Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

czwartek, 22 lutego 2024

Kawa, ciśnienie i inne tematy

Siedzę w pracy, obok mnie śpią dwa psy, ogrodnicy uganiają się po lesie, Ted pojechał załatwiać coś w mieście, reszty nie ma. Cisza i spokój.

Kawa z czekoladą pachnie w kubku obok. Bezkofeinowa of course. Mam zakaz kofeiny gdyż ciśnienie… No właśnie. Od miesiąca, codziennie rano mierzę. U pani doktor (chyba teraz mówi się doktór, albo jakoś tak) za pierwszym razem było 180/110, taki wykręciłam wynik😀 Po dwóch tygodniach już tylko 149/98. W międzyczasie stwierdziłam, że nie zamierzam całe życie brać tabletek i wdrożyłam plan. Zaczęłam od masażu w celu obniżenia kortyzolu, potem wpadłam do Decathlonu po stepper, bo niby mamy siłownię, ale zimno tam jest nieziemsko i niefajnie. Zamiast steppera kupiliśmy step. Niewielka różnica, ale jak bez pomocy trzeba ruszyć swoją masę na stopień, to wychodzi piękne obciążenie. Zaczęłam od 30 minut i już po pierwszym treningu okazało się, że się ze stepem polubimy. Dzisiaj, w tygodniu czwartym robię 40 minut i dorzuciłam ćwiczenia somatyczne. I tak, pierwszy raz od początku choroby moim oczom, na wyświetlaczu, ukazał się wynik 117/80 jeszcze przed wzięciem tabletki.

W międzyczasie pojawiły się wyniki badań, które są dobre, więc wszystko byłoby git, gdyby nie kaszel, który nigdzie się nie wybiera i jednak trochę przeszkadza. Nagle pojawiają się łzy w oczach, drapanie w gardle i atak, który trwa kilka minut, a potem wszystko wraca do normy. Tylko ja jestem dziwnie spłakana, usmarkana i wyczerpana. 

Waga zjechała w dół o całe 30 dag😂 ale nie o wagę tu chodzi, chociaż trochę też. Z moich 15 zgubionych kilogramów zostało mi tylko 5, troszkę mnie zatem ubodło. Ted się ze mnie początkowo śmiał, że znowu obudził się we mnie byk, ale sam po cichu układa sobie plan treningowy w tej zimnej siłowni😉

Kawa z czekoladą to jest coś, co dodaje mi energii, chociaż nie do końca potrzebne mi jest te 50 kalorii.



W Belgii już wiosna. Leje i wieje, ale kwiecie kwitnie, jak oszalałe. Dla nas to kwiecie nic nie znaczy, bo równie dobrze, w każdej chwili może je pokryć śnieg, ale jak przy wejściu zaczynają kwitnąć krzewy, co to nie znam ich nazwy, to temat nadejścia wiosny mamy zamknięty. Jest i tyle. 

Paul odszedł 13 lutego, dzień po tym, jak się z nim pożegnaliśmy. Wszystkich tak zmiotło, że Akademia na swojej stronie opublikowała informację dopiero wczoraj. Wiecie, że tu trzeba mieć zaproszenie, żeby przyjść na pogrzeb? Nie mieliśmy. Myślę, że rodzina nie chciała zjazdu jego studentów z całej Europy. 

Kończy mi się kawa, psy zerkają na mnie z nadzieją. Chyba pójdziemy powłóczyć się po lesie, co też jest dobre dla obniżania kortyzolu😉

Dobrego dnia.

1 komentarz:

  1. u ciebie i wosna prawdziwa, u nas leje, wieje i psie kupska...taka różnica. nie chce mi sie włóczyć w taka pogodę, dodatkowo nie mogę się przeziębić. niestety. ściskam :-)

    OdpowiedzUsuń