Niektórzy żyją w internecie. Cokolwiek zrobią- wiedzą to wszyscy. Skoro mają taką potrzebę, nic mi do tego ale... i tu zaczniemy moją opwieść.
Moja szwagierka jest jedną z tych influenserek internetowych, dzielących się z ludem przemyśleniami oraz wydarzeniami z życia, oznaczającą ten lud bez względu na to, czy lud chce, czy wręcz przeciwnie.
Pisałam już, że mamy tylko firmowego fb? Otóż zostaliśmy oznaczeni jako goście na chrzcinach jej wnuka (!!!) na ten przykład. Dzisiaj, dzięki temu, można nas oznaczyć TYLKO za naszą zgodą. Netykieta to słowo obce szwagierce.
Otóż w piątek piątego lutego świat dowiedział się, że jest chora. Ojojania było w pip i trochę przy czym my nie dołączyliśmy.
W czwartek jedenastego z przeziębienia zrobił się covid. Chyba za lekko ją jebło, bo siedziała na fb i opowiadała z detalami kto się z nią kontaktuje i czego chce.
W sumie krótka opowieść o kobiecie, która lubi istnieć, powiecie.
Niby tak, ale... pierwszego lutego do MatkiZ wpadł synuś, małżonek influenserki. Na pół godzinki. Na kawę. Liczycie? Pierwszy lutego kontakt z MatkąZ. Piąty lutego zdecydowane objawy u jego żony. Jedenasty diagnoza. W międzyczasie my byliśmy tam kilka razy, bo nie pozwalamy mamie chodzić samej po śniegu i lodzie.
W niedzielę synuś dzwoni do mamusi i opowiada, jak to u nich zajebiście, morsują, cudują, jest fest.
Tu na scenę wkraczamy my.
Jest poniedziałek, wczoraj. Dzwoni mama i prosi o podwiezienie na szczepienie w czwartek.
- A ty mamo wiesz, że miałaś kontakt z kimś, kto ma w domu covid?- pytamy.
- Z kim?- pyta zaskoczona mamusia.
- Ze swoim synkiem- my jej na to, powodując całkowitą ciszę w słuchawce na dłuższą chwilę.- Przecież ja z nimi wczoraj rozmawiałam- mamie w końcu wrócił głos- u nich wszystko w porządku.
- Na fb twierdzą inaczej- zbiliśmy argument.
- Zaraz tam zadzwonię- chyba się mamusia wkurzyła.
- Nie, my to załatwimy.
Tu nastąpił telefon do braciszka (nie mojego, żeby była pełna jasność) i tekst który w konkursie na idiotę roku ma szansę pobić nawet naszych polityków:
- Nic mamie nie mówiliśmy, bo ta wiedza jest jej do niczego niepotrzebna.
- Nawet kurwa nie wiesz, jak bardzo jest jej potrzebna- nie wytrzymałam- ma termin szczepienia na czwartek.
- Ale przecież może zarazić się na ulicy albo w sklepie- tłumaczył się dalej idiota.
- Ale szansa, że zarazi się od ciebie, siedzącego w jej salonie bez maski chyba trochę wzrasta, prawda?
-... i co teraz?- zapytał idiota nie wiedząc, co teraz.
Po kilku godzinach wiszenia na telefonie i konsultacjach medycznych, zapadła decyzja. Jeżeli do czwartku rano nie będzie niepokojących objawów, szczepimy.
Jak będą, przysięgam, osobiście pierdolnę idiocie.