czyli witaj Dwudziesty Piąty.
Dwudziesty Czwarty był i tu moglibyśmy postawić kropkę, ale nie róbmy tego. Stańmy w prawdzie. Dwudziesty Czwarty był lekcją i nagrodą. Testem i oddechem. I ze wszystkiego wyszliśmy, trochę poobijani, ale wyszliśmy.
Wdzięczność- za wszystko, bo to, że było fajnie, to jasne, że powód do wdzięczności, ale że tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono, to również powód. Bo skąd mamy niby wiedzieć, jak los nie mówi ‚sprawdzam’. Sprawdził, nadal jesteśmy, nadal murem. Daliśmy radę.
Na Dwudziesty Piąty mam tylko jedno postanowienie. To sukces, bo zwykle nie miewam żadnych.
Będę zbierać małe momenty. One robią różnicę. Bo na przykład 13 grudnia był masakrycznie trudny, dla każdego z nas z innego powodu, ale wieczorem usiedliśmy razem przy ławie, wypiliśmy herbatę z imbirem, malinami i rumem i zagraliśmy w ‚5 sekund’. Ci z nas najbardziej poobijani poczuli ciepło, od środka i na zewnątrz. Zrobiło się dobrze i bezpiecznie. I to był piękny mały moment. W poniedziałek rzeczywistość zaskrzypiała ponownie, ale jakby lżej.
Święta były słabe, ale Ciocia, którą zabraliśmy do siebie, mimo, że chcieliśmy Wigilię spędzić sami, była w tak dobrej formie, takie opowiedziała nam historie, że płakaliśmy ze śmiechu. Muszę Wam kiedyś jedną opowiedzieć, bo jest przednia. Kolejne dwa dni spędziliśmy w samochodzie, za to w każdym miejscu, do którego zawitaliśmy, było nam zwyczajnie dobrze. Czuliśmy się zaopiekowani i otuleni dobrą energią.
Takich małych momentów było kilka… naście. Każdy rozjaśniał mrok powodu, dla którego byliśmy w Polsce tak długo.
Właśnie wrócił Ted z polskiego sklepu. Przywiózł makowy wieniec. Zaraz zrobimy kawę… no dobra, ja dostanę Inkę, i będzie kolejny mały moment do słoiczka wspomnień.
Taaak, to będzie inny rok. Rok wyzwań i ciężkiej pracy, ale i małych momentów, na które pod jego koniec, popatrzę z wdzięcznością.
Idę coś porobić, bo egzamin sam się nie zda. Teraz zatem czas na lekcję, pocelebruję, jak zdam😉
zawsze, gdy idzie nowe mam jakieś ekscytujące oczekiwania, mam mrówki i mam motyle...nawet gdy wydarzy się cos przykrego. to na koniec bilans jest zawsze dodatni i oby jak najdłużej. I ja cieszę się małymi rzeczami, momentami, spotkaniami. Ściskam was i spełnienia życzę.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na egzaminie, pokaż komu trzeba co potrafisz.
OdpowiedzUsuńTakie zbieranie fajnych momentów to super podejście, które już od dawien dawna praktykuję. Poza tym wielkie i wspaniałe wydarzenia przytrafiają się raczej rzadko a tych drobiazgów jest zazwyczaj dużo więcej. Można sobie z nich stworzyć cudną codzienność. Tak zrób, tego Ci życzę z całego serca.
Kolekcjonuj je! Małe momenty. Z czasem zleją się w większe - ale nie za duże, bo trudno byłoby je udźwignąć. Małe momenty - jak małe, rozkoszne kociaki, których wszędzie pełno :)
OdpowiedzUsuń