Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

środa, 30 maja 2018

Ekhhh żyzń

Zniesmacza mnie wszystko, więc się odcinam.
Zamiast oglądać, wolę patrzeć.
Zamiast słuchać, wolę słyszeć.
Zamiast oceniać innych, robię swoje.
Ludzie zakładają swoją nieomylność.
Na jakiej podstawie?
Wiem coraz mniej i chodzę po świecie zdziwiona.
Ale zaczynam akceptować... wszystko.
I nadal zmierzam swoją drogą.

Podobno czas na odpoczynek jest wtedy, kiedy już na nic nie masz czasu.

No nie mam.
Jadę na oparach.
Jutro przyjeżdżają goście.
Jak będę musiała ich zabawiać, to się rozpłaczę.

Odliczam dni do wyjazdu.
Ekhhh!


P.S.
I co ja mam powiedziedzieć uczniowi, który podczas wprawki w mówieniu, na pytanie, co chciałby dostać na urodziny odpowiada 'new parents'*?

_______________________
* nowych rodziców

niedziela, 27 maja 2018

Kolejny już raz

przekonałam się, że dawanie uszczęśliwia.
Oczywiście najbardziej obdarowanego, a jeżeli jeszcze dar jest niespodzianką, szczęście się mnoży.
Jeżeli do tego obdarowany, w naszym wypadku obdarowana, patrzy ci w oczy i mówi 'jestem szczęśliwa', chociaż wiesz, że życie jej się rozsypało i zbiera się właśnie z gleby, ocierając twarz z błota, jej oczy nie kłamią. Wiesz, że swoim durnym wybrykiem przeniosłeś ją w inny wymiar, ty też jesteś szczęśliwy.
Tak, realizując marzenie naszego kumpla, które zrodziło się w marcu, uczciliśmy okrągłe urodziny jego siostry. Był rejs łodzią, strzały z armaty, uprowadzenie i tańce do rana. Była kąpiel w Bałtyku i grill na ka... dla regeneracji.


To był piękny weekend zgodnie z tym, co kiedyś gdzieś przeczytałam, że
'najlepsze wspomnienia to durne pomysły realizowane z przyjaciółmi'

czwartek, 24 maja 2018

Ponieważ nie mogę w tytule umieścić wiązanki pieśni bojowych

nie zaczynam od k... mać w pełnej krasie, a tylko ja wiem, jak bardzo bym chciała.

Nie będzie przyjemnie mimo, że słońce, truskawki i w ogóle zajebiście.

Nie jest zajebiście. Nigdy nie będzie. Bo my, dorośli zjebaliśmy. Na całej linii.
Wychowaliśmy słabe pokolenie. My w ich wieku umieliśmy walczyć.
Braliśmy odpowiedzialność.
Byliśmy zaradni.
A oni?
A oni nie.
A czyja to zasluga?
Kto nie nauczył ich walczyć?
Kto nie pokazał, jak brać odpowiedzialność?
Kto za rękę nie poprowadził ku zaradności?

Wymagaliśmy.
Dobrych ocen.
Dobrego zachowania.
Porządku.

Kurwa!
A gdzie wsparcie?
Gdzie rozmowa?
Gdzie bycie tu i teraz.

Życie to bycie tu i teraz. Reszta to wspomnienia lub wyobrażenia.
Jeżeli nie mają dobrych wspomnień ich głowa zastąpi je wyobrażeniami.
Jakimi?

Piszę MY, ponieważ nikt z nas nie urodził się z patentem na mądrość. Niektórzy jednak zakładają, że mogą czegoś nie wiedzieć. Rozwijają się. Szukają. Sami, albo z dzieckiem. Czasem szukają wsparcia. Nie stoją biernie.

Gdyby ktoś chodząc po Poznaniu znalazł odłamki rozsypanego serducha, znam właścicielkę.
Znowu zbieramy Agę do kupy.
Nie rodzice! My!

A oni, w poczuciu zajebistości, oceniają, każą przemyśleć, wziąć się w garść.
Przepraszam, że jednak nie opanowałam języka.

Nie mam już siły.

wtorek, 22 maja 2018

O rzeczach najważniejszych w języku obcym

Matura ustna z języka obcego zaczyna się od 'pytań na rozgrzewkę', które nie są brane pod uwagę w ocenie końcowej. Mają na celu 'rozluźnienie' egzaminowanego i zapoznanie się sposobem w jaki mówią obie strony.
Trenujemy zatem.
Odpowiedzi na pytania trenujemy.
I poznajemy się dokładniej.
Zaczynamy dostrzegać.
Ważne dla ciebie nie musi być ważne dla mnie.
I odwrotnie.
Ja nie oceniam.
Mnie cieszy każde, z sensem, wypowiedziane zdanie po angielsku.
Ale zaczynam się trochę martwić.
Najważniejszy dla młodych jest 'hajs', kasa musi się zgadzać.
- Jaki byłby twój idealny szef?- pytam.
- Musi być bogaty, bo jak będzie biedny, będzie słabo płacił.
- Co w takim razie jest najważniejszą rzeczą w dorosłym życiu?- brnę w temat.
- No myślałem, że pani wie- pada odpowiedź.
- Ja wiem, a ty wiesz?
- Kasa przecież- pada odpowiedź prawie oburzona.
- No nie...- uderzam z zaskoczenia.
- A niby co? - słyszę kpinę?
- Najważniejszy w życiu jest czas i święty spokój, chłopaku- mówię i widzę w jego oczach dwa ogromne znaki zapytania, kontynuuję zatem- Twoi rodzice mają, jak mówisz 'hajs'. Właśnie kupili nowy samochód. Dokąd nim pojechali, ty mi powiedz.
- No nigdzie, bo pracują.
- A kiedy ostatnio mieli czas dla siebie? Pojechali na basen? Usiedli w słońcu na tarasie? Napili się kawy? Pogadali z tobą i twoją siostrą?
Każde z moich pytań spotykało się z przeczącym potrząśnięciem głową.
- Co im po kasie, kiedy nie mają czasu i świętego spokoju, żeby się nią cieszyć?

Zrozumiał?
Chwilowo pewnie tak.
Ale co potem?
Przecież dla całego świata to jednak 'hajs' jest numerem jeden.

poniedziałek, 14 maja 2018

O braku wyobraźni...

albo o mamwdupuźmie, jak kto woli.

MatkaZ ma przyjaciół, starszych państwa,
bardzo fajnych, aktywnych ludzi.
Podróżują, czytają, spacerują... żyją.
Kilka tygodni temu pani Basia zadzwoniła do mnie i powiedziała, że matrwi się o Zosię, bo ta ciągle się przewraca, za mało chodzi i ogólnie brak jej ruchu. Nie odkryła Ameryki, jak ktoś ma 155 cm wzrostu i waży 72 kilogramy, to nóżki nie noszą.
Pani Basia jednakowoż zaproponowała rozwiązanie. Otóż ma rower stacjonarny, na którym Zosieńka, oglądając swoje ulubione seriale, będzie mogła pedałować. Jest tylko jeden problem, od nich Zosia pomocy nie przyjmie. Liczą na nasze wsparcie  w tym względzie.

Wczoraj spróbowaliśmy...
- Nie, bo mi się nie chce.
- Nie, bo nie lubię.
- Nie, bo nie.
Na pytanie Teda, co będzie, jak w końcu tak upadnie, że się połamie, jak sobie wówczas wyobraża naszą pomoc, skoro teraz nie wyrabiamy się czasowo?- odpowiedziała: 'Jakoś to będzie'!!!
JAKOŚ TO BĘDZIE!!!

Teraz my liczymy na to, że zrobiło jej się przykro i zadzwoni do 'Maciejów' na skargę, a oni nas poprą i zaproponują rower Basi, który umiera z nudów w pokoju gościnnym.

I taka mnie tylko naszła refleksja, że nigdy bym nie powiedziała czegoś takiego Młodej. Nie wiem, jak to nazwać.
Mamwdupuzm mi jedynie przychodzi do głowy, żeby nie powiedzieć kure...

poniedziałek, 7 maja 2018

O tym, że nigdy nie wiesz z kim rozmawiasz...

Wczoraj mieliśmy wspólny wolny dzień. Uczciliśmy go długą wycieczką pieszą, a że nie chciało nam się wracać do domu, postanowiliśmy zjeść obiad w uzdrowiskowej, czyli tej najbardziej atrakcyjnej, części miasta. Wybór padł na restaurację, o której wiedzieliśmy, że karmią dobrze i ceny nie są zabójcze. Dodatkową motywacją była, często przez nas zauważana, kolejka oczekujących przed wejściem.
Weszliśmy, a razem z nami na scenę wkroczył 'kelner-super star'. Od początku założył, że nie warto się nad nami wytrząsać, pamiętajmy, że wracaliśmy, odziani na sportowo, z 10-cio kilometrowego spaceru. Na pytanie, jakie poleciłby piwo odpowiedział: nie piję piwa (nie o to pytaliśmy), ale jak mnie pan spyta o wino, to możemy porozmawiać.
Ted zechciał porozmawiać.
Super Star nie miał pojęcia z kim uprawia pogaduszki, brnął gdzieś zatem po krzaczorach i skończył na propozycji otwarcia specjalnie dla nas Prosecco przy użyciu szabli. Cóż... nie mam pojęcia, co miała na celu ta propozycja. Szablą otwiera się najszlachetniejsze trunki. W ogródku przy plaży, pieścić butelkę Prosecco, jakby to było conajmniej Dom Perignon? Gdzie tu sens?
Wróciliśmy zatem do piwa i platera ryb dla dwojga oraz butelki wody.
Nasz Gwiazdor zabrał Tedowi popielniczkę i mimo, iż potwierdziliśmy, że Ted pali, nie dostaliśmy nowej.
Ted z rozbawieniem obserwował, jak Gwiazdor góruje, nad spragnioną żywności, gawiedzią. Tu chlapiąc gościa wodą ze zmrożonej butelki, tam o czymś zapominając, jeszcze gdzie indziej zapominając o kimś, radośnie wpadając na gości i zagrażając ich bezpieczeństwu (wysokie, pełne szkło falujące na tacy itepe).
Po posiłku zapytał: 'wszystko ok?'. 'Nie kurwa, mam wrzody żołądka i hemoroidy, a jeżeli pyta pan, czy jesteśmy zadowoleni z naszego wyboru, odpowiedź brzmi TAK'- chciałoby się radośnie zakrzyknąć.
Kiedy podawał nam rachunek i usłyszał, że napiwek dostanie na karcie, wysilił się na dowcip. Za późno.
Nawet nie wiedział, że nonszalancko kopał się z koniem, a to, że przeżył zawdzięcza tylko temu, iż naszą zasadą jest, że w dyskusji z ignorantem, na naszych ustach goszczą dwie rzeczy na S- smile and silence*.

Mimo, że ryby były pyszne, nie wrócimy już do tego miejsca, zresztą za chwilę nasz kumpel otwiera smażalnię. Wolę rybę na plastikowym talerzu podaną z uśmiechem, niż kogoś, kto podaje mi plater i traktuje z wyższością.

* uśmiech i milczenie- to dla tych, którym kiedyś obiecałam 😉

środa, 2 maja 2018

Długi weekend part two

Doceniam.






Inni muszą tu przyjechać.
Ja tu mieszkam ❤