Wczoraj mieliśmy wspólny wolny dzień. Uczciliśmy go długą wycieczką pieszą, a że nie chciało nam się wracać do domu, postanowiliśmy zjeść obiad w uzdrowiskowej, czyli tej najbardziej atrakcyjnej, części miasta. Wybór padł na restaurację, o której wiedzieliśmy, że karmią dobrze i ceny nie są zabójcze. Dodatkową motywacją była, często przez nas zauważana, kolejka oczekujących przed wejściem.
Weszliśmy, a razem z nami na scenę wkroczył 'kelner-super star'. Od początku założył, że nie warto się nad nami wytrząsać, pamiętajmy, że wracaliśmy, odziani na sportowo, z 10-cio kilometrowego spaceru. Na pytanie, jakie poleciłby piwo odpowiedział: nie piję piwa (nie o to pytaliśmy), ale jak mnie pan spyta o wino, to możemy porozmawiać.
Ted zechciał porozmawiać.
Super Star nie miał pojęcia z kim uprawia pogaduszki, brnął gdzieś zatem po krzaczorach i skończył na propozycji otwarcia specjalnie dla nas Prosecco przy użyciu szabli. Cóż... nie mam pojęcia, co miała na celu ta propozycja. Szablą otwiera się najszlachetniejsze trunki. W ogródku przy plaży, pieścić butelkę Prosecco, jakby to było conajmniej Dom Perignon? Gdzie tu sens?
Wróciliśmy zatem do piwa i platera ryb dla dwojga oraz butelki wody.
Nasz Gwiazdor zabrał Tedowi popielniczkę i mimo, iż potwierdziliśmy, że Ted pali, nie dostaliśmy nowej.
Ted z rozbawieniem obserwował, jak Gwiazdor góruje, nad spragnioną żywności, gawiedzią. Tu chlapiąc gościa wodą ze zmrożonej butelki, tam o czymś zapominając, jeszcze gdzie indziej zapominając o kimś, radośnie wpadając na gości i zagrażając ich bezpieczeństwu (wysokie, pełne szkło falujące na tacy itepe).
Po posiłku zapytał: 'wszystko ok?'. 'Nie kurwa, mam wrzody żołądka i hemoroidy, a jeżeli pyta pan, czy jesteśmy zadowoleni z naszego wyboru, odpowiedź brzmi TAK'- chciałoby się radośnie zakrzyknąć.
Kiedy podawał nam rachunek i usłyszał, że napiwek dostanie na karcie, wysilił się na dowcip. Za późno.
Nawet nie wiedział, że nonszalancko kopał się z koniem, a to, że przeżył zawdzięcza tylko temu, iż naszą zasadą jest, że w dyskusji z ignorantem, na naszych ustach goszczą dwie rzeczy na S- smile and silence*.
Mimo, że ryby były pyszne, nie wrócimy już do tego miejsca, zresztą za chwilę nasz kumpel otwiera smażalnię. Wolę rybę na plastikowym talerzu podaną z uśmiechem, niż kogoś, kto podaje mi plater i traktuje z wyższością.
* uśmiech i milczenie- to dla tych, którym kiedyś obiecałam 😉
Ten SS (heh...) to tak jak niektóre panie z drogerii, co to obczają klienta już od drzwi, obtrzaskają go z góry i na dół i już wiedzą (tzn. tak się im wydaje), czy to nadziany ktoś, czy gołodupiec, co tylko wymaca i pójdzie. Nie wiadomo czy kij w tyłku to cecha nabyta, czy wrodzona.
OdpowiedzUsuńOd razu mi się przypomniał nasz powrót ze Skrzycznego i wędrówka do pierogarni, gdzie brudni i spoceni (brakowało tylko much latających nad głowami) czekaliśmy na jedzenie :) Całe szczęście nie było tam kelnera stara, tylko sympatyczny pan.
I jeszcze panie ze sklepów z biżuterią, które mają minę, jakby to one posiadały zawartość gablot 😄
UsuńO to to to! Nie wiem skąd się to bierze, nierzadko je nie stać na te rzeczy bardziej niż klienta, ale nosem ostro harują po suficie ;)
UsuńFakt, miał pecha. Kiedyś widziałem w TV jak jakiś gość z pięściami rzucił się na przechodnia, tylko po to, by dowiedzieć się, że tamten był wicemistrzem Polski w boksie.
OdpowiedzUsuńAle przyznaj, że inaczej w ogóle byś go nie zauważyła. Widać to jeden z tych, co się kładą na przejściu dla pieszych, bo inaczej ktoś mógłby nie zauważyć, że on istnieje.
No tak, czymś trzeba się wyróżniać. Pan postawił na bezczelność 😊
UsuńStrasznie takich nie lubię. Ale teraz najchętniej zjadłabym rybę!
OdpowiedzUsuńIdę spać.
Dobranoc oraz ryba była w tym wszystkim najlepsza 😊
UsuńWygląda na to, że z tej całej restauracji najlepsze jest piwo. Na szczęście mam je bliżej :)
OdpowiedzUsuńNie masz tego, co było wcześniej, ale to ustaliłyśmy pod poprzednią notką.
UsuńNo weź, nie kop leżącego!
UsuńNie kopię przecież 😉
Usuńale jesteś wiesz, kazdy sie musi dowartościowac czasami )
OdpowiedzUsuńNo toż mu nie przeszkadzaliśmy w dowartościosywaniu się 😀
Usuńuuh, nie lubie takich. Ja to bym w ogóle wolala zamawiac przy barze, samemu odbierac, i przy barze placic. Bez rzadnego wolania, pytania itd.
OdpowiedzUsuńKiedys sie nam zdarzylo, ze 45 minut czekalismy na rachunek...
Jak nie dostaję rachunku, zaczynam zbierać się do wyjścia. Nawet nie wiesz, jak podkręca to ruchy obsłudze 😊 oraz witam.
UsuńNo a ja taka grzeczna i kulturalna czasem jestem, wted kiedy nie trzeba najczesciej...
UsuńOraz dzińdybry :-)
Ja też... do pierwszego wqoorwa. Bo trzeba Ci wiedzieć, iż mój Małżon Ted szkoli kelnerów i sommelierów zawodowo, mamy więc pewną granicę bezczelności, którą akceptujemy z uśmiechem 😉
Usuńostatnio byłam ze znajomym na pizzy, tyle, że nie w pizzerii a w restauracji... no i zamówiliśmy tę pizzę, i dostaliśmy, i nie było sosów... więc pytamy pana kelnera, a on, najpierw się zapowietrzył na naszą niewiedzę i brak obycia, a potem, jak już odzyskał oddech, z wyższością poinformował protekcjonalnym tonem: proszę państwa, to jest pizza z tradycyjnego włoskiego przepisu, zrobiona z oryginalnych włoskich składników, podawana tak jak we Włoszech, czyli bez sosów.....
OdpowiedzUsuńoch my prowincjusze :)))))))
No pacz, ja też z prowincji 😜
UsuńTak, też byłam kiedyś świadkiem takiego potraktowania człowieka z góry. To był akurat młody chłopak, ale może zostawiłby w restauracji więcej kasy (bo było go stać), gdyby nie powyższa wyższość.
OdpowiedzUsuńMy, na naszych szkoleniach również uczymy, jak UCZCIWIE zarobić na swoje napiwki 😉
UsuńNapiwki i kultura ich dawania, ale także przyjmowania (czyli coś co dotyczy obu stron) to kolejna kwestia, o której można by napisać notkę:))
UsuńA wiesz, że może coś naskrobię 😊
UsuńDreamuś wszystko przez to , że byliście incognito, bo w przebraniu, (patrz: strój sportowy) i dla zmylenia tropów zamówiliście plebejskie pifko. No i się koleżka przeliczył w daleko idących wnioskach. Mus jest uważać ściemniając, a najlepiej mówić prawdę i być szczerym. Tak w razie cóś by się nie zbłaźnić:) Jak czegoś nie wiem to nie udaję znawcy tylko mówię, żem głąb w temacie:)
OdpowiedzUsuńCzyli co? Klienci z Rolexem na ręce i w garniturze od Armaniego mają pierwszeństwo? 'Bo klient w krawacie jest mniej awanturujący się'- jak twierdził klasyk? Znamy te numery. Wchodzimy do knajpy znajomych, gdzie kelnerów szkolił Ted i zaczyna się taniec. Ale tylko wokół nas, czyli szkolenie nie spełniło swojego zadania, bo mentalność nie ta... 😣
UsuńNie rozpoznałabym Rolexa i garnituru od Armaniego nawet po metce:) Dla mnie w wyglądzie liczy się głównie to, czy człek schludny i czysty, czy od niego nie capi niechlujem i brudasem, więc arbiter elegancji ze mnie żaden:)
UsuńNika, ja też bym nie rozpoznała:)))
UsuńA ja tak, bo Rolexy są paskudne 😀
UsuńNiestety, olbrzymia masa luda ocenia książki po okładce, a ludzi po tym JAK wyglądają.Smutne, bo przez to można wiele stracić i bardzo się naciąć.:( Ja bym już się nie nabrała, choć kiedyś bywało różnie. Dawno temu często utożsamiałam zewnętrzne piękno z tym wewnętrznym. No wiesz, "czy te oczy mogą kłamać "?
OdpowiedzUsuńLudzkość oceniająca mnie po okładce (tej służbowej i tej zupełnie prywatnej, a nawet sportowej) znika z mojego horyzontu szybciej, niż się tam znalazła. Dlatego też w naszym życiu panuje harmonia, gdyż 99% gwiazdorów wszelkiej maści odstrzeliliśmy 😉
UsuńJa zrobiłam to samo i mi z tym wspaniale.:)
UsuńNo cóż, zadziwiająca jest ignorancja i buta tych, którzy najmniej powinni być zadowoleni z tego, co robią i umieją. Temu star najwyraźniej do głowy uderzyła sodowa, ale faktycznie nie zasługiwał na wymianę zdań. :)
OdpowiedzUsuńCóż umiejętności dobrego kelnera są bardzo wysoko oceniane, nawet na kilka tysięcy euro miesięcznie. Zadowolenie z takiej pracy jest bezsprzeczne... tyle, że to pewnie nie był ten przypadek 😉
Usuń