Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

wtorek, 29 sierpnia 2023

Opowiem Ci historię

 … trudnej miłości.

Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Od pierwszego była to raczej niechęć, ze wskazaniem na zniesmaczenie. Ale tak to bywa, jak się człowiek przesiada z konia na osła. Tylko… kto powiedział, że osiołek nie może być miły, dobry i, na swój sposób, piękny. 

O czym ja tak enigmatyczne, że aż bez sensu? 

Mijają właśnie dwa lata naszego mieszkania w Antwerpii (mieszkamy na przedmieściach)  czyli trochę w wielkim mieście, trochę na wsi. 

Pamiętam, jak w pierwszy weekend naszego tu pobytu wybraliśmy się do centrum. Znaleźliśmy parking (do dzisiaj, jak pchamy się do miasta tam właśnie parkujemy z tym, że dzisiaj jest tam paskudny plac budowy i żeby do niego dojechać, trzeba wbić się pod prąd, co namiętnie robimy) pod Central Station czyli jednym z najpiękniejszych dworców świata, ale zanim tam dotarliśmy, doznaliśmy załamania nerwowego. Musisz mieć na względzie Czytaczu Szanowny, że przyjechaliśmy tu z Amsterdamu, który jest piękny nawet, jak jest brzydki. Antwerpia, w porównaniu do Amsterdamu, była slumsem. Nie pomogło nawet to, że dworzec nas oczarował. 


Dzisiaj się z tego śmiejemy, bo z tego rozczarowania nie zauważyliśmy nawet bramy do China Town, która jest dokładnie po drugiej stronie Koningin Astridplein czyli placu Królowej Astrid.

Potem odkryliśmy Groote Markt- uroczy rynek główny z Ratuszem Miejskim, pięknymi kościołami i urokliwymi uliczkami oraz całym mnóstwem knajp wokół. Znaleźliśmy tam parking na którym za 6€ możesz parkować cały dzień, pół dnia pod Central Station dla porównania, to koszt ok 14-16€. To na Groote Markt spędziliśmy nasze pierwsze Boże Narodzenie z Młodą jeżdżąc na diabelskim młynie, jedząc gofry i pijąc gorącą czekoladę. 




Ciągle jeszcze nie dotarliśmy do MAS, czekamy z tym na chłodniejsze dni, ale mamy już w pobliżu ulubioną cukiernię. 

Nie sposób nie wspomnieć o Meir- głównej ulicy handlowej. To taki deptak, na którym wydasz pieniądze jak masz i zjesz potrawy z różnych regionów świata. Na Meir jeździmy czasami w sobotę, żeby zjeść lunch w naszym ulubionym bistro, siedząc na piętrze, przy oknie i gapiąc się na pulsujący, charakterystycznym rytmem, barwny tłum. 


Meir jest pełne niespodzianek. Włócząc się tam ostatnio dotarliśmy do jednej z najpiękniejszych hal targowych Handelsbeurs, zwanej Matką Wszystkich Targów,  a w niej na wystawę Bodies. Jestem cykorem, więc miałam opory, żeby obejrzeć ludzkie ciała od środka i na zewnątrz, ale… 

BODY WORLDS zasługuje na uwagę. Towarzyszy laikowi z dziedziny medycyny i anatomii,
pomagając odkrywać ludzkie ciało, pokazując i tłumacząc prostym językiem życiowe mechanizmy.


Warto było. 

Po co ja to wszystko piszę? 

Taka jest moja Antwerpia. Zaskakująca. Wielobarwna.  Brzydka i piękna. Nudna i fascynująca i tak,  już moja. 

O ulubionych lodach i gofrach nie będę pisała, ale napiszę kiedyś o frytkach, bo przecież jesteśmy w Belgii, chociaż czasem na frytki jeździmy do Holandii, ale to już zupełnie inna opowieść.


2 komentarze:

  1. To bardzo mila dla serducha opowiesc. Pamietam poczatki. Dobrze, ze sie Wam Dobrze dzieje. ZASŁUGUJECIE. sciskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy zasługujemy, nie pytamy, bierzemy sami co dobre😉

      Usuń