to wizyta u Vincenta, zupełnym przypadkiem połączona ze spotkaniem z Gustavem, który miał swoją czasową wystawę w Amsterdamie. 

O ile Rijsk oglądałam jak kibic, do Vincenta poszłam spełniać marzenie. Zobaczyć ‚Almond blossom’ - taki był plan. Dlaczego akurat ten? Vincent namalował go będąc szczęśliwym. Jego bratu urodził się syn, który dostał na imię Vincent. Jako, że ‚Kwiaty Migdałowca’ zostały zadedykowane malcowi obraz nigdy nie został sprzedany, a dorosły już Vincent Junior ufundował muzeum, w którym wyeksponował geniusz wuja. Ten obraz jest tak inny od wszystkiego, co malował Van Gogh, mimo, że motyw kwitnących gałązek migdałowca pojawiał się w jego twórczości, że postanowiłam, iż muszę go zobaczyć. W ramie. Na ścianie. Żeby nie wyglądał, jak plakat. Jak tapeta. Żeby było widać pociągnięcia pędzla. Nadmiar farby. I stałam tam przez chwilę, i gapiłam się, jak cielę. I prawie zapomniałam zrobić zdjęcie. Później okazało się, że podobne ciary Młoda miała przed ‚Słonecznikami’, a Ted przed autoportretami

Na deser po Van Goghu wpadliśmy na wystawę prac Klimta i kolegów, którzy byli… fanami Van Gogha. 

I tak, w jednej sali, na jednej ścianie spotkali się Van Gogh, Klimt i Munch i to dopiero było spełnienie marzeń.




Na koniec poszliśmy do naszej ulubionej knajpki z widokiem na Rijks i umówiliśmy się, że za rok trzeba tu wrócić, bo Młoda nie widziała Moko, zostały nieodkryte piętra Rijks i muzeum sztuki współczesnej. Tak, że plan na przyszłe święta już jest oraz na wspólny wypad… do Wiednia😂


Spełnianie marzeń jest suuuuuper. 

I pozwólcie, że jeszcze raz pojaram się ‚Kwiatami Migdałowca’😍





8 komentarzy:

  1. Vincenta i pozostałych widziałam w Paryżu i Wiedniu )) życzę spełniania marzeń, Wiedeń warto.A ja bym z chęcią do Rijks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedeń znamy i lubimy, trzeba tam pobiegać po muzeach, z Młodą, bo wszyscy lubimy😀

      Usuń
    2. To byłam ja z życzeniami i oczekiwaniami

      Usuń
    3. Się domyśliłam😂 do Wiednia mam słabość, podobnie, jak do Pragi, Barcelony Kopenhagi i Vancouver. No i Amsterdamu oszywiście. Ale jest jeszcze kilka miast w których nie byłam… 😀

      Usuń
  2. Jestem prostym człekiem, ale żeby nie wyjść na prostaka, powiem, że chętnie zobaczyłabym te dzieła na żywo. Bo tak na patrząc na nie w sieci, mogę jedynie docenić talent (ja tak nie umiem), ale nic więcej. Nie czuję tego. Zobaczenie płótna pewnie co nieco by mi rozjaśniło.

    Pamiętam za to do dziś, jak stałyśmy z koleżanką przed "Magnoliami" Wyczółkowskiego. Jak zaczarowane, wszyscy z klasy już poszli, nawet wychowawczyni, a my wracałyśmy i wracałyśmy przed ten obraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo są takie obrazy przed którymi
      można tylko stać i się zachwycać. Każdy taki ma, bez względu na to, jak bardzo nie interesuje się sztuką.

      Usuń
  3. No pewnie, że spełnianie marzeń jest super, zwłaszcza jeśli trzeba nad tym trochę popracować. Niech ten rok sprzyja spełnianiu marzeń ale i powstawaniu nowych, w kwestii marzeń wskazane są rozmach i odwaga. Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, żyj tak aby każdego dnia tworzyć sobie wymarzoną rzeczywistość. Przytulaki ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten tu post jest przykładem, że niektóre marzenia spełniają się całkiem z zaskoczenia ;) To coś, czego samemu od czasu do czasu doświadczam <3 Ostatnio nawet całkiem niedawno...

    OdpowiedzUsuń