Skończyłam wczoraj pracę o 20, wróciłam do domu i upiekłam ciasto. Jak mam przeleżeć plackiem dwa dni, niech chociaż będzie przyjemnie.
Obudziłam się i wychrypiałam ‘dzień dobry’, po czym się roześmiałam.
- Błagam cię, jak nie słyszysz, to się domyślaj- wyszeptałam do Teda i znowu się roześmiałam, a on ze mną.
Teraz siedzę z twarzą w inhalatorze, a Ted pojechał po zakupy. Będziemy robić lekarstwo. Powiem Wam, że dziwnie się choruje, jak nie można wziąć tabletki, albo garści, żeby poczuć się lepiej. Oczywiście mogę otworzyć apteczkę i wygarnąć co tam wiem, że kiedyś działało, tylko zepsuję wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ostatnie 11 miesięcy. Więc nie wygarniam. Obserwuję.
Jak będzie źle pójdę do lekarza. Niech ona się martwi, co może mi zapisać😂
A tymczasem ciepełko grzeje mi gardło. Jak jestem chora i mi źle, wyciągam chustkę mojej Mamy, otulam nią szyję i czuję, jakby mnie przytulała. Taki fetysz.
Dzisiaj zrobię wszystko, na co szkoda mi czasu, jak jestem zdrowa. Poczytam, pośpię, pooglądam, może podziergam chustę dla Justyny. Ucieszę się z weekendu, bo przecież trwa. Nie wiem, czy dam radę porysować, może dam, ale o tym, w zupełnie innym odcinku tej historii.
Dbajcie o siebie.
Odpoczywajcie❤️