Chciałam Wam napisać
że było pięnie, wszyscy stanęli na wysokości zadania, staliśmy obok siebie murem ale… nie napiszę, chociaż to wszystko prawda. Poniedziałkowe wydarzenia położyły się bowiem cieniem na wszystkim.
Chłopaki zaczęli rano u notariusza, a potem, jak się domyślacie, sprawy tylko przyspieszyły. Ja czekałam u Cioci, trochę jej sprzątając, a żona brata w domu u mamy. Ja cierpliwie, ona nie bardzo. Pod koniec tego czekania strzelała już z dupy, jak z cekaemu. Na poprawę nastroju Ted zaproponował wspólny obiad w knajpie i się zaczęło. Bratowej otworzyły się rany z drugiej wojny światowej i zamiast się dogadywać, siedzieliśmy z rozdziawioną gębą, i słuchaliśmy lawiny zarzutów takich bardziej z dupy i bez związku, a potem odpowiedzieliśmy rzeczowymi argumentami na ‘nie bo nie’, ‘macie mnie gdzieś, to się nie wypowiadam’ (przy czym właśnie skończyła tyradę złożoną z ocen i zarzutów) i tego typu życiowe mądrości. Nie będę cytowała, bo cytuję raczej klasyków w stylu ‘myślenie jest trudne, dlatego większość ludzi ocenia’ (C. G. Jung).
Po wyrzygu spod wątroby zapanowała niezręczna cisza, a przerwała ją panna ‘spierdolę wam humory, bo za gładko idzie’ i obwieściła, że teraz to już nie chce jej się z nami gadać. Tu na scenę delikatnie wkroczyła moja histamina, która mnie odpala. Panując jednakowoż nad tonem oraz językiem stwierdziłam, że nie będę siedziała przy stole z kimś, komu nie chce się ze mną gadać, wstałam, pożegnałam się, powiedziałam Tedowi, że wracam do Cioci i wyszłam. Nie było żadnej dramy. Obiad był zjedzony, rachunek zapłacony, a ja przeprosiłam Teda, że nie wytrzymałam.
Z dobrych wiadomości mam taką, że panowie dogadali się bez publiczności. Odkładamy chwilowo decyzję ‘sprzedajemy czy wynajmujemy’ na czas po świętach, mając na uwadze święty spokój brata i white, a nie black christmas. Druga dobra wiadomość jest taka, że zabrałam Ciocię do fryzjera i wygląda świątecznie.
Ta zła jest taka, że jest czwartek, a panna ‘mamwaswdupie’ jest nadal obrażonly .
Biedny chłopak, dealuje z podwójną diagnozą, jak nas oświecił nasz nadworny psycholog. Bardzo nie chciał zauważyć toksycznych reakcji, ale poniedziałkowy finał potwierdził przeczucie, że nie jest dobrze.
Chyba kupię choinkę w donicy i oddam ją po świętach niani naszego mieszkania.
Ted szaleje przeorganizowując salon i pokój gościnny (czytaj były pokój Młodej). Każdy inaczej przeżywa żałobę. Ja dla odmiany mam ciśnienie tysiącpięćset na stodziewięćset i tylko nie wiem czy to żałoba, czy trzyma mnie jeszcze akcja z poniedziałku.
I co tu można napisać? Trochę jakbym się wtrącał w nie swoje sprawy. Masz Teda i tego się trzymaj, a pozostali - cóż, wkrótce się rozjedziecie i stracisz ich z oczu. Masz swoje życie i żyj nim - a panna "mamwaswdupie" musi żyć swoim. Nie zazdroszczę jej, mówiąc między nami.
OdpowiedzUsuńJa też jej nie zazdroszczę, szkoda mi obojga, muszę jednak myśleć bardzo logicznie, bo na stole leży akt współwłasności mieszkania w kurorcie nad morzem.
Usuńskoro to kurort nad morzem, to może jednak rozsądniej będzie wynajmować ??
OdpowiedzUsuńoraz japrd jak ja mam dość ostatnio zfochanych osób, to nawet nie wiesz Dreamu. Trzymam kciuki za Was.
Najważniejsze, że już po wszystkim...najsmutniejszym, a natenczas miejcie ich w poważaniu.
Z tym rozsądkiem jest właśnie kłopot bo foch nadal trzyma. Mamy czas wykopków. Ted wypiernicza, sprząta w domu, ale myślę, że bardziej w głowie ale zaraz odpoczniemy. Już kończymy. Jutro przyjeżdża samochód z fundacji odebrać to, co jest jeszcze dobre.
Usuń