… latamy jak popierniczeni.
Od ponad tygodnia jesteśmy w Polsce. Znowu urlop na pół gwizdka i załatwiamy nieswoje sprawy. Wyszło nam kilka fajnych spotkań, dwa, zanim jeszcze dotarliśmy do domu. Kolejne dwa w miniony weekend. Lubię tych ludzi, lubię z nimi być, patrzeć jak się zmieniają, rozwijają.
Jeżeli chodzi o odpoczynek, to zdałam egzamin, zaraz mam certyfikację, jednocześnie lecę sześćdziesięciodniowy kurs. Wkurzam się, bo nie odpoczywam, ale dzisiaj do pionu ustawiło mnie zdanie ‚bycie zmęczonym z powodu wyzwania, które sam sobie postawiłeś, to niesamowity przywilej’.
No i zamknęłam się. Lecę dalej. Certyfikacja 28.07, a potem zaczynam poziom drugi. Nie wiem ile potrwa, za to wiem, ile muszę się nauczyć. Nie będzie mnie tu zbyt często, ale w końcu korzystam z przywileju bycia zmęczoną ze względu na moje własne pomysły, a nie z powodu wypruwania flaków dla innych.
To miła odmiana.
Trzymacie się ciepło, prawda? Zajrzę do Was jak wrócimy od Cioci.
P.S.
Zapomniałam napisać, że byliśmy na zarąbistym koncercie polskiej muzyki filmowej. Matko, jakich my mamy zdolnych twórców.
Poznałem po Stawie, że jesteś na Ojczyzny łonie :) Musiałaś akurat, kiedy popsuła się pogoda?
OdpowiedzUsuń