… trudnej miłości.
Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Od pierwszego była to raczej niechęć, ze wskazaniem na zniesmaczenie. Ale tak to bywa, jak się człowiek przesiada z konia na osła. Tylko… kto powiedział, że osiołek nie może być miły, dobry i, na swój sposób, piękny.
O czym ja tak enigmatyczne, że aż bez sensu?
Mijają właśnie dwa lata naszego mieszkania w Antwerpii (mieszkamy na przedmieściach) czyli trochę w wielkim mieście, trochę na wsi.
Pamiętam, jak w pierwszy weekend naszego tu pobytu wybraliśmy się do centrum. Znaleźliśmy parking (do dzisiaj, jak pchamy się do miasta tam właśnie parkujemy z tym, że dzisiaj jest tam paskudny plac budowy i żeby do niego dojechać, trzeba wbić się pod prąd, co namiętnie robimy) pod Central Station czyli jednym z najpiękniejszych dworców świata, ale zanim tam dotarliśmy, doznaliśmy załamania nerwowego. Musisz mieć na względzie Czytaczu Szanowny, że przyjechaliśmy tu z Amsterdamu, który jest piękny nawet, jak jest brzydki. Antwerpia, w porównaniu do Amsterdamu, była slumsem. Nie pomogło nawet to, że dworzec nas oczarował.
Dzisiaj się z tego śmiejemy, bo z tego rozczarowania nie zauważyliśmy nawet bramy do China Town, która jest dokładnie po drugiej stronie Koningin Astridplein czyli placu Królowej Astrid.
Potem odkryliśmy Groote Markt- uroczy rynek główny z Ratuszem Miejskim, pięknymi kościołami i urokliwymi uliczkami oraz całym mnóstwem knajp wokół. Znaleźliśmy tam parking na którym za 6€ możesz parkować cały dzień, pół dnia pod Central Station dla porównania, to koszt ok 14-16€. To na Groote Markt spędziliśmy nasze pierwsze Boże Narodzenie z Młodą jeżdżąc na diabelskim młynie, jedząc gofry i pijąc gorącą czekoladę.
Ciągle jeszcze nie dotarliśmy do MAS, czekamy z tym na chłodniejsze dni, ale mamy już w pobliżu ulubioną cukiernię.
Nie sposób nie wspomnieć o Meir- głównej ulicy handlowej. To taki deptak, na którym wydasz pieniądze jak masz i zjesz potrawy z różnych regionów świata. Na Meir jeździmy czasami w sobotę, żeby zjeść lunch w naszym ulubionym bistro, siedząc na piętrze, przy oknie i gapiąc się na pulsujący, charakterystycznym rytmem, barwny tłum.
Meir jest pełne niespodzianek. Włócząc się tam ostatnio dotarliśmy do jednej z najpiękniejszych hal targowych Handelsbeurs, zwanej Matką Wszystkich Targów, a w niej na wystawę Bodies. Jestem cykorem, więc miałam opory, żeby obejrzeć ludzkie ciała od środka i na zewnątrz, ale…
BODY WORLDS zasługuje na uwagę. Towarzyszy laikowi z dziedziny medycyny i anatomii,
pomagając odkrywać ludzkie ciało, pokazując i tłumacząc prostym językiem życiowe mechanizmy.
Po co ja to wszystko piszę?
Taka jest moja Antwerpia. Zaskakująca. Wielobarwna. Brzydka i piękna. Nudna i fascynująca i tak, już moja.
O ulubionych lodach i gofrach nie będę pisała, ale napiszę kiedyś o frytkach, bo przecież jesteśmy w Belgii, chociaż czasem na frytki jeździmy do Holandii, ale to już zupełnie inna opowieść.
To bardzo mila dla serducha opowiesc. Pamietam poczatki. Dobrze, ze sie Wam Dobrze dzieje. ZASŁUGUJECIE. sciskam.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zasługujemy, nie pytamy, bierzemy sami co dobre😉
Usuń