Zanim ruszyli jednego już nie było, a drugi słabł. Mama i tata pływali w pewniej odległości z dwójką, gdzieś był trzeci.
Szef wyłowił tego przy gnieździe, nigdzie nie znalazł już drugiego. Ted obchodząc staw z drugiej strony znalazł ostatniego. Tonął biedulek, cały zanurzony w wodzie, ostatkiem sił trzymał się dzióbkiem trzciny. Jak go Ted wyłowił, wróciły mu siły witalne, zaczął się drzeć w mini niebogłosy i swoim manieńkm dziobalkiem postanowił skaleczyć… swojego wybawcę.
Panowie, oba uratowane, pisklęta zainstalowali w domku na środku stawu i z brzegu obserwowali czy matka wróci je ogrzać. Po jakimś czasie kacza mama stwierdziła, że zagrożenie w postaci ludzi minęło i wróciła do gniazda, zostawiając dwa pozostałe maleńtasy pod opieką taty. Niestety nie udało się odnaleźć piątego pisklaka😢
Nie wierzcie, że kaczki nie mogą się utopić.
Na zdjęciu mini topielec- fighter na rękach jednego z wybawców😀
o matko i corko to dopiero akcja. No i faktycznie mogą utonąć ...maleńtasy. w moich oczach Ted to bohater.
OdpowiedzUsuńKocham ludzi, którzy ratują zwierzęta.
OdpowiedzUsuńChwyta mnie za serce ta historia, brawa dla Teda i Szefa, bohaterów stawu 🙂
OdpowiedzUsuń