Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

sobota, 16 listopada 2024

Od jakiegoś czasu

regularnie milczę.

Już kiedyś pisałam, że nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia, wręcz przeciwnie. 

Mogłabym dużo, ale po co? Gadanie nic nie zmieni. Niczego nie przyspieszy i niczego nie opóźni. 

Uczę się nowych rzeczy. Fascynujących, jak cholera. Jak się nauczę, opowiem Wam o tym, bo takich rzeczy nie wolno zatrzymywać dla siebie, należy się nimi dzielić. 

W tym wszystkim jesteśmy razem, idziemy w jednym kierunku. Ted, jak nigdy dał się porwać mojej zajawce. Chyba oboje rozumiemy, że to, co się teraz dzieje jest bardzo ważne.

W czekaniu na telefon, który nie nadchodzi jest taki problem, że nie ma znaczenia, czy on się pojawia, czy nie. Najgorsze jest to, że od września masz spięte mięśnie brzucha. Ile tak można? Do końca. Żyjemy zatem, jakby nic się nie działo, a mięśnie mamy napięte, jakby działo się wszystko. Nie pomaga milczenie brata. To też trzeba było przepracować. On inaczej nie potrafi. Trzeba ten stan rzeczy zaakceptować.

Złota belgijska jesień zaczęła się tu teraz. Jeszcze jest ciepło, około 10 stopni, jeszcze jest przyjemnie, a drzewa złocą się i czerwienią, żółcą i brązowią. Jest idealnie. A kolor to ostatnio ważna dla mnie rzecz. 

Histamina mnie ostatnio pokonuje. Może dlatego, że uspokojona maślanem zaczęłam sobie trochę pozwalać? A może dlatego, że czekanie wywala mi emocje w kosmos, chociaż wydaję się być spokojna. Ale też zachodzi taka opcja, że stresuję się egzaminem, który ma zakończyć pierwszy etap mojej nauki? Bo ja, jak prezydent, ciągle się czegoś uczę.

Idę zrelaksować się, robiąc CZARNĄ chustę dla Młodej. Co mnie podkusiło, żeby się na nią zgodzić? Ja się z tym kuźwa pierniczę od kwietnia. Dam radę, zawsze daję.

Oraz ciasto marchewkowe upiekłam, nie mogłam go zjeść, ale z opowieści wiem, że było zaje… fajne.



niedziela, 3 listopada 2024

Jestem porąbana

… wiem.

Taką jesień lubię. Złoto- czerwoną, przydymioną mgłą. Z liścimi do kolan i wilgocią w powietrzu. Z głośnika płynie muzyka chill out, a ja robię swoje. Jest mi dobrze i ciepło. 

Można to nazwać poczuciem bezpieczeństwa. Bo czy to jest poczucie bezpieczeństwa? Nie, ponieważ działam sobie w ciszy i spokoju, ale robię to, żeby, jak przyjdą ogromne emocje, opanować je na tyle, żeby nie wyrwały mnie z tego stanu równowagi. Rozumiesz coś z tego pamiętniczku? Nie? Ja nareszcie rozumiem. Człowiek uczy się całe życie, wiesz? Moja mama dodałaby tu z przekorą i uśmiechem ‚i głupi umiera’.

Spacer będzie, jak skończę, bo w tę jesień trzeba się zanurzyć. Koniecznie.

Ale ja nie o tym. W ubiegłym tygodniu pojechaliśmy się powłóczyć tu i tam, a skończyliśmy w naszym ulubionym Tuincentrum Bosrand. Wyobraź sobie pamiętniczku sklep wielkości Ikei wypełniony po brzegi kwiatami, roślinami, dekoracjami, zapachami, świecami, poduchami, kocami i innymi przydasiami. 

Weszliśmy tam i zaatakowało nas Boże Narodzenie😀

W kątach stały jeszcze dynie i halloweenowe dekoracje, ale główną rolę grały już gwiazdkowe ozdoby. W takiej sytuacji zawsze dajemy się pobawić naszemu wewnętrznemu dzieciakowi, niech ma😂

Bawcie się i Wy, chyba, że nie lubicie, to udawajcie, że zdjęć nie było😂


Fotki Teda z ogromną czerwoną kokardą pod brodą oraz tańczącego z Myszką Mini Wam oszczędzę😂

Pięknej niedzieli, póki jeszcze trwa, Wam życzę i wracam do mojej pracy❤️

sobota, 26 października 2024

Nie bujam wahadła




 Wiesz co to znaczy, pamiętniczku?

Nie napędzam negatywnej energii, nie odpowiadam na nią. Milczę i to daje dobre efekty.

Dogadaliśmy się z Miśkiem, co poskutkowało kolejnymi informacjami z Polski. Jest źle. Mama nie chce. Nie pozwala sobie pomóc, odmawia zabiegów wspomagających. Jak? Zamyka usta, odwraca głowę, w ekstremalnych sytuacjach gryzie pielęgniarki. Mamy się przygotować na wszystko. Na poziomie głowy jesteśmy. 

Bez względu na wszystko damy radę. Razem zawsze dajemy. 

Od ponad miesiąca biorę maślan, ogromna zmiana. Pozwalam sobie na więcej, czasem nawet na kostkę czekolady i jogurt. Po kimchi nic mi nie jest. Ciśnienie, mimo kulinarnych wyskoków i ogromnej presji, jakiej poddawani jesteśmy od 2 września, ustabilizowało się na poziomie 130/90. Jest jeszcze nad czym pracować.

Nerw błędny czasem działa, a czasem nie, nie wiem, czy ma to wpływ, chociaż Jakub M. twierdzi, że ma. Robię, nie dyskutuję.

W Belgii mamy piękną jesień. Dzisiaj było 20 stopni. Pojechaliśmy się trochę powłóczyć i wróciliśmy z kurtkami bagażniku. Gdzie byliśmy? Pokażę foty w następnym poście.

Poza tym, relaksuję się, pracuję głową, męczę ciało.

Teraz leżę przed TV obok Teda i wspieram Barcę jednym okiem, bo drugim zerkam na czarną chustę dla Młodej. 

W nocy zmiana czasu, pośpimy dłużej, chociaż mam wrażenie, że wizyta w Polsce już z nas wyparowała… albo nie wiem.