Ktoś mi wczoraj uratował dom.
Może nawet życie.
Banał?
Prawda.
Ktoś zadzwonił po Straż.
Silni i Profesjonalni wpadli ekipą.
Nie potrzebowali pomocy.
Wszystko trwało może godzinę.
Uratowali dom.
Nie zdążyli pomóc sąsiadowi.
Uczucie, które towarzyszyło nam ubranym, z kurtkami w rękach, czekającym na hasło 'zostać' lub 'opuścić' nie jest do opisania.
Nawet nie wiem, komu podziękować.
Silni i Profesjonalni nie czekali na 'dziękuję', my w szoku nawet nie wpadliśmy na to, żeby cokolwiek z siebie wydusić.
Dzisiaj zastanawiam się, czy to się naprawdę wydarzyło i tylko zapach spalenizny utwierdza mnie w przekonaniu, że tak.
O kurczę Dreamu, nie wiem co napisać... Co się stało?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko wrócicie do równowagi, bo domyślam się, że to przeogromne i przerażające przeżycie. Buziole wielkie
OdpowiedzUsuńDobrze przynajmniej, że ta spalenizna pachnie, a nie śmierdzi.
OdpowiedzUsuńDreamu współczuje stresu, przezycia i widokow i co z sąsiadem?
OdpowiedzUsuńoraz dumna jestem ze strażaków, bardzo.
Sąsiad nie żyje.
UsuńTakie rzeczy to innym, nie nam... Co się stało?
OdpowiedzUsuń